Amerykanie perfekcyjnie przeprowadzili inwazję i szybko obalili reżim Saddama Husajna w marcu i kwietniu 2003 roku. Jednakże później popełnili wiele błędów, których naprawienie zajęło lata. Przede wszystkim nie wysłali wystarczająco licznych wojsk, przez co brakowało żołnierzy, którzy zaprowadziliby porządek i zapanowali nad chaosem, bandytyzmem i anarchią, jakie zaczęły się szerzyć. Brak bezpieczeństwa i stabilizacji plus problemy z dostawami prądu, wody i paliwa spowodowały rosnące niezadowolenie i frustrację zwykłych Irakijczyków. Bezpieczeństwo i stabilizacja, sprawna administracja i siły bezpieczeństwa, budowanie wolnego rynku i oddolnego społeczeństwa obywatelskiego powinny były być wówczas priorytetem. Samo zadekretowanie demokracji i wolności to było za mało.
Inne błędy, jakie popełnili Amerykanie to: źle działający wywiad, brak silnych rządów w Bagdadzie w kluczowych latach 2003-2006, dopuszczenie do wyższych stanowisk ludzi szemranych i skorumpowanych jak np. Ahmed Chalabi), pozwolenie na to, by do irackich sił bezpieczeństwa przeniknęli szyiccy ekstremiści (szwadrony śmierci, z którymi trzeba się było później rozprawić), skandale z udziałem niektórych żołnierzy amerykańskich (Abu Ghraib, Mahmudija, Haditha), zbyt późne zastosowanie strategii „Surge”. Nie pomogły także informacje o przewałach finansowych, do jakich dochodziło przy odbudowie Iraku (choć dokonywała ich głównie strona iracka). Wszystko to było wodą na młyn dla islamskich terrorystów i fanatyków religijnych, którzy od lata 2003 roku siali śmierć, zniszczenie i strach.
W końcu, w 2007 i 2008 r. po zastosowaniu nowej strategii udało się ich pokonać. Liczba zamachów i ataków terrorystycznych drastycznie spadła, miejscami nawet o 80%. Gdy w 2009 roku George W. Bush odchodził z urzędu, Irak był już zupełnie innym, lepszym krajem. Miał własny demokratycznie wybrany rząd, administrację, silną armię i siły bezpieczeństwa, nowe prawo, wolne media, a iracka ropa osiągnęła najwyższy poziom wydobycia w historii kraju (dziś to ok. 3 mln baryłek dziennie).
Niestety sukces militarny i polityczny, który kosztował tak wiele, został później zaprzepaszczony przez Obamę, który zostawił Irak na pastwę losu i w 2011 r. wbrew zdrowemu rozsądkowi wycofał wszystkie amerykańskie oddziały. Przypodobanie się przez administrację Obamy opinii publicznej skutkuje dziś tym, że odżyły dawne podziały wśród sunnitów, szyitów i Kurdów, al-Kaida nasiliła liczbę zamachów, zaś Irakowi grozi chaos i destabilizacja. A wystarczyło zostawić 15-20 tysięcy żołnierzy USA, nie pozwolić Iranowi i Turcji na mieszanie się w sprawy irackie oraz mieć na uwadze to, co robi iracki rząd…
Przeciwnicy interwencji w Iraku nie tylko wybielają reżim Husajna bredząc jak to wspaniale się żyło pod jego rządami, ale również nie chcą widzieć tego, co się siłom koalicji i Irakijczykom udało osiągnąć po 2003 roku. Że od podstaw stworzono nowe państwo, z jego strukturami i najbardziej liberalną na Bliskim Wschodzie konstytucją. I że to państwo jest pomimo wojny i plagi terroryzmu najszybciej rozwijającym się krajem w regionie (poza Izraelem). Że funkcjonuje tam 65 uniwersytetów, 32 000 nowych szkół średnich, ponad 240 szpitali i 1200 klinik, ponad 800 gazet i stacji TV. Że działa tam ponad 1200 niezależnych sędziów, którzy nie wahają się skazywać polityków. Że tylko do 2005 roku powstało 27 000 nowych form działalności gospodarczej. Że nowoczesna Iracka Armia liczy ok. 200 000 żołnierzy i dzięki Amerykanom jest w stanie samodzielnie zapewnić bezpieczeństwo w swoim kraju. Że rozwija się społeczeństwo obywatelskie, ludzie mogą demonstrować swoje poglądy, iracki rząd musi się liczyć z ich opinią, a każde wybory w Iraku okazują się sukcesem, zaś frekwencja jest wyższa niż w USA, nie mówiąc o Polsce.
