Piszę sobie opus magnum na temat politycznej roli technologii informacyjnych. Pisząc na taki temat trudno jest pisać o czymś konkretnym, więc piszę o wszystkim. I o niczym. Znalazłem, więc w literaturze o tym, że ewolucja człowieka była funkcją mowy (a nie odwrotnie), monoteizm jest funkcją alfabetu fonetycznego, reformacja funkcją prasy drukarskiej, telewizja homogenizowała dialekty i dziesiątki innych ciekawych rzeczy, o których może kiedyś i tutaj coś machnę. Jako wspaniały twórca wszędzie widzę natchnienie i wszystko kojarzy mi się z niezaplanowanym wpływem technologii na życie społeczne. No i oczywiście z dupą. I tak np. Kataryna kojarzy mi się z plastycznością sieci i z ARPANETEM a nie z tym, jaki zły jest Michalski.
Przeglądałem sobie dzisiaj youtuba i trafiłem na
Where the hell is Matt. Nie będę opowiadał, bo hipertekst z bożą pomocą pozwoli każdemu zobaczyć, o co mniej więcej biega. Warto jednak odnotować jeden fakt: Matt był w Warszawie. Wszystko pięknie ładnie, ale… Migawka spod Kolumny Zygmunta jest trochę za krótka i powinien zareagować MSZ. Właściwie nie o tym chciałem. Ci bardziej spostrzegawczy zauważą, że filmik obejrzało już ponad 21 mln osób. A nie jest to jedyny filmik Matta na YouTubie. Niezamierzoną konsekwencją chęci pomocy Grahama Bella osobom niedosłyszącym było stworzenie telefonu, niezamierzoną konsekwencją publikacji Cierpień młodego Wertera była fala samobójstw, która przetoczyła się przez Europę. A teraz moje pytanie, które narodziło się jako funkcja opus magnum: ciekaw jestem na ile milionów dolarów zysków z turystyki przełożył się filmik Matta? Kilkadziesiąt milionów widzów na YouTubie to w przeważającej mierze osoby młode, posiadające pieniądze i czas. Pieniądze posiadają, bo mają dostęp do neta i komputery, a czas mają, bo oglądają filmiki. Posileni piosenką i tańcem, młodzi, niebiedni pojadą na wakacje kręcić komórkami filmiki, które później trafią na YouTube. Ciekawe ile przed tym wydadzą?
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości