Jeżeli decydujące momenty dla losu większości polskiej delegacji to, mówiąc ogólniej: tamten poranek, w okolicach Siewiernego to...
Cóż można uczynić, by śledczy przestali skuteczniej badać właściwe miejsce przestępstwa ?
Gdy się oczy wielu kamer od wielu dni skupiać mogły i na tym miejscu mocniej ?
Ano, to jasne, odciąć to miejsce od możliwości skamerowania go, zdokumentowania go w trakcie zamachu , jak i w pierwszym okresie po nim , przez ludzi którzy mogliby to szybko upublicznić. I to miało miejsce.
Ale też podrzucać w to miejsce i okolicę od samego początku , a nawet i wcześniej, tropy dezorientujące. - Aż po całkowite zamazywanie się prawdziwego obrazu. I to też miało, i ma, miejsce.
Bo gdy dostajemy jakieś zdjęcia, nagrania, wyraźniejsze, z właściwego (?) miejsca, to już robione dłuższy czas po, niewiadomo nawet dokładnie kiedy. I nieraz profesjonalniej zmontowane.
W efekcie przyswajania , chcąc nie chcąc ,takich podrzucanych tropów wielu z badaczy porzucić może w końcu myślenie, że takie miejsce - czy jego pobliże - może być tym właściwym...
A najlepiej jak porzuci to miejsce... s a m e m u, bez podpowiadania im głośniejszego przez Mainstream...
Ale - z kolei - jeżeli decydujący moment dla losu większości polskiej delegacji to, mówiąc ogólniej: tamten poranek, ale n i e w okolicach Siewiernego to...
Musianoby postępować... bardzo podobnie. Przynajmniej z początku, aby mistyfikacji nie przyjmowano zbyt szybko i zbyt poważnie w szerszych kręgach.
Przynajmniej do czasu, gdy ślady w innym, tym właściwym, miejscu ulegną dostatecznemu zatarciu.
I, by narracja, której kwintesencją są oficjalniejsze stanowiska przekazywane nam i światu, nie były wyśmiane po uprzedzającym je upublicznieniu przez jakiegoś świadka wielu szczegółów tragedii rzeczywistej, a nie mistyfikowanej.
Dlatego np. nieszczęśliwe(?) wypadki z udziałem biskupa Cieślara, archeologa Dulinicza, operatora Knyża w p i e r w s z y m okresie po tragedii, jak i nieco później specjalisty lotniczego Wróbla n i e m u s i a ł y s i ę wszystkie wiązać z tym, że do tragedii z udziałem większości delegacji doszło w innym - choćby tylko nieco odległym od oficjalnego, jak dotąd - miejscu.
Aczkolwiek, co oczywiste, większa część (całość?)decydujących o losie delegacji chwil mogłaby się dziać w zupełnie innym miejscu...
Przy czym, raczej mniej prawdopodobne jest, by to zadecydowywanie nastąpiło gdzieś dalej i dalej i dalej... - na granicy wymknięcia się lotu/lotów spod kontroli, bądź... niezdążenia z oficjalnym poinformowaniem o "katastrofie", gdyż zacząć się mogły pojawiać uprawnione, logiczne wtedy przecieki o... Zaginieniu delegacji. Gdzieś w drodze; już bardzo grubo po czasie przewidywanego lotu.
Dziś, wbrew pozorom, że oto obnażywszy maskirowkę, odsłaniamy z wolna zamach całkowicie p o z a Siewiernym, obyśmy nie znaleźli się na długo w sytuacji : "szukajcie sobie teraz wiatru w polu".
Zwłaszcza, gdy nie bada się, nie ekshumuje ciał ofiar - nie wnikając już w rzeczywistą wolę ich nie/przeprowadzania.
Odrzucanie okolic Smoleńska jako miejsca kluczowego, decydującego, mogłoby jak ta śniegowa kula przybrać charakter definitywny (a nie ma chyba do tego poważniejszych podstaw, przynajmniej w blogosferze na dziś)
A wtedy właśnie obyśmy nie zostali z chichoczącym : "szukajcie ich w... Mandżurii, (albo gdzie indziej) gdzie uciekli" - jak rzekłby pewnie jeden bardzo znany towarzysz, gdyby żył.
PS Syntetyczną koncepcję ze Smoleńskiem Siewiernym , ale też 2 miejscami (2M) w mym rozumieniu, przedstawiał ostatnio na Salonie24 Vice_versa; natomiast bogaty zbiór wielu innych miejsc, poza granicami Polski, gdzie mogłyby decydować się losy polskich delegatów przedstawia Amelka222.
Inne tematy w dziale Polityka