Pomimo że przeciwnicy inwazji na Irak wywodzą się z różnych środowisk (od komunistów i anarchistów po narodowców i nacjonalistów), to łączy ich nienawiść do USA i miłość do reżimu Saddama Husajna i w podobny sposób to wyrażają. Lubią oni oskarżać USA i prezydenta Busha o wszelkie zbrodnie i złe intencje oraz udają, że obchodzi ich los Irakijczyków i żołnierzy wysłanych na wojnę. Tak naprawdę mają ich jednak gdzieś. Dlaczego przeciwnicy inwazji na Irak nie protestowali przeciwko Saddamowi, gdy ten był u władzy, dokonywał ludobójstwa i okłamywał inspektorów rozbrojeniowych? Gdzie byli przeciwnicy interwencji w Iraku, gdy każdego dnia islamscy terroryści dokonywali zbrodniczych zamachów, porywali i mordowali przed kamerami niewinnych ludzi, przeprowadzali zamachy samobójcze, atakowali szkoły, szpitale, targowiska, pogrzeby itd.? Dlaczego przeciwnicy interwencji w Iraku protestują tylko przeciwko USA i Izraelowi, lecz nigdy nie pisnęli słowa przeciwko ludobójczym i o wiele bardziej krwawym wojnom w Afryce, przeciwko reżimom w Korei Północnej, Rosji, Iranie, Sudanie czy na Kubie?
Odpowiedź jest jedna: przeciwnicy inwazji na Irak, którzy tak się zachowują są skończonymi hipokrytami, tak samo jak ich poprzednicy z czasów wojny w Wietnamie. Sean Penn, hollywoodzki aktor i znany lewak jest dobrym przykładem antywojennego i antyamerykańskiego hipokryty. Ten obłudnik ochoczo opluwał prezydenta Busha i kraj, w którym żyje do dziś dostatnio, i któremu zawdzięcza tak wiele, a równocześnie jeździł do Saddama H., gdy ten był jeszcze u władzy i gorąco go wpierał. Doradzał także dyktatorowi Hugo Chavezowi jak pomieszać szyki Ameryce. I ten sam Penn chciałby widzieć administrację Busha w więzieniu. Tymczasem to właśnie Penn i jemu podobni powinni trafić za kratki- za zdradę stanu. Podobnie obrzydliwą postacią jest Michael Moore, który popiera wszelkich możliwych wrogów USA, w tym islamskich terrorystów (o czym świadczy np. jego wypowiedź z kwietnia 2004 r.).
Szczytem tej hipokryzji jest przypisywanie siłom koalicji winy za śmierć tysięcy irackich cywilów. W rzeczywistości ponad 90% z około 100 000 cywilnych ofiar tej wojny, poniosła zginęła z rąk islamskich terrorystów, fanatyków religijnych i zwyczajnych bandytów, a nie w wyniku działań sił koalicyjnych i irackich (co mówią wszystkie wiarygodne dane, a nawet Wikileaks). W czasie samej inwazji na Irak (20.03-1.05.2003) zginęło: 139 żołnierzy amerykańskich, 33 brytyjskich, 7 600- 11 000 irackich oraz 3 000-7 000 irackich cywilów. Cywilnych ofiar było więc mniej niż wojskowych, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością.
Godne pogardy jest także to, że żołnierzy (nie tylko amerykańskich) walczących z reżimem Saddama, a później z islamskimi terrorystami wyzywa się od najemników, okupantów i morderców, porównując przy tym do nazistów (a prezydenta Busha do Hitlera). Ośmielam się twierdzić, że żołnierze walczący w Iraku to bohaterowie i najwspanialsi patrioci obecnego pokolenia, których odwaga, poświęcenie i oddanie zasługują na wdzięczność i uznanie cywilizowanych ludzi. Ci, którzy obrażają naszych i sojuszniczych żołnierzy to nikczemni tchórze, którzy powinni się przeprowadzić do Korei Północnej, aby na własnej skórze poznać czym jest totalitaryzm.
Warto też przypomnieć, że za wolny Irak życie i zdrowie oddało tysiące irackich żołnierzy, policjantów, członków tzw. grup przebudzenia i zwykłych cywilów. A tych ludzi trudno uznać za najeźdźców i okupantów. Oni po prostu chcieli żyć normalnie w swoim kraju. W przeciwieństwie do zagranicznych terrorystów, którzy przyjeżdżali do Iraku, aby mordować, niszczyć, gwałcić, szerzyć swoją chorą ideologię i zdobyć w końcu władzę. I którzy są przez media nazywani „rebeliantami”, „bojownikami” lub „ruchem oporu”, zamiast terrorystami i prawdziwymi mordercami, którymi są w rzeczywistości.
Polska również wzięła udział w wojnie z Saddamem i może być dumna ze swoich żołnierzy, którzy pokazali swój profesjonalizm i wartość bojową. Niestety politycy rządzący Polską w latach 2002-2008 nie spisali się, gdyż można było dostać kontrakty na odbudowę, uzbrojenie i wyposażenie irackich sił bezpieczeństwa czy wydobycie ropy. Mieliśmy przecież własną strefę stabilizacyjną i wystarczyło pogadać z kim trzeba w Waszyngtonie i Bagdadzie, żeby uzyskać kontrakty plus większą pomoc finansową na modernizację armii. Inne kraje, jak Wielka Brytania, Australia, Holandia, Dania czy Korea Południowa uzyskały przecież znacznie więcej.
Cena wojny była wysoka: zginęło 100 000-121 000 irackich cywilów (wg wiarygodnych danych min. Iraq Body Count czy irackich instytucji), 4 484 żołnierzy koalicji, ok. 16 000 członków irackich sił bezpieczeństwa, ponad 1000 pracowników prywatnych firm ochroniarskich, 136 dziennikarzy i 51 członków ekip telewizyjnych. Kolejne tysiące ludzi odniosło rany, a kilka milionów Irakijczyków było uchodźcami. Wojna i odbudowa Iraku kosztowała USA ok . 871 miliardów USD. Sytuacja chrześcijan pogorszyła się.
Jeśli jednak za 10-20 lat Irak nie będzie rządzony przez kolejnego psychopatycznego dyktatora, ani przez islamskich ekstremistów, jeśli nie będzie zależny od Iranu, a będzie państwem prozachodnim, które rozwija się i jest przykładem dla innych, to będzie to oznaczać zwycięstwo. Dla mnie ta wojna, choć zaczęła się bez zgody skorumpowanej i skompromitowanej ONZ, była i jest sprawiedliwa i słuszna, bo wojska koalicji walczyły z jednym z najgorszych reżimów na tej planecie oraz z islamskimi terrorystami, którzy są plagą naszych czasów. Dlatego prezydent Bush podjął 10 lat temu właściwą decyzję, za którą jest do dziś obrażany, ale wierzę, że zostanie doceniony i wolni ludzie będą mu jeszcze stawiać pomniki. Nie mam wątpliwości, że tak jak w przypadku wojny w Wietnamie, która po latach okazała się słuszną walką z komunistyczną tyranią, tak w przypadku Iraku historia przyzna rację tym, którzy walczyli w słusznej sprawie ze złem i tę walkę wspierali, a nie tym, którzy tworzyli czarną legendę irackiej interwencji i de facto stanęli po stronie islamofaszystów.
W hołdzie wszystkim żołnierzom koalicji, którzy walczyli i zginęli w czasie wojny w Iraku.
polish_allied


"Iracki ruch oporu"? Partyzanci? Nie! Mordercy i terroryści

Warto było
Prawicowy buntownik z natury, bonapartysta z przekonania, politolog z wykształcenia, zwolennik Wolności i wolnego rynku, wróg lewactwa i socjalizmu.
Tak dla Flagi Konfederacji (CSA), serbskiego Kosowa, amerykańskich republikanów, wolności gospodarczej i osobistej, a także swobodnego dostępu do broni palnej dla osób zrównoważonych i niekaranych.
Nie dla lewicy i jej chorych idei typu gender, globalistów od Gatesa i Sorosa, islamu,Rosji i komunistycznych Chin.
Kocham Tajlandię, Bangkok i Azjatki, nie znoszę feministek.
Przywódcami, których najbardziej cenię są : cesarz Napoleon I, prezydent Ronald Reagan oraz generałowie Francisco Franco i Augusto Pinochet.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka