RobG56 RobG56
331
BLOG

Zwierzyna wolna w klatce

RobG56 RobG56 Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

image  Dzień 3 listopada, którego patronem jest Święty Hubert, to święto myśliwych. I dla myśliwych przede wszystkim Św. Hubert jest patronem. Polowania hubertowskie to stary zwyczaj. Czy myśliwi będą strzelac do  bażantów wypłaszanych bezpośrednio z klatek? Do kuropatw? Jak to czynili Prezes PZŁ Lech Bloch wraz z Ministrem Środowiska Janem Szyszko w jednym z ośrodków hodowli zwierzyny PZŁ.
Artykuł ukazał się w numerze 11/2017 Lasu Polskiego.
Skoro za humanitarną uchodzi zagłada zwierząt w fabrykach chowu przemysłowego, a za bestialstwo śmierć zadana nożem  w chlewiku czy w wyniku strzału w lesie, to czym jest „zacięcie łowieckie”, by strzelać do „wolnej” zwierzyny w klatkach?

Ludzie  są  głodni  i  chcą  jeść,  a  medialne  doniesienia  z  reguły  gonią za  sensacją.  Najczęściej  pomijają  analizę  i  tylko  prześlizgują  się  po tematach. Lubimy historie krótkie, jednoznaczne. Z wyraźną puentą. Chcemy, by czas, który zaangażowaliśmy w czytanie czy oglądanie nie był bezproduktywny. By zakończył się wyrokiem zgodnym z przesłaniem dziennikarza. To wszystkim wiele ułatwia. 

 Hodowla czy myślistwo?
Gdy hodujemy papugi w klatce, to z całą pewnością trzymamy je w niewoli. Nawet gdyby fruwały po mieszkaniu, nie byłyby chowane w stanie wolnym – ściany stanowiłyby barierę ich swobody i wolności.

Hodowla  zajęcy,  kuropatw  czy  bażantów  w  wolierach  i  klatkach, rozpoczęta  najczęściej  w  sposób  sztuczny  –  w  inkubatorach,  nie odbywa się w sposób naturalny i wolny. Często kończy się tam, gdzie się  zaczęła,  i  po  ubiciu  już  nie  zwierzęta,  lecz  tuszki  trafiają  na  stół hodowcy. Człowiek z lenistwa i dla wygody, oraz z przyczyn ekonomicznych, zamienił naturalne łowiectwo na chów zagrodowy i przemysłowy.  Myśliwska  społeczność  została  zamieniona  na  społeczność rzeźników. To nie jedyna profesja, która służy dziś zbiorowemu zabijaniu na niewyobrażalną skalę, dokonywanemu za murami fabryk, a nie w ciszy leśnej ostoi.   Fabryki, walcząc o rynek, wpływają na ograniczenia innych sposobów chowu zwierząt – różnego rodzaju bariery administracyjne  dla  hodowli  przydomowej  (obrączki,  certyfikaty,  rodzaj paszy, kwoty, rejestry). Oczywiście wszystko to odbywa się pod płaszczykiem dbałości o jakość i zdrowie. Pod pojęciem jakości nie kryje się oczywiście powszechne rozumienie tego słowa. Najczęściej chodzi o powtarzalność bylejakości. Bo fabryki działają najwydajniej, gdy jest utrzymywany stabilny i ciągły standard nie najwyższych lotów, ale za to masowej produkcji.

Fabryki zwierzęcego „holocaustu” nie oburzają dziś tak jak upolowanie pojedynczej sarny. Są proekologiczne? Popierane przez WWF, Greenpeace i setki tego rodzaju organizacji, które organizują głośne medialne  akcje  przeciw  polowaniom.  To  myśliwi  są  bydlakami, a nie naukowcy, fabrykanci, robotnicy fabryk sztucznej paszy, probiotyków, antybiotyków, sterydów, anabolików czy też obsługujący maszyny do zbiorowej zagłady.

Hodowla i śmierć dokonywane w sposób zbiorowy i ciągły są dziś humanitarne  i  pełne  humanizmu.  W  przeciwieństwie  do  hodowli w chlewiku i śmierci zadanej nożem czy w wyniku strzału w lesie lub na polu.


Hodowla bezmięsna
Funkcjonują  jeszcze  działania  ukierunkowane  na  ochronę  zwierząt, które przybierają postać hodowli. Trwający od wieku chów żubra będzie zajmował kolejne pokolenia naukowców, gdyż stado, od początku do dziś, jest obarczone skazą genetyczną chowu wsobnego. Przez ten czas można było rozpoznać właściwości sznurów DNA kilku różnych gatunków  zwierząt,  z  człowiekiem  włącznie,  ale  nie  udało  się  wyhodować  zdrowego żubra.

Hodowla bobra i jego reintrodukcja, w której czynny udział brał Polski  Związek  Łowiecki,  zakończyła  się  sukcesem  niespotykanym  gdzie indziej w świecie. Lecz dziś, by czerpać z tego korzyści, kraj ma straty i problemy, gdyż PZŁ został odsunięty od tematu. Oba przypadki miały pierwotnie jeden cel: ochrona gatunku przed kompletnym wyginięciem.

Każdy tego rodzaju sukces zmienia pierwotne priorytety, czego rozpoczynający projekty z pewnością byli świadomi. Wszystko ma się skończyć w kuchni…

Takimi  hodowlami  są  również  ogrody  zoologiczne.  Nie  spełniają jedynie roli edukacyjnej. To klasyczny bank genów gatunków rzadkich i zagrożonych. Jak wskazuje przykład niedawnego „polowania” w jednym z ogrodów zoologicznych, również takie miejsca mogą być przedmiotem zainteresowania kłusowników, którzy zabili w nich nosorożce, by zdobyć ich rogi. Po tym zdarzeniu zdecydowano w Czechach, by wszystkim zniewolonym nosorożcom, w obawie o ich życie, obciąć rogi. Są ludzie, którzy uważają, że niewolenie zwierząt w ogrodach zoologicznych jest niedopuszczalne, ale większość wciąż jeszcze uznaje zasadność ich bytu.


Myślistwo czy hodowla?
Bywa,  że  hodowane  zwierzęta  nie  trafiają wprost na stół – są wypuszczane na wolność.

Stanowi  to  często  przedmiot  oburzenia  społecznego. Oburzenia nie ma, gdy jadą bezpośrednio do ubojni i na stoły. Do lasu czy na pole trafiają, by wzbogacać stan bytującej tam swobodnie zwierzyny. W perspektywie często giną w trudnych realiach walki o byt, przegrywając z innymi zwierzętami lub z człowiekiem – myśliwym bądź kłusownikiem.

Zwierzyna w środowisku znajduje się w stanie wolnym. Choć istnieją hodowle typowych zwierząt leśnych na zamkniętych przestrzeniach, na  ogrodzonych  pastwiskach.  Zagęszczenie przebywającej  w  takich  zagrodach  zwierzyny  nie  występuje  w  naturze,  a  byt  takiego  stada zostaje uzależniony od sztucznego dokarmiania. Jest to zatem planowa hodowla mięsa.

Istnieją  też  zagrody,  w  których  zwierzyna nie jest hodowana i użytkowana w sposób typowo  mięsny.  Stanowi  ona  element  trofeum w wyniku polowania. Ogrodzone obszary, często  zwane  zwierzyńcami, były i są atrybutami przedstawicieli  władzy.  Znane  są  zwierzyńce carskie (np. w okolicach Skierniewic czy Białowieży),  cesarskie  (z  okolic  Gołdapi,  gdzie  taki teren był domeną Wilhelma II). Znane są ogrodzone  obszary  do  wyłącznej  dyspozycji  notabli PRL w okolicy Nidzicy, o powierzchniach większych  od  zwierzyńca  Wilhelma  II,  czy w Bieszczadach, zarządzane przez płk. Kazimierza  Doskoczyńskiego.  Zwierzyna  była  w  nich najczęściej  czasowo  dokarmiana,  co  powodowało,  że  polowanie  stawało  się  łatwiejsze i skuteczniejsze. Często było to tylko wykonanie wyroku, jak w chłopskim chlewiku, choć stwarzanie pozorów czyniło z kata wielkiego i sprawnego myśliwego.

Wciąż istnieją myśliwi, którzy zajmują się łowiectwem z racji rodzinnej tradycji, zamiłowania  do  polowania,  tradycji  kulturowej i społecznej. Nie tylko w Polsce. Gdy ktoś się żachnie,  proszę,  niech  wróci  do  pierwszego akapitu  tego  artykułu  lub  obejrzy  w  Internecie  jeden  z  wielu  dostępnych  obrazów masowej  produkcji  mięsa  drobiowego  czy wieprzowego.


Zacięcie łowieckie.
W  Polsce  istnieje  określony  system  polowań.
Zawsze stanowiły one domenę „panów”. Otoczka  łowiectwa  bardziej  była  zatem  związana z przygodą niż z mięsnym łupem. Pozwoliło to przez wieki zbudować określony klimat i etykę. To cechy łowiectwa polskiego.

Jak w porównaniu z tymi zasadami wypada decyzja  myśliwego,  by  strzelać  do  zwierzyny wypłaszanej  z  klatki  wprost  pod  lufy?  Czy idzie o rekord Wilhelma II (ponad 2000 szt. zwierzyny  na  rozkładzie)?  Czy  o  dygnitarskie zadęcie  w  zapatrzeniu  na  czasy  płk.  Doskoczyńskiego? A może ktoś pomylił bażanciarnię ze strzelnicą do rzutków? Myśliwska przygoda na całego?

Czy ptak wypłoszony z klatki jest już wolny? Czy jest gotów do wolności, gdy urodził się w klatce i spędził tam całe swoje życie? Może go zapytamy? Nie tym razem - nie dożył swojego pierwszego w życiu lądowania.

A  jaką  wolnością  dysponuje,  gdy klatka  stoi  otworem? Po co w ogóle trudzić się z wypłaszaniem ich z klatki? A czy bażant, wystawiając głowę poza klatkę, pozostaje częściowo wolny, a po części w niewoli?

imageFalandyzacja  prawa  niczego  dobrego  nie czyni. Prócz niszczenia jego resztek. Rzecz jasna, falandyzacja nigdy nie tyczyła wszystkich. Najczęściej rację miał tylko płk Doskoczyński. Bo miał ją mieć! Dziś ma ją Minister Środowiska. - Prywatnie jeden ze stu tysięcy myśliwych! Pomagał mu w tym sam Prezes PZŁ. Prywatnie jeden ze stu tysięcy myśliwych!
A może tego rodzaju zacięcie  łowieckie  lepiej  by  się  sprawdziło w zwykłym chlewiku z nożem w ręce? A może wystarczyłby zwykły przycisk w kształcie kurka spustowego na linii uboju drobiu?
Dotychczas uważałem, że gros myśliwych jest etyczna,  szanuje  tradycje  i  przestrzega  zasad. Dziś widzę, że nie ma wśród nich odważnego, by nazwać rzecz po imieniu.

 Łowiectwo w Polsce zginęło. System pielęgnowany w literaturze czy tradycji jest martwy. Łowiectwo nie jest w stanie samo się podnieść. System powinien zostać w całości przenicowany. Nie powinni zajmować się tym obecni myśliwi, dla których standardem  stało  się  strzelenie  do  klatek…  i  masowe poparcie  dla strzelających.


Bezdroża humanizmu
Zastanawiam się głębiej nad tym, o co pytał Józef Maria Bocheński.  O  istotę  humanizmu.  Jeśli w  pewnym  zakresie  większość  jest  jego  zwolennikami, to również mocno obrusza się na możliwość  istnienia  krokodylizmu.  A  jeśli twierdzą, że ubicie w lesie sarny czy dzika to skończone bestialstwo i barbarzyństwo, a nie są w stanie palcem i „jęzorem” reagować przeciw „holokaustowi” współczesnej hodowli wieprzowiny czy drobiu, to raczej są wyznawcami krokodylizmu.

Obrusza  zaś,  że  współcześni  myśliwi  przekształcili  się  w  Polsce,  na  naszych  oczach, w  rzeźników  takiego  właśnie  „holokaustu”.
Bez żadnego oporu i refleksji członkowie PZŁ nie  zauważyli,  że  przyjęli  za  normę  strzelanie do klatek z bażantami. Czym jest akceptowanie wyjaśnień zgodnych z duchem falandyzacji prawa, a nie z duchem prawa i sprawiedliwości? To etyka, moralność? Rzecz jasna, całość można rozwinąć. Tylko po co?


Zwierzyna nie jest własnością państwa, (to tylko komunistyczna uzurpacja, a jej likwidacja nie niesie kosztów społecznych, tylko same zyski) bo  żadne  państwo nigdzie  na  świecie  nie  rodzi jej  i  nie  wychowuje.  Zwierzyna  jest  własnością  właścicieli  gruntów,  na  których bytuje. Albo… te grunty są jej własnością. 


RobG56
O mnie RobG56

Demokracja jak i natura polega na osobistym uczestnictwie i zaangażowaniu. Żadne administracyjne ograniczenia im nie służą. Jestem zwolennikiem pełnej tolerancji i pełnej odpowiedzialności. Uważam, że pozbawianie ludzi odpowiedzialności jest co najmniej naganne jeśli nie zbrodnicze. Może w efekcie skutkować destrukcją i anarchią. Zapraszam na stronę: www.polskawlesie.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo