ezekiel ezekiel
58
BLOG

Woodstock postmodernistyczny

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 25

 

Alkohol już zmetabolizowałem. Zmęczenie naprawiłem poprzez sen dzisiejszej nocy, który trwał łącznie tyle ile w ciągu 3 poprzednich. Kurz i piach z włosów zostawiłem w odmętach kanalizacji. Nadal czeka na mnie rozpakowanie plecaka, podział szat na te, które można jeszcze uprać i na te, które przez uszkodzenia mechaniczne, lub procentową zawartość brudu w stosunku do tkaniny należy wywalić. Wróciłem wczorajszym dodatkowym wesołym pociągiem, który zatrzymał się 3 kilometry od Dworca Zachodniego. Ktoś wypadł. Nic szczególnego się nie stało. Mocno się poturbował. Ale z plecakiem i namiotem było trzeba przejść 3 kilometry. Było trzeba się robić przesiadki w komunikacji miejskiej; było trzeba straszyć i obrzydzać współpasażerów zapachem trawionego alkoholu i wilgoci.
 
            Skończył się Woodstock. Prawie pół miliona ludzi, którzy sprawili, że na miejscu wzbijały się tony kurzu osadzając się na namiotach, samochodach, włosach, nosach i płucach przywodząc na myśl wybuch wulkanu. Miliony wypitych piw przelanych przez mniej i bardziej zaprawione gardła, w czym nawet Gniewomir Świechowski miał swój udział. Wspólne picie, odpijanie, skakanie i robienie rzeczy, o których niepodobna mówić na forum prawie półmilionowej grupy ludzi to ważne zjawisko społeczne.
 
            Ten, kto będzie próbował Woodstock sprowadzić do kilku zdań, do prostackiej analizy antagonizującej Owsiaka i Rydzyka musi się mylić. To, co łączy półmilionową społeczność to chęć naprucia się w miłej atmosferze wspólnoty i autokreacji niemożliwej do realizacji, na co dzień. To jest chyba jedyny punkt styczny większości tam obecnych. Mówienie o pokoleniu „róbta co chceta”, menelach, patriotach, lewakach, narodowych socjalistach, libertarianach, jest uproszczeniem. Każdy z nich znalazł tam swoje miejsce. Znalazło tam swoje miejsce spore grono ludzi niepolitycznych i postpolitycznych. Bo Woodstock jest chyba w ogóle post. Tak jak społeczeństwo dzisiejsze. Nie ma betonowego autorytetu, nie ma właściwej ścieżki. Jest przygodna hedona.
 
Byt kształtuje świadomość. Skrypty w naszych głowach, które z jakiegoś powodu są świeższe determinują postrzeganie. Książka kształtuje świadomość. W zeszłym roku po Woodstocku napisałem, że jest on libertariański. Miałem takie wrażenie po wysłuchaniu Balcerowicza tam obecnego. Miałem takie wrażenie po ogromnym entuzjazmie ludzi go słuchających i wygwizdujących gościa, który wspomniał o PGRach. A wrażenie dziwnie zbiegło się z tym, że na Woodstock zabrałem „Libertarianizm” Davida Boaza. Tym razem zabrałem „Społeczenstwo sieci” Castellsa i moje wrażenia są zgoła inne. Aż strach, co byłoby gdybym wziął Nobokova, albo Markiza de Sade. Na Woodstocku i o Woodstocku każdy ma własną opowieść. Nawet ja mam dwie. Pragnienie łatwego zdiagnozowania różnorodności Woodstocku świadczy o chęci napisania łatwego tekstu, który daleki będzie od rzeczywistości. Bo owej złożoności nie da się łatwo zdiagnozować. Chyba, że rozmawia się z kimś na przystanku autobusowym i zamiast o pogodzie rozmawia się o Woodstocku. Słuchając wygranego hymnu Polski odczułem, że ludzie wokół mnie są dumni. Ale chwilę, to co nastąpiło po „star spangled banner” poprzedzającego Mazurka Dąbrowskiego było odwróceniem, lustrzanym odbiciem. Przecież Hendrix nie zagrał hymnu ku czci narodu. Symulakrum.
 
            Geografia kostrzyńskiej okolicy może zdeterminować punkt widzenia. Główna scena, mała scena, wioska piwna, wioska Kryszny, przystanek Jezus, większość pola namiotowego – o ile można mówić o jakimś polu – znajdują się na, nazwijmy to, patelni. Nad nimi góruje wzniesienie ASP (Akademii Sztuk Przepięknych), gdzie znaleźć można oficjalną strawę duchową. Tam mówił Wałęsa i Mazowiecki, mówił Życiński, Balcerowicz, ze ścian namiotu ASP mówił Nowosielski i Kozyra. Stojąc na górze i patrząc na tysiące namiotów i dziesiątki tysięcy ludzi na dole unoszących tony kurzu można poczuć się trochę „ponad”, trochę na zewnątrz. Można odnieść złudne i aroganckie wrażenie, że oto pojęło się, czym jest Woodstock. Patrząc na tych na dole doszliśmy do wniosku z Krzyśkiem Wołodźką (który, jak mniemam, również miał swój udział w wypijaniu tambędacego alkoholu), że społeczność na dole jest równie atomowa, co społeczeństwo polskie. Następnie odbyłem ciekawą rozmowę, gdzie padło stwierdzenie, że Woodstock, to jednak wspólnota. Trudno będąc częścią tłumu jednoznacznie orzec o jego strukturze. Dają wtedy o sobie znak ukryte założenia, które nosimy w głowach.
 
Poszedłem, więc obserwować uczestnicząco. Wejście w interakcję z otoczeniem bardzo często ma osnowę alkoholową. Tak, więc robiąc niezwykle popularne tam „odpijki” zastanawiałem się, kiedy mi ktoś odmówi. Nie odmówił prawie nikt. Mało tego. Każdy, kto daje odpijkę staje się na chwilę przyjacielem i jest wdzięczny, że może coś komuś podarować. Upodlenie się nie jest, więc dobrym określeniem tego, co robią odpijkowujący. To cementowanie wspólnoty, zbliżanie atomów. Zastanawiałem się tylko na ile podstawą owej wspólnoty, a nie elementem, nomen omen, wypełniającym jest piwo. Po alkoholu, przeważnie, każdy jest bratem. Trudno odnaleźć tam trzeźwość umysłu nie tylko czyjegoś, ale nawet swojego. Największym prawdopodobieństwem na znalezienie owego jest pociąg powrotny. Tam wydawałoby się leży sporo odpowiedzi. Czy trzeźwi woodstockowicze również są wobec siebie tak przyjaźnie nastawieni, jak ci nietrzeźwi. W moim bydlęcym wagonie okazało się, że tak. Czy mógłbyś mi pomóc, czy chcesz kanapkę, wspólne opowieści o zawartości mięsa drobiowego w pasztecie drobiowym, zabawy w głuchy telefon. A piwa już nie było. Mniej brzydkich słów. Ale to tylko opowieść z mojego wagonu.
 
            Patrząc przez okna tramwaju napawały mnie zdziwieniem czyste wnętrza samochodów, pruderia knajp, chodnika i obojętność współpasażerów w wagonie. Ale to tylko moja opowieść. Moje wrażenie. Niestety, aby się podjąć oceny trzeba być wolnym od założeń. Trzeba nabyć nienabywalny dar oceny bez wcześniejszego doświadczenia. A takie rzeczy to tylko w erze.

 

ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Polityka