artur olędzki artur olędzki
481
BLOG

„Orzeł może“, czyli kosiarz trawników

artur olędzki artur olędzki Kultura Obserwuj notkę 0

Do akcji „Orzeł może“ można też oczywiście podejść na sposób bardziej groteskowy niż patriotyczny. Szwagier szukał wsparcia w konkursie na kosiarkę, który ogłosiła wielka sieć handlowa. Polegał on na tym, by napisać krótki tekst na temat: „Twój sposób na idealny trawnik“. Nie mając bladego pojęcia o sztuce pielęgnacji trawników, Szwagrowi wsparcia udzieliłem, obsadzając go jeszcze jako główego bohatera tekstu. „Efekty“ – poniżej:

Po całym tygodniu pracy, po wyrobionych 100 godzinach harówki lekarza, wróciłem do domu. Rześki, lekki, wypoczęty. Dziwicie się? Ja bym się nie dziwił, szczególnie po ostatniej akcji „patriotycznej“ – „Orzeł może“. Jeżeli on może, to mogę i ja. Bo przecież „orzeł, to ja, to ja, to ja“ – nuciłem sobie pod nosem. Ubrawszy się w szary, roboczy kombinezon, noszony przez mego dziada, pradziada, wyszedłem z naszej posesji, zamieszakiwanej kiedyś przez dziada, pradziada, i stanąłem przed trawnikiem, po którym mój dziad i pradziad też chodzili. Stanąłem z mocnym postanowieniem, że nim ma żona z synem wrócą z zakupów, ja trawnik skoszę. Czyn ten ofiarując mojej „drugiej połówce“ jako prezent na dziesiątą rocznicę ślubu. „Ale jak to uczynić, nie mając kosiarki?“ – zapytacie pewnie. Pamiętajmy, że jeśli „Orzeł może“, to mogę i ja...

Wpierw porzucałem się po całym trawniku, całym sobą, na plecy, w stylu jakby zapaśniczym. Celem spulchnienia i wyrównania gleby. Potem wyturłałem się po nim znowu całym, jak nasz szczeniak po pokojowym dywanie. Bo ten mój kombinezon cechują dziwne właściwości elektrostatyczne. Co nim przejedziesz po trawie, to ona dęba staje. Mając już wszelkie zielone włosie ustawione w trybie na sztorc, pobiegłem do pokoju syna. Wróciłem na trawnik z jego helikopterem zdalnie sterowanym w ręku, zapuściłem silnik, a wirnik skierowałem do dołu, w kierunku ziemi. I równiuteńkim lotem koszącym, jakbym miał jaki dalmierz laserowy w oku, odpowiednio krótko trawnik skosiłem. Po dwóch kwadransach dzieło było skończone, to znaczy prezent był gotowy do odbioru. A nie mówiłem? „Orzeł może“...

- Jak w godzinę nie zrobisz trawnika, to nie będzie żadnej majówki!!! – wybudziła mnie ze snu głębokiego jak ocean moja żona, cała piękna w swej złości, w swych papilotach.

Podszedłem do okna. Trawnik jak był wczoraj zapuszczony, tak był i dzisiaj zapuszczony. Są więc koszmary senne, ale też i marzenia senne. I powiem Wam, że chyba już lepiej przeżywać koszmary... Bo też jak skosić trawnik, nie mając kosiarki?

 

O autorze: zalogowany w korporacji The Roman Catholic Church, tropiący człowieka zwanego Mesjaszem, w stanach nagłych "łowca androidów"... ; mail: pozamatrixem.pl@gmail.com; Laureat nagrody Feniks 2011 w kategorii publicystyka religijna za książkę:"Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach.Wywiady." Cały blog „źródłowy“ - pod linkiem: www.pozamatrixem.pl strona na facebook.com: Poza Matrixem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura