Poray Poray
96
BLOG

Ludzie z rządu Tuska w sierpniu 2012 potwierdzili śmierć Delegatów w Polsce

Poray Poray Polityka Obserwuj notkę 1

/ Niniejsze opublikowane dwa posty są wyjątkiem od reguły. Zatem nie jest to powrót do blogowania. Będzie jeszcze trzeci i na tym koniec. Chyba, że Mistrz zadecyduje inaczej, ale na pewno będzie to sporadyczne.  Łatwo "mnie " znaleźć na blogu z Orędziami. Tylko, że tutaj nie chodzi o mnie, ale o kogoś nieskończenie ważniejszego./


O Smoleńsku Pan Jezus mówił dużo od października 2016 w Orędziach i podał wersję mieszaną, to znaczy zostali zabici w Polsce i w Rosji, kilku agentów rosyjskich nie zostało zabitych znajdujących się w okultystycznej liczbie 96.
A także, że Pan Jezus chciał i chce Centrum Smoleńskiego, obywatelskiej placówki badawczej.


/ Materiał został spisany w tej formie w lutym 2016. Zostawiam go w tej formie w jakiej został napisany, tylko w stosunku do pierwowzoru są drobne opuszczenia dotyczące mnie, są niepotrzebne, a w publikowanych Orędziach ich nie ma/.

Sebastian Kurek powiedział mi bardzo ważną rzecz dotyczącą 10.04.2010. Opowiem jaka to rzecz i jak do tego doszło, że mi opowiedział, kim był Sebastian Kurek i skąd mógł mieć taką wiedzę jako osoba nie związana z 10.04.2010.

Od początku brałem intensywny udział w tak zwanym śledztwie obywatelskim dotyczącym „katastrofy smoleńskiej”, tragedii 10.04.2010.  W tym celu założyłem blog na portalu salon 24 występując pod nickiem Cyprian Polak, a potem także na portalach Niepoprawni.pl , i Nowy Ekran. ( Na portalu Niepoprawni zostałem zablokowany po czasie pół roku aktywności).
Podpisałem się też pierwszy raz swoim nazwiskiem  pod swoim artykułem pod tytułem:” Posłanki Szczypińska i Kempa przyleciały 10.04.2010 samolotem” w lutym 2012.

W sierpniu 2012 odwiedziłem sklep należący do Sebastiana Kurka i  jego ojca.
Sklep ten znajduje się w miejscowości Głubczyce, powiat Głubczyce, woj. Opolskie.
 
Sebastiana Kurka znam z pierwszej klasy technikum rolniczego gdzie chodziliśmy wspólnie do jednej klasy. Biorąc pod uwagę wszystkich chłopców w klasie był moim najlepszym z nich kolegą.
Potem zmieniłem szkołę na LO.
 
Rodzina Kurków jest znana w Głubczycach. Oprócz sklepu mięsnego mają też restaurację „U Kurka” , którą prowadzi (zajmuje się głównie) mama śp. Sebastiana.
Zawsze byli dobrze sytuowani, jeszcze za komuny.

Sebastian był chłopcem pewnym siebie, bez kompleksów, żywym, towarzyskim, sprytnym, łatwo nawiązującym kontakt, lubiącym ludzi. Sympatyczny – był bystry, a nawet bardzo bystry i miał też cięty język gdy potrzeba, z czego znałem go przede wszystkim z okresu wspólnego chodzenia do klasy, a potem także w rozmowie gdy byłem w tej miejscowości. Mam tam też rodzinę.

Spotkanie nasze trzeba uznać za Palec Opatrzności, gdyż nie będąc w nastroju z powodów osobistych wcale nie miałem z nim ochoty wtedy rozmawiać. On jednak ciągnął mnie za język co u mnie się dzieje i dopiero dzięki mojej odpowiedzi, odpowiedziom, której nie byłoby, gdyby nie jego ciągnięcie mnie za język powiedział mi o rzeczy, która stała się jak sądzę przyczyną jego śmierci, już za dwa miesiące.

Trzeba cofnąć się nieco wstecz.
Dwukrotnie po 10.04.2010 opowiedziałem mu w skrócie co wiem o 10.04.2010 na podstawie innych i moich dociekań śledztwa obywatelskiego. Było to dość wcześnie w maju 2011, a druga rozmowa chyba wcześniej. Dość wcześnie, to znaczy nie miałem tej wiedzy, którą nabyłem w roku 2012 ,a potem w 2013, ale wystarczająco wcześniej aby wiedzieć o inscenizacji katastrofy na Siewierny  i o braku śladów pobytu i wylotu Delegacji z Okęcia. Nie były to długie rozmowy, jednak wiem, że się zainteresował i po tym jak pytał o miejsca w internecie gdzie można o tym przeczytać wiedziałem, że choć zajęty dość biznesem i rodziną znajdzie trochę czasu bo poszerzyć swoją wiedzę. Czy i jakie nurtowały go wątpliwości, jaki powziął pogląd, nie wiedziałem dokładnie bo od maja 2011 o tym nie rozmawialiśmy, po prostu się nie spotkaliśmy.

Wtedy w roku 2012 w czasie pisania i umieszczania moich jednych z najważniejszych artykułów „ Szczypińska i Kempa przyleciały 10.04.2010 samolotem” i „Ludzie z pociągu: 60- ciu posłów PiS w drodze do Smoleńska.” W lutym i marcu 2012 działy się koło mnie, jak to mówią, dziwne rzeczy. Miałem wizyty w obejściu domu, który wtedy był dość opustoszały to znaczy zajęte było tylko mieszkanie, które ja zajmowałem, inne nie zasiedlone, w trzecim mieszkanka na zimę wyjechała do córki. Kręcili się jacyś ludzie, którzy straszyli mnie strasząc nie wprost. I było to jasne, że jest to w związku z pisaniem o tzw . Smoleńsku i moimi dociekaniami. Zresztą takie rzeczy były już wcześniej, ale bez bezpośrednich wizyt.
Piszę o tym, bo miało to wpływ na to, że się dowiedziałem czegoś od Sebastiana Kurka, o czym poniżej.

Byłem przychodząc do sklepu, po dłuższej wyprawie wakacyjnej i ta aczkolwiek była trochę męcząca, jednak jak to oceniłem były to najlepsze wakacje w moim dotychczasowym życiu, jednak z różnych innych względów byłem wtedy nie w sosie.
Też traf, że akurat on był bo zatrudniali sprzedawczynie, ale czasami był widoczny on czy ojciec.
Więc gdy Sebastian mnie zagadnął będąc wtedy w sklepie chciałem go zbyć, on to zobaczył i wiedział, że nigdy tego nie robiłem i zaczął dopytywać. Zeszło też w końcu na to, że on świeżo też po wakacjach i ja. Jednak na jego jakimś dziwnym trafem uporczywsze dociekania co u mnie trochę może i zniecierpliwiony powiedziałem mu co u mnie w jednym aspekcie.  Mianowicie powiedziałem w końcu, że u mnie jest dość nietypowo, w związku z moim pisaniem o 10.04. 2010, jestem namierzony, namierzany przez służby stojące za tym zamachem, miałem między innymi głuche telefony, ale także i wizyty wyszkolonych ludzi wysyłanych przez nich i różnie może dla mnie się to skończyć. (Bo i wtedy właśnie zrobiłem przerwę w aktywności w internecie i mailową. Niektórzy nawet dopytywali się o mnie, czy wszystko w porządku. Jak już zrobiłem przerwę to zaczęły się dziać dziwne rzeczy z blogiem FYM i zabito Petelickiego. To o czym wiadomo. Więc szła jakaś seryjna czystka). Na to Sebastian popatrzył na mnie dziwnie. Pomyślałem, że uznał, że opowiadam niestworzoną historię, choć jego wzrok nie do końca to mówił, w każdym razie wpatrzył się we mnie pilnie i dziwnie i mówi: (Cytuję z pamięci, słowa są często przybliżone, nie dosłowne, ale często i dosłowne bo przecież była to rozmowa, którą oczywiście dość dobrze zapamiętałem. )
„ Bo to wszystko jest mistyfikacja. Nie było żadnej katastrofy. To wszystko szyte jest grubymi nićmi.”
Wydało mi się specyficzne, że używa starego określenia „szyte grubymi nićmi” dlatego, że tak się złożyło i tak wisiało w powietrzu, że w 2012 roku ja zacząłem używać tego określenia i nie tylko ja.
Popatrzyłem z kolei na niego ja i myślę „ Ba któż wie o tym lepiej ode mnie”. Myślę, że przecież nie on, bo nawet jak pogłębił swoją wiedzę o 10.04.2010, to nie może mieć takiej jak ja. Jako zwykły cywil  na prowincji bez kontaktów z warszawką, z ludźmi służb itd. A czasu tyle ile ja nie mógł poświęcić, ani nawet połowę itd.

Sebastian Kurek dalej ciągnie w podobnym tonie. Mówi z przekonaniem, że wie, że w Smoleńsku była mistyfikacja i że wszystko rozegrało się w Warszawie. Tu już byłem trochę bardziej przekonany. W końcu pytam go skąd o tym wie?

Od słowa do słowa przychodzi do tego, że wie od kogoś, ale w sposób jaki to mówi jasne jest, że to nie wiedza internetowa.
Nie mówił jasno, nie chciał mówić jasno, a raczej dokładnie, przy tym równocześnie chciał bym mu uwierzył, no bo było jasne skąd on może mieć taką wiedzę, z jakiegoś źródła, tak ni z gruszki ni z pietruszki.

Okazało się, że będąc na tych swoich wakacjach dość wypasionych i w jakimś przyzwoitym ośrodku nad morzem skolegował się z ludźmi władzy. Niech się to nie wyda nikomu dziwne bo i mi się zdarzyło nie będąc tak skolegowanym, nie będąc na wódce nawet, dowiedzieć na przykład od osoby związanej z show biznesem dość mocnych rzeczy dotyczących jednego z najbardziej cenionych prezenterów muzycznych które robił jeszcze w latach osiemdziesiątych, rzeczy nieuczciwych, a wzbogacających go na show biznesie właśnie. Do tej pory nigdzie w sieci na przykład ani nigdzie indziej tego o nim nie znalazłem.

Niejednokrotnie blogerzy i komentatorzy inscenizacji smoleńskiej dziwili się, że nikt nie chlapnął niczego po pijanemu przy wódce, nie podzielił się jakąś wiedzą.
Rozumiem przecież jak to działa. Sam nie podzieliłem się tą wiedzą do tej pory. Miałem taki zamiar, ale kilka przyczyn wpłynęło na to, że tego nie zrobiłem.
No więc Sebastian Kurek chciał być wiarygodny wobec mnie z taką informacją, a równocześnie nie chciał zdradzić zbyt wiele, jak rozumiem uważał, że mówienie o tym będzie dla niego niebezpieczne.
W trakcie tej rozmowy ostrożnie więc dociekałem jacy to ludzie byliby i jakiej rangi. On się zastrzegał, że wysokiej, na szczeblu rządowym. Jak wtedy w trakcie tego  wyciągania z niego, ale by go nie spłoszyć sądziłem, że to drugi garnitur, jacyś ludzie związani z rządem, ale nie ministrowie.
Ze względu na to co usłyszałem, tę rozmowę traktowałem jako wstęp do drugiej rozmowy , spotkania z nim w normalnym miejscu, na umówionym spotkaniu, a nie z przypadku. Nie chciałem go ciągnąć na siłę, aby go nie spłoszyć. Z drugiej strony chciałem się dowiedzieć jakiejś podstawy. Pamiętam, że w pewnym momencie powiedziałem : „ No, nie mów, że z Tuskiem wódkę piłeś!” . On odpowiedział: „No prawie.”
Dociskałem, czy to był minister. Nie potwierdził. To mówię: wiceminister. Sebastian potwierdził. Wcześniej dociekałem nieco czy to był jakiś wysoki rangą oficer służb, bo od takiego mógł mieć wiedzę, bo nie chciał powiedzieć jakiego rodzaju ludzie mu to wyjawili. On mówił, że nie, że nie oficer służb mu to mówił. Od jego matki gdy rozmawiałem z nią kilka dni po jego śmierci dowiedziałem się, że w tej restauracji gdzie skumplował się i popijał z tymi vipami był jakiś oficer (nie pamiętam czy wedle jej relacji był to oficer służb, czy oficer wojska po prostu. Chyba po prostu mówiła oficer). Bardzo możliwe jednak, że nie on to mówił Sebastianowi. Zakładamy, że taki bardziej pilnuje języka.
Więc Sebastian pytał ich (dzięki też temu co mu mówiłem i co sam na pewno doczytał miał pewną wiedzę i potrafił zapytać.)
Chyba dlatego, że widzieli, że on nie bardzo wierzy w całą narrację, czy też pokazał, że nie jest mu obca kwestia inscenizacji na Siewierny i mgła okęcka powiedzieli mu:
Cytuję go „ Sebastian, to wszystko jest szyte grubymi nićmi. Oni ( czyli delegaci z TU 101) zostali zabici w Warszawie”.

Ja jednak w rozmowie jeszcze poddawałem w wątpliwość to co mu powiedzieli, choć przecież takie było przekonanie części uczestników tzw. śledztwa obywatelskiego.
Powiedziałem, że po trzeźwemu nikt by mu tego nie powiedział. Musieli być pijani. „No, trochę wypili” – przyznał. Nie chciał abym pomyślał, że skoro wygadali po pijanemu, czy podpici, to gadali bzdury. Nie wiedział jak głęboko w tym siedzę i że dla mnie to jest rzecz oczywista, i wcale nie dziwna i nie zaskakująca, tylko takie potwierdzenie z ust ludzi władzy choćby w randze wiceministra jest kropką nad i.
Jak napisałem „powiedzieli mu”. Tak mi przekazał. Czyli nie była to jedna osoba, która tak uważała, czy miała taką wiedzę, tylko więcej niż jedna. Można mieć w związku z tym przekonanie, że to powszechne mniemanie, było powszechne mniemanie wśród ludzi rządu Tuska, wśród ludzi władzy, czy ogólniej nawet wśród ludzi wysoko postawionych.

Powiedziałem też, że czy na pewno wszyscy zostali zabici, bo jest przekonanie części blogerów, że część przynajmniej żyje gdzieś w ukryciu. On na to prychnął, wzruszył ramionami, pokazując, że wydaje się to bzdurą.
Nie jest tu, w tym momencie istotne jaka jest prawda, jak jest dokładnie, tylko jakie jest przekonanie ludzi władzy. Nie musi nawet ono być do końca słuszne, ale ważne jest jaką mają wiedzę i przekonanie. Nie myślę też żeby oni bardzo dociekali. Dowiedzieli się ile trzeba, ale w szczegóły ze względów własnego bezpieczeństwa wolą nie wchodzić. Tyle wiedzą ile im trzeba. I więcej nie chcą. Przynajmniej jeśli chodzi o zwykłych ministrów itd., czyli takich którzy nie mają analizować dokładnie tego co się stało.

Ja się też dopytałem czy na pewno tak mu powiedzieli. On to powtórzył.
W trakcie rozmowy mówiłem mu ostrożnie, że spotkamy się i pogadamy o tym. On potwierdzał chęć spotkania, nie zbywał mnie, ale było to tak powiedziane, z kontekstu wynikało, że spotkamy w niedługim rozsądnym czasie, ale bez pośpiechu.
Pomyślałem wtedy: „A czy Ty jesteś taki pewny, że będziesz żył? Mając taką wiedzę i znając twarze tych ludzi, którzy ci to powiedzieli, powinieneś, albo całkowicie milczeć, albo wszystko upublicznić.”.

Żadnych nazwisk niestety nie poznałem, ani też żadnej funkcji tych ludzi. (Na przykład wiceminister transportu itd.

Po tej rozmowie uznałem, że nie  ma na co czekać i trzeba spotkać się jak najszybciej. Odczekać tę parę dni. Nie chciałem też do niego dzwonić ze względu na to, że mój telefon mógłby być na podsłuchu, itp. czy jego też ., a nawet jego tym bardziej. Też nie bardzo chciałem w sklepie się pojawiać i tam z nim umawiać. Nie zawsze ponadto był. Niemniej po około 10 - ciu dniach byłem skłonny sfinalizować plan spotkania z nim.  Wiedziałem bowiem, że wyjadę za granicę  i może mnie nie być przez kilka miesięcy. Wyjazd mój jednak zagranicę nastąpił szybciej niż się spodziewałem. W czasie pobytu tam, gdy przypominałem sobie tę sprawę zastanawiałem się, czy ja go zastanę żywego jak przyjadę.
Nieoczekiwanie jednak mój pobyt za granicą skrócił się o połowę. Wracając, gdy przypomniałem sobie o tym myślałem : „Krzysiek, przesadzasz. Sebastian na pewno żyje, nikt nikogo nie zabija. Jak widzisz, normalnie z nim porozmawiasz. I nie przesadzaj.”
Tuż po powrocie przypadkowym co do daty, włączam telewizor. 16 października. Info w telewizji w głównym wydaniu wiadomości tvp 1, telewizji publicznej o inscenizacji na Siewierny. Oczywiście, że to jest wersja rosyjskiego blogera, co podali przy okazji tego iż ówże Gorojanin iż Barnauła pokazywał zdjęcia mające przedstawiać naszych zmasakrowanych delegatów. Jednak bez jakiegokolwiek komentarza zmiękczającego tę „spiskową teorię”, z poważnym wyrazem twarzy korespondentki z Rosji. W domu u mnie przełączamy jeszcze na tvp Polonia, aby sprawdzić ,czy to jest. Jest.
No więc, rzeczy składają się. To sprawia, że dodatkowo pamiętam o Sebastianie. Jest więc wtorek. Myślę, jak i wcześniej myślałem, że nie ma na co czekać i spotkać się jak najszybciej. W tym tygodniu jeszcze, albo na początku przyszłego tygodnia najszybciej umówić się z nim i spotkać.
Jest piątek 19 października. Ktoś najbliższy ode mnie, domownik rozmawiał właśnie z koleżanką, starszą panią, mamą mojego kolegi i dowiedziała się, że Sebastian Kurek nagle zmarł. Jak grom z nieba.
Kilka dni potem mogę pojechać na grób Sebastiana i do restauracji u Kurka, gdzie zastaję właścicielkę, czyli mamę Sebastiana Kurka i proszę o rozmowę.
Rozmawiamy około pół godziny.
Przedstawiłem się, powiedziałem, że chodziłem z Sebastianem do jednej klasy, itp.
Od razu jednak zorientowałem się, że coś jest nie tak.
Gdy powiedziałem, że chcę porozmawiać o Sebastianie (oczywiście składając kondolencje i starając się uszanować jej stan, w jakim zakładałem, jest kilka dni po nieoczekiwanej i nagłej śmierci syna, w wieku 42 lat, zostawiającego żonę i dwójkę dzieci w wieku około 10 lat.) jej reakcją było nie tyle zaskoczenie i zdziwienie, co byłoby normalne w przypadku przykładnego męża i ojca, sympatycznego, wesołego i całkowicie normalnego ich syna, o którym chce rozmawiać dawny kolega z klasy, ale pewna niechęć, chęć ucieczki, odrzucenie, choć przecież nie wie jeszcze o co chodzi.
Nie wie? Właśnie..
Zgodziła się więc na tą rozmowę, choć niechętnie i poprosiła mnie w głąb, do pustej sali, było to rano  i restauracja była jeszcze nieczynna.
Nim poprosiła do środka, gdy mówiłem, że chcę porozmawiać o Sebastianie i to bardzo ważna sprawa. Powiedziała : „Co takiego przeskrobał?”.
Nie chciała za bardzo rozmawiać. Więc nim pytałem o szczegóły śmierci Sebastiana Kurka, chociaż się to przeplatało, powiedziałem jej co ja wiem i skąd moje podejrzenia. Powiedziałem, że jestem blogerem i że tym się zajmuję, to znaczy tzw. katastrofą smoleńską.  I jakie są numery. Inscenizacja na Siewierny, mistyfikacja pociągu specjalnego do Smoleńska i inne. I powiedziałem, co mi Sebastian opowiedział. Była tym zdziwiona i nic nie wiedziała o inscenizacji smoleńskiej, itd. jednak potwierdzała spotkanie w restauracji i to, że był tam jakiś oficer, i potwierdzała spotkanie tam, biesiadę z vipami i to, że uzyskiwał jakieś informacje od nich.
Przypuszczam, że ani mamie ani ojcu, ani też żonie nie mówił o tym, że się dowiedział, że delegaci TU 154 zostali zabici w Warszawie. Oprócz tego, że mogło to być spowodowane tym, że nie chciał ich narażać posiadaniem takiej wiedzy i aby to nie wyszło jednak na zewnątrz, że on o tym mówi. To wtedy sądziłem, że pierwszorzędną rzeczą było to, że nie uwierzyliby nie mając o tym pojęcia. I sądziliby, że gada bzdury. Ta rzecz mi była znana, bo i na początku, to znaczy po roku skarżył się i jeden i drugi bloger tym się zajmujący i potem inny, z którym miałem kontakt nie tylko mailowy, że własna żona mimo upływu tyle czasu i pokazywania przez męża, nie przyjmuje tego do wiadomości, a nawet traci w jej oczach, uważa, że trochę sfiksował, albo przynajmniej odjechał w jakiś matrix. W każdym razie nie ma takiego autorytetu jak dawniej. Inna osoba zajmujące się tym publicznie, w internecie, w jednym komentarzu skarżyła się, że ktoś bliski, czy nawet bardzo bliski powiedział jej, że jeśli uważa, że nie było destrukcji samolotu z delegacją na Siewierny i delegaci tam nie zginęli, to powinna leczyć się psychiatrycznie. Zresztą jak mówiła, niektórzy zabici (zaginieni) generałowie byli przyjaciółmi domu, a sama jest córką pułkownika. Zaś inni zaprzyjaźnieni wojskowi mówili jej : „Zostaw to”.

Wiedząc więc o tym wszystkim nie dziwiłem się wcale, że Sebastian nie opowiadał tego swojej mamie, opowiadając za to o innych rzeczach, w związku z tym spotkaniem. Ani jak jestem prawie pewien nie opowiadał ojcu ani żonie.
Z rozmowy i z mojej obserwacji wynikło, że mama śp. Sebastiana czuła, że jego śmierć mogła być w związku z tym spotkaniem o którym piszę, i wydawała jej się dziwna. Równocześnie następował efekt wyparcia i odrzucała to od siebie. Sama śmierć przyznała, wydawała jej się dziwna. Opowiadała mi, to co można było w trakcie tej krótkiej przecież rozmowy, o aspektach medycznych, na moje wyraźne i konkretne pytania. Dokładniejsze medyczne, coś z nich siłą rzeczy uleciało z głowy, ale i tak bez wglądu w dokumentację i rozmowę z lekarzami nie było to pełne.
Zatem było przyjęcie. Na którym był Sebastian. Jak pamiętam, pytałem czy byli tam obcy ludzie – byli. Dość dużo osób było. Z tego co pamiętam jakieś osoby przychodziły, wychodziły, tak, że był ruch i łatwo było mu dodać coś do szklanki z piciem.
Sebastian nagle stracił przytomność. Jak pamiętam pytałem , czy wcześniej mu się to kiedykolwiek zdarzyło. Nie, nigdy. Odzyskał tę przytomność, jednak czuł się bardzo źle i zaraz go zabrało pogotowie do szpitala. Pytałem czy coś podejrzanego było w szpitalu. Chwaliła lekarzy, mówiła, że zachowali się bardzo dobrze (ów szpital głubczycki dawniej zwłaszcza nie miał dobrej sławy). Pytałem czy byli cały czas przy nim. Cały czas czuwali aż do śmierci. Od tego czasu gdy trafił do szpitala, jak pamiętam, czyli od czasu utraty przytomności zmarł po upływie około doby. Te szczegóły mogły mi się zatrzeć w pamięci. Nigdy zbyt dobrze nie pamiętam kwestii medycznych. A słyszałem je tylko raz. Ale myślę, że ogólnie są dokładne. Nie jest to zresztą najistotniejsze. Ta nagła śmierć i sposób ewidentnie wygląda na podanie środka, otrucie. I do tego śmierć w piątek, aby sekcja zwłok, jeśli będzie to była za późno, w poniedziałek i środka już nie wykaże. Więc z tego co pamiętam Sebastian przed tym zasłabnięciem na przyjęciu poczuł się wcześniej też dość nagle źle, objawy były podobne chyba do grypy, nawet może i żołądkowej. Chyba było to dwa dni, może trzy przed piątkiem. Potem chyba poczuł się nieco lepiej i wziął udział w tym przyjęciu i nieoczekiwanie stracił przytomność.
Pytałem co lekarze mówili na temat zgonu, jaki organ konkretnie wysiadł, bo przecież musi być jakaś konkretna przyczyna śmierci. Powiedziała, że wskazali na trzustkę, że trzustka całkowicie wysiadła i odmówiła pracy. Ale równocześnie wyszło na to, że nie do końca wiedzieli rozumieli jaka jest przyczyna zgonu.

Tak sprawiła Opatrzność, albo jak kto chce przypadek, czy los, że niedługo potem były informacje o ponownym badaniu przyczyny śmierci Arafata. I ten środek, który miał mu podać Mossad miał bardzo podobne, czy takie same działanie. Nie pamiętam już dobrze szczegółów, ale chyba tuż przed śmiercią były jakby objawy grypy, potem i utrata przytomności, potem jej odzyskanie i szybki zgon.

Mama Sebastiana opowiadała, że Sebastiana zbulwersował cynizm do którego przyznali mu się ci ludzie. Że był jakby zgaszony i nieswój po tym przyjeździe. No i opowiadał właśnie jak traktują ludzi i polskie sprawy i był tym zdołowany. Jak pisałem, jak pokazywała, wiem, że szczerze, że nic o inscenizacji jej nie mówił, ani o tym, że delegaci zostali zabici w Warszawie. Próbowała też bagatelizować informację, którą mu podały Vipy, że delegaci zostali zabici w Warszawie. Że o tak powiedzieli mu żeby go zaszokować, ot tak sobie, żeby z niego zrobić trochę durnia, taki wygłup itd. Ja jej na to mówiłem, ze czegoś takiego nikt nie wymyśli. I ja i inni dawno tak uważaliśmy, czy podobnie, a ja z powodu pisania o takich rzeczach miałem nawet u siebie, w swoje dziurze, wizyty wyszkolonych ludzi. No i gdy to uznała, sugerowała, że to nie jest powód do zabijania, że różne rzeczy się mówi, zwłaszcza przy wódce. Ja mówię, że tak, ale on znał ich twarze. Oni opowiadając mu to nie mieli na pewno takich intencji, żeby mu zrobić krzywdę. Ale rozmowa była na pewno bez ich wiedzy nagrywana czy monitorowana. Czy przez telefony blackberry, które mieli, czy w inny sposób.
Powiedziałem, że im nie zrobiono nic, chociaż chlapnęli, bo to są swoi. A Sebastian.. Dużo osób zabito po 10 kwietnia, więc dla nich nie jest to problem jedna osoba więcej.
Powiedziałem, też, że nigdy nie wypłynęła sytuacja, w której jakiś  polityk stwierdziłby, że wie, że  delegaci zostali zabici w Warszawie. Nawet wrzucona jakoś anonimowo w przestrzeń publiczną. I gdyby taka rzecz poszła to zrobiłoby się niemałe zamieszanie, (jak widzimy do tej pory tego nie było). Można by to było wszystko jeszcze zanegować, ale on znał twarze tych ludzi, poznał ich, jeśli nawet nie znał nazwisk, to łatwo było zidentyfikować choćby po zdjęciach, a zresztą być może znał ich z mediów, czy poznał. Więc w takiej sytuacji, gdy oni mu to powiedzieli, ale przede wszystkim ich widział, twórcy tak zwanego Smoleńska, nie mogli na to sobie pozwolić by żył, nawet gdyby wydawało się, że będzie milczeć, bo pewności nie mieli, czy to nie wyjdzie. Zresztą opowiedział przecież mi.

Zeszło na to, że powiedzmy, rozważaliśmy, czy ktoś mógł usłyszeć jak mi o tym mówił. I czy śmierć mogła nastąpić w związku z tym. Pytała gdzie mi to mówił. Opowiedziałem gdzie. Nie powiedziałem tego, ale i wtedy myślałem, że sytuacja tej rozmowy była idiotyczna, bo nie zaprosił mnie do kantorku, a byli zakupowicze. Przerywaliśmy jak ktoś był blisko nas, potem znowu. On uznał zapewne, że jak ktoś usłyszy jakieś fragmenty to i tak nic nie zrozumie, bo tu są sami ludzie włącznie z jego pracownicami, którzy o takich rzeczy nie mają pojęcia.
Mówiłem też Jego mamie, że nie sadzę, aby to miało wpływ, że ktoś by usłyszał i to przekazał. Na pewno był też obserwowany, ale nie sądziłem, żeby wśród tych , którzy przyszli do sklepu, byli tacy. Mówiłem, że to mało prawdopodobne, ale wykluczyć niczego nie można, jakiś były esbek mógł to usłyszeć, albo uruchomiony. Ale gdyby wtedy ktoś usłyszał, że do mnie mówi takie rzeczy i nie będąc pewny czy mi nie powie więcej i kiedy, raczej nie czekali by niecałe trzy miesiące.
Kwestia esbeka wyszła też dlatego, że mama Sebastiana dziwiła się kto by mógł zrobić. (bo też wyszło tak, że nie widziano jakiś obcych przyjezdnych itp.) Czy ktoś z miejscowych? Pytała.
Mówiłem, że to został zorganizowane i zaplanowane gdzie indziej, powiedzmy umownie w Warszawie, ale mogli uruchomić stąd jakichś ludzi, dawnych esbeków, ludzi służb. Oni są uśpieni, ale mogli pomóc jak dostali polecenie. W każdym razie nie oni byli inspiratorami.
Pod koniec rozmowy płakała. Mówiła też, że taka świeża strata i jeszcze to i ekshumacja (gdyby). Poinformowałem uczciwie, że te zabójstwa są przez służby, z użyciem specjalnych podawanych środków, robione w piątek, po to aby sekcja robiona w poniedziałek nic nie wykazała. Więc jest duże prawdopodobieństwo, że nie wykaże tego środka. Tym bardziej zakładałem wtedy, tego nie mówiłem chyba, ale może to było jakoś zaznaczone przeze mnie. Było dla mnie jasne, że taka ekshumacja i sekcja zwłok bez dokładnego szukania, przez słabych specjalistów tutejszych, bez mówienia, że został otruty (bo i musiała by mówić dlaczego) dodatkowo nic najprawdopodobniej nie da. Ale nie odradzałem tego.

Zostawiłem  mamie Sebastiana Kurka swój numer telefonu, powiedziałem gdzie mieszkam. Jakby chciała ze mną rozmawiać to jestem gotowy, aczkolwiek mogę na dłuższy czas wyjechać. Nie było z jej strony próby kontaktu.

W jesieni 2013 w rocznicę śmierci, czyli 19 października byłem na grobie  Sebastiana Kurka. Po daniu znicza i modlitwie, zatrzymaniu się trochę dłuższym, już miałem odchodzić. Coś jednak kazało mi wrócić. Więc z ociąganiem wróciłem się ,a tu przychodzą na cmentarz jego rodzice. Na mój widok jego mama zmieniła się na twarzy. Z niechęcią na mnie spojrzała. Chyba dobrze wiedziała, zrozumiała z jakiego powodu tu jestem. Nie dlatego, że pamiętam o koledze którym przez rok chodziłem do klasy w rocznicę jego śmierci, tylko, że uważam, że został podstępnie zabity. Natomiast jego ojciec pierwszy powiedział mi dzień dobry, wyglądało na to, że ucieszył się, że ja tu jestem. Albo nie pamiętał o tym co mu powiedziała żona, albo nie powiedziała jednak, albo zapomniał o tym, co mniej prawdopodobne, lub jednak na nim zrobiło to mniejsze wrażenie niż na żonie bo, przekazała mu relację, a nie wiem co mówiła. Albo jest bardziej na poziomie.

Śp. Sebastian Kurek wtedy chciał niewątpliwie aby rodzice wiedzieli, że ja tu jestem, że przyszedłem na jego grób. No i w związku z czym przychodzę. Śnił mi się dwu, czy trzykrotnie. Raz rozmawialiśmy o Smoleńsku. Innym razem było jakby przypomnienie, przynaglenie aby i w związku z tym i z jego śmiercią coś robić. Jednak wiem równocześnie, że zmarli nie walczą przede wszystkim o prawdę, ale przede wszystkim chcą chronić swoje rodziny, także przed cierpieniem.


Tak, że dając kilka słów podsumowania;
Nie ma wątpliwości, że ważni ludzie ( o ile tych, co ich widzimy w okienkach telewizyjnych możemy nazwać ważnymi) przy wódce wygadali Sebastianowi Kurkowi, wobec tego że umiał zadać odpowiednie pytania, rzecz najważniejszą: Na Siewiernym jest inscenizacja katastrofy, a delegaci zostali zabici w Warszawie. Wobec tego, że usłyszał to od takich ludzi, znał ich twarze,  bardzo prawdopodobnym jest to, że twórcy tzw. Smoleńska uznali, że muszą go zabić. Byłoby nawet dziwne gdyby tę rzecz zostawili i przymknęli na to, w tej sytuacji , oko. Jego śmierć i oznaki „choroby” do jej czasu, plus piątek jako dzień śmierci dodatkowo powiększają to prawdopodobieństwo.
Czas chyba został wybrany dlatego bo szła też jakaś seria, czy mini seria. Muś (choć jego tożsamość jest wątpliwa). Data tych śmierci - 19 października. Chore upodobanie do daty śmierci ks. Popiełuszki. Gry i zabawy. To zresztą zrobiły te same siły, (masoneria, żydzi), ukryte w wojskowych służbach specjalnych.



                                                             Krzysztof Michałowski








                                                      

Poray
O mnie Poray

święta chimera moja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka