Po wczorajszym marszu - proteście Wolnych Polaków zorganizowanym przez PIS, należy jasno powiedzieć, że był to sukces organizacyjny. Obojętnie ile osób przyjechało, to partii Kaczyńskiego udała się mobilizacja, o którą trudno było w wyborach. Ale to z całą pewnością nie wystarczy na wygranie wyborów. Natomiast ten wczorajszy protest i jutrzejszy w Gdańsku pod egidą Tuska, łączy kilka aspektów:
1. Cel główny to oczywiście mobilizacja: Kaczyński być może chce rozliczeń za wybory, ale najpierw jak sądzę musi przeliczyć ludzi, elektorat, kto jest mu wierny. Po wczorajszym dniu, jest to pewne, że mu się udało. Tusk uważam, chce tego samego; obawia się w mojej opinii, że ten tzw. elektorat umiarkowany, może mu odpłynąć do PIS lub poczekalni, bo jednak coś nie do końca wyszło. Może być z tym problem, bo jego zwolennicy widzą, że rozlicza PIS, zobaczą to też ci, co nie chcieli Kaczyńskiego na trzecią kadencję, a głosowali na Trzecią Drogę i nie będą chcieli wyrażać poparcia na jego działań. Uznają swoją obecność za zbędną.
2. Kolejnym celem zgodnym dla obu marszu będzie wykrzyczenie w stronę przeciwników: jedni krzyczeli o Białorusi, o więźniach politycznych, drudzy zapewne będą skandowali, że to, co wyprawia PIS, budzi niesmak, że paraliżują działalność tego rządu. Czyli dalej będziemy w punkcie wyjścia; niczego nowego się nie dowiemy.
3. Wczorajszy protest jak i jutrzejsze zgromadzenie pokazały i pokażą, że nikomu nie są na rękę wcześniejsze wybory. Chodzi o prowadzenie walki wyniszczającej do końca; nowa kampania do parlamentu byłaby męczarnią dla obu stron; widać, że nikt nie ma i nie będzie miał merytorycznego pomysłu na nią; obawiam się, że oglądalibyśmy to, co widzimy teraz: narracją "białoruską" i "antypisowską". Nihil novi.
