Grzegorz Hajdarowicz, właściciel „Przekroju” kupił 51 procent udziałów Presspubliki, wydawcy między innymi Rzeczpospolitej i Uważam Rze (pisane niepoprawnie). Nie jest to dobra wiadomość dla wolności słowa w Polsce. Nie ma co owijać w bawełnę, jest to zła wiadomość. O ile w ogóle przyjąć, że ta w Polsce rządzonej przez inne ekipy niż PiS, w ogóle kiedykolwiek miała miejsce. Może za Mieszka I, najważniejszego władcy nazszej ojczyzny tuż po Jarosławie Kaczyńskim. Nasz kraj stacza się po zboczu do ciemnej doliny totalitaryzmu. To jest właściwie wersja optymistyczna. Według niektórych badaczy bowiem totalitaryzm już do nas zawitał. Teraz „Uważam Rze” zostanie spacyfikowane przez określone siły, którym zależy na wyciszeniu krytyki wobec rządu. Ten ostatnimi czasy przeżywa poważny kryzys wiarygodności i poparcia, który cechuje się sporą przewagą nad największą partią opozycyjną. Grupa trzymająca władzę nie życzy sobie kakofonii w przestrzeni publicznej w czasie nadchodzących wyborów. Dlatego zapewne zapadły decyzje o nabyciu pakietu kontrolnego. Po raz kolejny na Jana Pospieszalskiego spadną dotkliwe szykany.
Warto przypomnieć, że to nie pierwszy zamach na wolność słowa w Polsce w ostatnim czasie. Chciałbym przytoczyć kilka ostatnich, ale jest ich tak dużo, że nie wiem od czego zacząć. Wystarczy tylko odświeżyć w pamięci obraz dotkliwie pobitego przez służby Hanny Gronkiewicz Waltz dziennikarza Gazety Polskiej, który, na co wskazywała Ewa Stankiewicz, pragnął wyjaśnić sprawę szantażystów Krzysztofa Piesiewicza.
Trudno jest mówić właściwie o zagrożeniu dla wolności słowa, jeśli jej koniec był przez wytrawnych śledczych i naukowców zajmujących się teorią mediów i komunikacji masowej, odtrąbiony w ostatnich trzech latach już z miliard razy. Wolności słowa nie ma. I nie było. To wszystko totalitarna koncesja. To taki najgorszy totalitaryzm, bo totalitaryzm, którego nie widać.
Drodzy prawicowi koledzy i koleżanki, co Wam się już po raz kwintylionowy zabiera wolność słowa, szykanuje, bije, sika, przypala papierosami, łamie na madejowym łożu, nie pozwala czytać książek RAZA, blogu gw1990, Aleksandra Ściosa, którym się wyrywa paznokcie, zmusza do picia benzyny, łaskocze i każe oglądać zawody kobiecej kulturystyki. Wy wszyscy, biedni, wykończeni nerwowo i prestiżowo, skazani na banicję w sferze publicznej, z zakazanymi tematami, z piętnem odmieńców, moherów, szaleńców, paranoików. Wy, którzy ciągle dochodzicie do Prawdy i którym ta prawda umyka, jak Foxowi Mulderowi, przez działania określonych sił siedzących z cygarami w zadymionych pokojach w półmroku, mam dla Was wszystkich propozycję. Dla Was, którzy wolność słowa rozumieją tylko jako oglądanie Pospieszalskiego w TVP i możliwość stawiania krzyży, gdzie tylko istnieje taka mechaniczna możliwość. Władza nie zakazała nam jeszcze smucić się razem. Bo choć nigdy nie słyszałem od Was, żebyście za koniec wolności słowa poczytali nieistnienie lewicowego tygodnika, ani dziennika, nie istnienie w TVP programu Sławka Sierakowskiego, ani Chevaliera, to zapraszam Was wszystkich na wspólne zalanie robaka gdzieś na warszawskim brzegu Wisły. Bo wiecie, Wy to sobie możecie jeszcze poczytać Wildsteina, Mazurka i Zalewskiego w wielkim tygodniku. A my, biedni lewacy, nie mamy co liczyć na stałą obecność Gduli w Gazecie Wyborczej.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka