Pan Zefirek w małżeństwie rozkwitł. Codziennie wieczorem przy miętowej herbacie, dobrej na trawienie, roztaczał przed panią Zefirek swoje teorie istnienia, ostatnio były to dyskusje z Kartezjuszem. Brał do rozważań jakiś pogląd Kartezjusza i znajdował jego słabe strony. Wiola często przejmowała rolę adwokata diabła wysuwając kontrargumenty. Oboje zgadzali się, że celem nie było podważenie teorii mistrza, a pogłębienie swego zrozumienia, by przygotować umysł (pan Zefirek sądził, że chodzi o jego umysł) do nowych wyzwań, pokrycia znaczeniem białych plam poznania.
Wiola Zefirkowa dostrzegała wartość w podejściu absurdalnym do świata i często zadawała absurdalne pytania. Pan Zefirek milknął, starał się zrozumieć przesłanie, jego rdzeń poza słowami. To Wiola ostatnio stwierdziła, że absurdy są tylko w warstwie językowej komunikatu, sedno tegoż jest racjonalne. Trzeba oczyścić przekaz ze śmieci i ujawnić istotę. Nasze umysły uciekające przed prawdą nas oszukiwały. Absurdy były skutkiem ubocznym niezgody na rzeczywistość.
Pani Wiola zdawała sobie sprawę, że pan Zefirek był mistrzem absurdu, ale lękał się ujawnić ze względu na opinię innych. Dlatego uznała, że należy mu przyznać immunitet, który pozwalał na swobodę wyrażania się. Poprawność polityczna była jak choroba zakaźna - niszczyła mądrość, pan Zefirek nie mógł się nią kierować. On nawet nie powinien kierować się mądrością, on miał być przewodnikiem w przekraczaniu granic poznania.
Wiedza to zrealizowane poznanie, które nie interesowało Pani Wioli. Mądrość to potencjał dostrzegania prawdy. Pani Wiola nie chciała zajmować się mądrością, nie szła za modą. Ona chciała popchnąć pana Zefirka poza granice absurdu. Miał potykać się o mądrość i wpadać w poznawcze dziury. Prostą metodą było zaprzeczanie rozsądnym stwierdzeniom i budowanie stwierdzeń w opozycji. Wbrew pozorom efekty były wartościowe, bo umysł głupotę traktował jako punkt wyjścia poza granice poznania i szukał tam znaczeń. Ujawniał nieoczekiwane prawdy widziane z nowej perspektywy. Mądrość miała drugie dno, od którego należało się odbić. W tej metodzie był sens.