Restauracja w hotelu Mościcki – Spała, woj. łódzkie
Hotel Mościcki, atrakcyjnie położony w centrum Spały, przyciąga ofertą noclegową i gastronomiczną. Zbudowany w 2005 roku posiada także centrum odnowy biologicznej i rehabilitacji.
Do hotelowej restauracji wybrałam się na obiad w ostatnią sobotę karnawału.
Duch prezydenta Mościckiego
W holu recepcyjnym zauważyłam popiersie przedwojennego prezydenta Polski, od imienia którego nazwano hotel. Kierując się w stronę sali restauracyjnej, w korytarzu na ścianach mogłam oglądać zdjęcia przedstawiające Ignacego Mościckiego. Fotografie przenosiły w czasy bliskie prezydentowi i jego pobytów w Spale. Malowniczej miejscowość pośród lasów, którą wybrał sobie na letnią rezydencję.
Wnętrze mnie nie oczarowało
Udałam się na koniec korytarza. W przestronnej sali, z przeszkloną ścianą wychodzącą na ulicę zastałam gustownie nakryte stoły oczekujące na gości. Jak się okazało, wieczorem miał się tutaj odbyć, jak co roku w sobotę kończącą karnawał – ostatkowy bal carski.
Nie znajdując wolnego od zastawy stolika, spytałam jedną z obecnych na sali kelnerek o możliwość konsumpcji. Była – wprawdzie nie w tej, ale w sali znajdującej się obok.
Skorzystałam z propozycji. Znalazłam się w sali Prezydent Mościcki. Ona też już czekała na przyjęcie uczestników balu. Obszerna, z kilkoma dużymi okrągłymi stolikami, na środku parkiet. Nad nim, lekko zwisały zawieszone u sufitu materie w kolorze purpury i perły. Kwadratowy biały filar, który umownie dzielił salę na część służącą do tańca i część do biesiadowania przyozdobiono prostą ramą obrazu z karnawałowymi gadżetami. Podobne ramy zawisły na tkaninach zasłaniających okna.
Współczesną, dosyć oszczędną w wyrazie aranżację przełamywały jedynie szafy z ciemnego drewna. Ustawione wzdłuż jednej ściany kryły ciekawy księgozbiór. W kąciku, przy jednej z nich znajdowała się kanapa. I tutaj też urządzono błyskawicznie miejsce do spożycia przeze mnie posiłku.
Pełna podniecenia atmosfera towarzysząca przygotowaniom do balu mnie tutaj nie dosięgała, mogłam więc w spokoju oddać się lekturze menu restauracji.
Zmysłowe zioła
Wśród bogatej listy dań kuchni polskiej i europejskiej, moją uwagę zwróciła karta zawierająca pozycje polecane przez szefa kuchni. Należały do nich: zupa z szyjek rakowych z grzanka serową, kołduny litewskie nadziewane jagnięciną w rosole lub czerwonym barszczu, pieczony filet z makreli z frytkami lub warzywami z wody, sznycel wiedeński z frytkami i masłem czosnkowym, polędwica jagnięca z sosem czosnkowym na zapiekanych ziemniakach z tymiankiem, polędwica wołowa „Chateaubriand” (dla dwóch osób) ze smażonymi ziemniakami duszona z cebulą i sosem „Bearnaise”.
Z innych propozycji zaciekawiła mnie: polędwiczka wieprzowa pleciona w warkocz na ziemniaczanym purre z sosem na bazie białego pieprzu i z warzywami z wody.
Za ok. 30 min na moim talerzu zagościła cała paleta barw. Złoto-brązowy warkocz kruchego mięsa, pomarańczowa marchew, jasnokremowe różyczki kalafiora, soczysta zieleń brokułów, żółciutkie ziemniaki i do tego lekko szary sos pieprzowy. Palce lizać! Świeże zioła dorzucone na wierzch potrawy sprawiły, że danie zyskało to „coś”, bez czego nie byłoby tak wykwintne i niezwykłe.
Tymi właśnie ziołami – które, jak zauważyłam dodawano do większości potraw – szef kuchni zyskał u mnie szczególne uznanie. Bowiem w dobrej kuchni nie powinno ich nigdy zabraknąć. Ich odrobina może sprawić, że nawet najprostsze danie będzie wyjątkowe.
Inne tematy w dziale Rozmaitości