Redaktor Terlikowski zawsze był dla mnie natchnieniem. Jego bezkompromisowe poglądy budzą nie tylko uśmiech politowania (bez urazy, zapewne moje tezy u redaktora również ten sam skutek przynoszą) ale również podziw trwani w konsekwencji. Nie dalej jak wczoraj Tomasz Terlikowski zaproponował receptę na wzrost gospodarczy. Zachęcał on do roboty panie i panów. Nic nie byłoby w tym dziwnego, bo wzmożone wysiłki podnoszą wydajność pracy, co w konsekwencji rzeczywiście zapewne przyniosłoby wzrost gospodarczy. Tutaj jednak chodzi o inną pracę. O pracę będącą obowiązkiem kobiety i mężczyzny wobec gatunku i wobec samolubnych genów. Wzrost gospodarczy ma się realizować przez taśmową produkcję dzieci ku chwale i potędze VII RP. Porzekadło z czasów II RP „armaty zamiast masła” nabiera nowego sensu.
Pomysł na gospodarcze płodzenie nie jest taki młody. Zdaje się, że niegdyś promował był go niski pana z fikuśnym wąsem. Nie śmiałbym porównywać Terlikowskiego do owego, jednak zbieżność pomysłów jest co najmniej niepokojąca.
Prawica generalnie nie wierzy w momenty przesilenia; tak zwane nowoczesne zagrożenia. Nie wierzy w wirusy, w walkę klas, w globalne ocieplenia, dziury ozonowe. Konikiem prawicy, poza Rosją oczywiście, która tylko czyha kiedy polski system immunologiczny na tyle się osłabi, aby mogła posłać na Pałac Kultury swoje migi 29, jest zagrożenie ze strony Islamu. Każdy szanujący się człowiek prawicy wie, że najczęściej nadawane imię w Brukseli to Mohamed. Zderzenie cywilizacji. Przyszedł dżihad i nam zje mc świat. Receptą na to jest uszczelnienie imperium przez dorobienie dzieci. Trzeba ich narobić tyle, żeby żyletki nie można było włożyć. Taki państwowy roztwór nasycony nie tylko nie przyjmie w swe trzewia Muslimów, ale również wygeneruje wzrost gospodarczy, aby Europa, a przede wszystkim Polska Bogiem, rodziną i gospodarką silna zdeptała hydrę.
Tylko to nie tak. Wzrost gospodarczy nie bierze się z przyrostu demograficznego. Gdyby tak było potęgą gospodarczą byłby Róg Afryki. Dzisiejsza gospodarka to gospodarka informacjonalistyczna. Jej siłą nie zależy od ilości łap do roboty, tylko od innowacyjności, a jej spoistość od zrównoważonego rozwoju. Na świecie jest już 13 miliardów rąk do pracy, licząc pod dwie na każdego homo sapiens sapiens. Więcej nie trzeba. Ponad miliard ludzi na świecie żyje w slumsach, 30 tys. Osób dziennie umiera z powodu głodu, lub pochodnych mu chorób. Łapy do pracy są, tylko trzeba je mądrze zagospodarować. Nie ma co się bawić w strategie wojny cywilizacji, bo w czasach globalizacji ci, których porzuciliśmy i tak nam zastukają do okien. Jeśli nie osobiście to drogą kropelkową. Wirus H5N1 narodził się w Azji, gdzie dzieci grają w piłkę ptasimi łbami. W Meksyku wirus wziął się z obszarów, gdzie ludzie mieszkają za pan brat ze świniami.
Prawie 7 miliardów ludzi chce mieć samochody, telewizory i lodówki. Tylko skąd wziąć surowiec na doklepanie 5 miliardów samochodów? Skąd wziąć paliwo i skąd wziąć prąd do miliardów lodówek, telewizorów i pralek. Nie trzeba dorabiać roboli, tylko, pozostając w dyskursie użyteczności, zagospodarować tych, co już są.
Dla wielu to stwierdzeni może wydać się odkrywcze, ale żyjemy w czasach globalizacji. Dorabianie obywateli nic tu nie da. Demografia cywilizacji euroatlantyckiej to zapewne około miliarda ludzi. Mamy do wyprodukowania jakieś 4-5 miliardów, jakby brać na serio postulaty zwolenników rozmnożenia. Nawet najjurniejsi bywalcy Salonu nie dadzą rady. Globalne odpady, jak ich nazwał Bauman i tak napłynął do naszego kryształowego pałacu. Zapewne będziemy musieli się pogodzić z tym, że czasy największego dobrobytu i spokoju mamy już za sobą. Jeżeli nie przyjmiemy dobrowolnie tych ludzi to dobiją się do nas wirusem, albo samolotem wycelowanym w kolejny wieżowiec. Jak już ich zabraknie na zachód od Odry, to walną w Pałac Kultury. Trzeba się zastanowić nad tym jak ich tutaj ugościć, jak ich zasymilować, jak ich przekabacić na naszą stronę, a nie nad tym jak ich wygryzać. Demografia to kiepski pomysł.
Ożywa walka klas. Widać ją migoczącą w płomieniach paryskich przedmieść, w gazie łzawiącym na kolejnych światowych forach ekonomicznych i w postulatach dorobienia dzieci. Jej oś nie dzieli ludzi tylko na biednych i bogatych, ale na katolików, muzułmanów, brudasów, białasów i cyganów. Jestem pewien, że przez dorobienie dzieci problem ten nie zostanie rozwiązany.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka