Eli Barbur Eli Barbur
379
BLOG

STREFA EJLAT (11)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 2

 Rozdział 1:http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/527834,strefa-ejlat-1

Rozdział 2: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/531080,strefa-ejlat-2

Rozdział 3: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/532261,strefa-ejlat-3

Rozdział 4: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/533914,strefa-ejlat-4

Rozdział 5:http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/535329,strefa-ejlat-5

Rozdział 6:http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/537104,strefa-ejlat-6

Rozdział 7: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/538705,strefa-ejlat-7

Rozdział 8: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/540450,strefa-ejlat-8

Rozdział 9: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/542102,strefa-ejlat-9

Rozdział 10: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/543649,strefa-ejlat-10

(11)

Rano w lobby didżej puszczał na przemian Leonarda Cohena i Magnetyczne pola Jean-Michel Jarre’a i zobaczylem na podjeździe parę srebrnych vanów, i jacyś ludzie od izraelskich talk-showów politycznych robili ze sobą nawzajem wywiady. Tryskała „grająca fontanna”, migając kolorowymi światłami i poruszały się wielkie liście, i łopotały brudne flagi na masztach; chłopaczki z górskimi rowerkami wrzucili foksteriera do basenu dla ochłody. Jakiś dźwiękowiec z lufą mikrofonu przy ziemi zaczął nagle wyć dziwną mieszanką anglo-hiszpańską, że zgniotą go na miazgę.

Spojrzałem znów w tamtą stronę, gdzie za palmami w donicach błyskały światła i Peres nie mógł przecisnąć się przez tłum błyszczących od potu fotoreporterów i operatorów telewizyjnych. Wielkie cienie migały na ścianach - zobaczyłem pełno wyciągniętych do góry rąk z aparatami cyfrowymi pod rozjarzonymi żyrandolami. Peres wygłosił tekst, że w kontekście izraelsko-palestyńskim za dużo było zawsze gazu łzawiącego i za dużo łez - po czym zniknął w czarnym vanie, który ruszył ostro w eskorcie biegnących z tyłu i po bokach ochroniarzy.

Melodyjki komórkowe oparte na utworach starych mistrzów i woda z trawnika ściekała na wybrukowany bordową kostką podjaz - tłusty gawron łaził po kałuży w cieniu palmy. Srebrno-niebieski jeep z dwumetrową puszką Red Bulla - ustawioną sztorcem na skos jak moździerz - zajechał pod hotel i coraz popularniejsze się to gówno robiło wszędzie naokoło; smakuje jak oranżadka z butelki z porcelanowym korkiem w głębokim peerelu - pomyślałem, no i zaraz przypomniałem sobie kawę zbożową z lekko przypalonym kożuchem kiedyś w barze mlecznym nad Bałtykiem.

W mordę, myślałem, w życiu nie zapomnisz, jak w ostatnią noc przed wyjazdem z PL staliście z chłopakami pijani pod Stodołą i z parę lat potem chodziłeś z tranzystorem oglądać Olimpiadę w sklepie z kolorowymi telewizorami na Strojecie w Kopenhadze, i nastawiałeś sobie relacje Tomaszewskiego. A jeszcze z parę lat później, na pustej szosie do Szarm-el-Szejk w Synaju, rozpędzałeś się wojskowym jeepem o świcie, i potem w kantynie, gdzie para leciała z elektrycznego kotła, z daszkiem polowej czapki na oczach, żarłeś nożem Corned Beef z puszki.

Na plaży jakieś nudystki ze strzaskanymi na brąz dupami i starsze kobitki w obwisłych, czarnych kostiumach z liliami pławiły się przy brzegu i bezdomny w podartym słomianym kapeluszu, niebieskich okularkach w stylu Jackie Onassis z lat 70. i z niebieską butelką wody mineralnej San Benedetto przeglądał stary numer gazetki Nasza Strana. Potem nagle zgiął jedną rękę i zaczął całować się w pięść, no i nie wiem właściwie po cholerę przypomniało mi się nagle, że tę ruską gazetkę wydawali kiedyś w tym samym miejscu, gdzie robiłem za redaktorka w Kurwinach.

No więc tę gazetkę, którą wertował człowiek w słomkowcu, wydawali kiedyś w tej samej żółtawej ruderze z towarową windą w Tel Awiwie, gdzie w latach 80. załapałem się na erę ołowiu i byłem nocnym redaktorem w Kurwinach i robiłem pierwszą kolumnę, zamykając ją czujnie o godzinie 16. To właśnie w tej ruderze z obłażącym tynkiem na ulicy H’Rakiewet (kolej) przerobionej z dawnego torowiska dworcowego, zapoznałem się z kodem etycznym dziennikarza, przeniesionym przez zawieruchy dziejów przez wysłużonego warszawskiego metrampaża imieniem Mendel.

Przed wojną „pan redaktor” przychodził skacowany w południe do redakcji, z głębokim westchnieniem odchylał się w fotelu, zakładając nogi w lśniących lakierach na stół, po czym długo i cierpliwie wpatrywał się w odrapany sufit nad sobą. Potem nagle zestawiał obie nogi na ziemię i zaczynał walić w Remingtona, że iskry szły i na drugi dzień rano gazeta była na mieście”.

No więc teraz zacząłem myśleć o tym, że Kurwiny razem z gazetami w paru innych językach wydawała kiedyś Partia Pracy - Szimona Peresa - dopóki w latach 90. nie wyszła ustawa zakazująca formacjom politycznym posiadania mediów. Myślałem sobie, że Kurwiny – z całym ich upolitycznieniem, koślawą polszczyzną i zwietrzałym Holocaustem – były jednak odskocznią od totalitarnej wiochy izraelskiej, przed którą i teraz ciężko czasem się wybronić, a drugim takim azylem była dla mnie wioska Nelsona, dopóki w 1989. nie została oddana Egiptowi.

Szulc leżał wygodnie na piachu pod kępą kolczastych krzaków i dyktował przez telefon satelitarny korespondencję, że Izraelczycy znów spędzają masowo urlopy na egipskim Synaju po tym, jak Palestyńczycy pod koniec czerwca przerwali falę zamachów terrorystycznych - w ramach zaaranżowanego przez Amerykanów, kruchego zawieszenia broni. Zdaniem większości uczestników międzynarodowego sympozjum w Tabie - w konsekwencji obalenia reżimu Saddama Husajna w Iraku - wzrosły jednak szanse przerwania spirali przemocy między Izraelem a Palestyńczykami.

Przez przejście graniczne w Tabie faktycznie trudno się było przecisnąć, tyle było samochodów jadących na Synaj - z kolorowymi dechami do windsurfingu i trzykołowymi wózkami dziecięcymi na dachach - w szałasie beduińskim z tancerką brzucha, Izraelczycy z płetwami i butlami tlenowymi szykowali się, żeby nurkować przy rafie koralowej w Szarm-el-Szejk. Przewodnik z mordą derwisza-zakapiora, tłumaczył im łamaną hebrajszczyzną, że rafy powodują zadry, które trudno się goją i są nawet gorsze niż południowo-amerykański robal Boro włażący pod skórę.

Coś w rodzaju knajpy z płachtami na drągach - stara Beduinka piekła pity, które jadłeś siedząc na matach z kolorowymi poduszkami; murek wysoki na metr, owce i kozy, zapiaszczone automaty z Colą i chrupkami i jakiś Szkot w spódniczce i sportowych butach odlewał się z widoczną ulgą pod murkiem - drapiąc się w grdykę, przecierając oczy i ziewając szeroko. Facet w różowej bejsbolówce i z przymałym plecaczkiem wsadził panience łapę pod różowe biodrówki i potem wsiedli do zielonej hondy z pokrowcami w kształcie podkoszulek z Donaldem na siedzeniach.

Linia mety wyryta kijem na piachu przez Beduinów - wyścigi wielbłądów w pustyni; brytyjski odjeb z Oxfordu, w tropikalnym hełmie jak Indiana Jones, pieprzył coś, że Arki Przymierza nie należy szukać na Synaju, lecz w słonym bajorku pod Ejlatem w stałym miejscu przelotu flamingów i jakieś neohipole z karimatą pod zakurzoną palmą łuskały sobie wszy nawzajem jak szympansy. Warstwa pyłu leżała na twarzy, że chwilami ciężko było oddychać i znowu teraz myślałem o wojsku, jak kiedyś w porze deszczowej drogą rzymskim legionów jechaliśmy szczytami gór.

Jeepy szły równo po litej skale do przyczółka osadniczego Lucyper i ćwiczyliśmy orientację wg gwiazd, i Morze Martwe błyszczało daleko w dole jak czarne lustro. Potem o świcie zjeżdżaliśmy mokrymi serpentynami i wiatr przerzucał strzępy mgły przez jezdnię, i czasem widziałeś zbocza z kamiennymi murkami. Osły ciągnęły pługi, za którymi szli fallahowie w kefijach i paliły się ogniska z suchych liści na świeżej ziemi między drzewkami owocowymi i oliwnymi - w płytkich zapadlinach nad bezlistnymi winnicami latały wielkie pomarańczowo-czarne motyle.

W arabskich wioskach dzieciaki jeździły rowerkami po dachach między rozwieszoną bielizną lub grały w nogę na płachetkach oczyszczonych z odłamków skalnych i otoczonych parkanami z kaktusów, podetkanymi starymi czerwonymi szyldami Coli. Przy północnym wlocie do Hebronu islamiści zaatakowali nożami izraelskiego osadnika i otworzyliśmy ogień w powietrze z cekaemu na obrotowym stojaku, i błyski strzałów we mgle nakładały się jakby na ogień z pieca w warsztacie szklarskim; wrzask w krótkofalówce, żeby nie postrzelić baby wieszającej pranie na dachu.

W centrum miasta demonstrowali pacyfole z Pokoju-Teraz, żądając usunięcia żydowskiej enklawy osadniczej i pod ścianami siedzieli w kucki pucybuci, i druty telefoniczne były ciasno obsadzone przez białe gołębie. Na dachach domów punkty obserwacyjne Cahalu: drewniane wiaty, worki z piaskiem, falista blacha i czuliśmy się tam nieraz jak muezini, wyjąc razem z nimi Allah Akbar, gdy zapalały się zielone neonówki na minaretach - mały Mustafa przynosił nam pity z ciecierzycą i gorącą kawę z kardamonem na mosiężnym nosidle ze znanej knajpy Abu-Maher.

W wąskich zaułkach pogoda zmieniała się co chwila i kozy z rozwianymi brodami skakały z dachu na dach, i stojąc na tylnych kopytach obgryzały jakieś krzaki. Piesze patrole z bronią gotową do strzału; na końcu jeden z krótkofalowką na plecach i z nożem komandoskim u pasa - Arabowie boją się tylko kosy - w życiu nie widziałeś takiego stężenia nienawiści w oczach ludzkich; po służbie Jasio Wędrowniczek w poangielskim Taggarcie na wzgórzu i napisy ZAP na dymkach starych komiksów, i głuche uderzenia piłki kopanej wojskowymi butami na dziedzińcu.

No więc teraz w Tabie neohipiska trzymała obiema rekami faceta wysoko za udo i potem jedną rękę zostawiła mu luzem koło krocza, a drugą wzięła za chude dupsko. Szulc, narąbany od rana ciepłą Stellą, przyglądał się temu z uwagą i znowu zaczął pieprzyć te swoje numery o panience, jak kiedyś mu w lesie rozpięła spodnie i onanizowała go piersiami, i potem wszedł w nią mocno od tyłu z okazji tłustego czwartku - „chcę cię w środku do końca” - szybkimi gwałtownymi ruchami, trzymając ją za biodra, rżnął jakby na wpół w powietrzu, ostro i z krzykiem.

- Cholera! - powiedziała Iza z niepowtarzalnym wyrazem w twarzy i wcześniej rano przysłała mi esemesa, że miota nią pożądanie i wcale by się nie zdziwiła, gdyby wpadła do mnie w tej sprawie wieczorem. No więc teraz w Tabie sprzeczała się z Maksem, który mówił, że komiksy internetowe zżynają grafikę z gier komputerowych lat 80. i szła boso po trawie, ruszając pupą jakby ciut przesadnie i stało się to jeszcze bardziej widoczne, gdy weszła na piach, i zobaczyłem, że opadło jej ramiączko kostiumu, a między stolikami knajpy skakały i podfruwały wróble.

No więc potem chłopaczki z rowerami górskimi uganiali się za pyzatymi dziewczynkami z Nowej Zelandii, z których jedną wrzucili do basenu i Głos M. Czerwonego robił balona ze specjalnego wysłannika USA Johna Wolfa, który wrócił na Bliski Wschód, żeby monitorować realizację planu pokojowego zwanego mapą drogową, ale poszedł spać, żeby złagodzić skutki przesunięcia czasowego. Szulc wrzeszczał coś w podobnym guście w telefon satelitarny i zaraz potem zaczał gadać o „Wakacjach z agentem”, że nie musieli przepraszac Kwacha za ten artykuł w Życiu.

No i potem Szulc zaczął opowiadać, jak z grupą kumpli w Warszawie zakładali nową gazetę Życie po tym, jak tamto „Życie Warszawy” wykitowało i zostało wykupione przez faceta od wody mineralnej, który potem chciał jeszcze im odebrać prawo do używania tytułu Życie. - Pierwsze tygodnie nowej gazety to był fantastyczny czas i nagle wszyscy byliśmy razem, i potem największym hitem tej naszej skipy było zdemaskowanie 23 Rosjan z ambasady, podejrzanych o szpiegostwo - powiedział Szulc.

W lobby przy barze siwy jełop klikał na laptopie i turecka piosenkarka robiła próbę mikrofonu. No i powiedziałem, że w Izraelu był kiedyś taki tygodniczek Olam Haze (ten świat) ujawniający afery erotyczne, a ten siwy z brodą był jego wydawcą i naczelnym redaktorem, i przez 20 parę lat pisał wciąż to samo, że Izrael powinien polubić Arafata. Z tym przesłaniem pojawiał się na wszystkich zadymach i pikietach Pokoju-Teraz, a w czasie izraelskiej inwazji na Liban w 1982. pojechał do osaczonego w Bejrucie Arafata, którego Szaron wykopał potem przez morze do Tunisu.

No i ostatnio pojechał do na wpół zrujnowanej kwatery Arafata Mukata w Ramallah – gdzie z tydzień robił za żywą tarczę, żeby go uchronić przed ponownym wykopaniem przez Szarona. W lobby turecka piosenkarka z wystającymi zębami, wygoloną pachą i zgrzytającym playbackiem trzymała bezprzewodowy mikrofon, jak gdyby robiła komuś lachę i miała na sobie jakby skrawek kurtyny teatralnej - obszyty złotymi frędzlami idącymi podwójnym rządkiem na skos; całkiem nieźle ubrana – powiedziałem.

- W te dupsko należy tylko pchać - powiedział Max.

- Niech cię rynka boska chroni - powiedział Szulc.

- Nie odpowiada kanonom europejskim – powiedziałem.

- Uprawiam neopogaństwo - powiedział Max. - Jam poganin z dziada pradziada; zawszem chciał zwać się Bożydar na cześć Peruna.

- Chodzi o coś innego niż Europa? - spytał Szulc.

- Słowiańskim bałwanom cześć oddaję - powiedział Max.

- Europa wszystko zwala na Izrael – powiedziałem.

- To nie jest złe w Jewropie - powiedział kolega Szulc.

- Czy dobrze słyszę? – powiedział Max.

- To jest nasz nowy jewrocentryzm - powiedział Szulc.

- Oskarżacie Żydów, że stali za 11/9 i iracką wolnością – powiedziałem.

- Poza tym gorąco kochamy Arafata - powiedział Szulc.

- Według sondaży co 5. Europejczyk to antysemita – powiedziałem.

- Lepiej nie gmerać już przy tej starej Europie - powiedział Szulc.

- Żydzi mają przesrane w Europie – powiedziałem.

- Spokój - powiedział kolega Szulc. - Nic się nie dzieje.

- Szulc mnie zagłusza – powiedziałem.

- Nie wiem, czy tak jest - powiedziała Iza.

- Chyba nie rozumiesz – powiedziałem.

- Okej - powiedziała. - To jakiś pomysł.

- My som po szampanie - powiedział Szulc.

- Zacności kordiały tu dają - powiedział Max.

- Miałam chwilę przerwy - powiedziała Iza.

- Że co?... - zdziwił się Max, który przed chwilą opowiadał barmanowi, jak w Kapsztadzie chodzili na plażę w kostiumach kąpielowych i swetrach, bo zaraz po zachodzie słońca zrywał się lodowaty wiatr z bieguna południowego. No i teraz Maksio - żoliborski travellers w bereciku z antenką - zaczął opowiadać, jak pojechał z namiotem w Andy, gdzie wiódł żywot pustelnika, żeby sfilmować kondory i przeniósł się do jaskini koło kempingu, żeby nie płacić za pole namiotowe i do łba by mu nie przyszło, że będą go szukali helikopterem po kraterach wygasłych wulkanów.

No więc opowiedziałem kolegom z Polandu o izraelskim królu stali, który mając lat 14 i pół - w dniu wybuchu II wojny światowej 1 września 1939 - wyszedł z Warszawy w kierunku na południe i w parę miesięcy doszedł do Palestyny. No i ostatnio, gdy powołany został przed oblicze Pana, ciało jego skremowano w Europie, a prochy rozsypano z góry Joasza pod Ejlatem, skąd widać Izrael, Jordanię, Egipt i Arabię Saudyjską. No i stypa odbyła się w beduińskim szałasie, gdzie półnagie kurwy z Mołdawii roznosiły kryształowe kielichy z białym winem, a klezmerzy grali chasydzkie melodyjki.

- Citroen też był Żydem - powiedział Max. - Podobnie jak Michel Dassault, który nazywał się przed wojną Mojsze Bloch i kończył aerodynamikę na Politechnice Warszawskiej.
- Co sądzisz o polskich Żydach? - spytał Szulc.

- Bez Żydów nie da się żyć – powiedziałem.

- Chodzi mi o tych, co zostali - powiedział Szulc.

- Nie znoszę, jak opieprzają Izrael - powiedziałem. - Wkurwiało mnie zawsze, jak niektórzy Żydzi w Europie popierali Arafata.

- Nie wiesz przypadkiem, dlaczego? - spytał Szulc.

- Izrael miałby totalnie przesrane, gdyby nie bin Laden, bo świat popierał Arafata, a ci jeszcze dowalali z boku – powiedziałem.

- Zawalił się pokój na Bliskim Wschodzie, odsłaniając ich nagle przed antysemicką hołotą; myśleli, że muszą się bronić - powiedział Szulc.

- Znowu musicie gadać o gazetce - powiedziała Iza.

- Gazetka wpisała się w chamską hecę antyizraelską na początku II intifady palestyńskiej, ale po 11/9 wyraźnie jej przeszło - powiedział Szulc.

- Rozumiem jakby nie do końca - powiedziała Iza.

- Plus tzw. choroba lewicowości - powiedział Szulc.

- Naprawdę cholernie przesadzacie – powiedziała.

- Obawiam się niestety, że antyizraelskie ruchy gazetki to jednak reakcja na podskórny polski antysemityzm - powiedzial Szulc.

- Izrael ma przesrane w całej Europie – powiedziałem.

- Najlepsze jest to, że nie macie racji – powiedziala.

- Patrzę na to inaczej - powiedzialem i zaraz pomyślałem sobie, że dopiero ostatnio, po wielu latach w Izraelu, zrozumiałem jak cholernie przetrzebiony i porozbijany wewnętrznie jest ten naród. No i powiedziałem coś chyba w tym guście, bo zaczęły się rozmowy, że dopiero po latach widać dokładnie, jak potwornie zniszczona jest Warszawa i sezon na Legii startował kiedyś zawsze po pochodzie 1-majowym, gdy 200-kilowy basenowy Gruby Kazio skakał z wieży na bombę, wywołując falę powodziową, a pijany jazzband na górze ładował dixieland.

No więc nagle tak się porobiło w lobby Hiltonu-Taba, że co któraś żurnalistka z cholera wie komu potrzebnym Pelikanem skrobała coś złotą stalówką w dużym notesie. No i opowiedziałem im, jak kiedys na konfie prasowej Lufthansy w Tel Awiwie na salę wpadł z wrzaskiem jakiś karakan, przewodniczący Związku Dziennikarzy, że szkopy rozdali nam Pelikany z 18-karatowymi stalówkami i próbował zbierać te piórka w reklamówkę, ale dziennikarze tylko spokojnie zakręcili skuwki i powtykali sobie Pelikany w kieszonki, że niby o co tu chodzi.

- To nieźle - powiedzial Szulc; no i tego kolesia wykopali potem ze związku, bo się okazał wtyką właścicieli gazet - mówiłem - chcieliśmy wywalczyć podwyżki u tego Himelfarba od Kurwin, który opłacał rachunki Partii Pracy za prąd i wodę, ale nam zakładał kłódki na rolkach z papierem w sraczach. No i ten związkowiec zmusił nas wtedy, żeby odpuścić i w nagrodę pojechał na wyspy Oceanii, gdzie niby to obsługiwał wizytę prezydenta Izraela, popijając drinki ze skorupy kokosa, obwieszony girlandami, a półnagie dupy w przepaskach były na każde jego kiwnięcie.

- Jakie to wszystko polskie! - powiedzial kolega Szulc. - Dawniej komuchy, jeśli już jakimś cudem dziennikarzom udało się namierzyć złodzieja, obejść cenzurę i nagłośnić sprawę, to takiego gnojka w końcu wywalali na zbity pysk. Nic, że po cichu dostawał inną, dużo lepszą fuchę, ale w danym momencie musieli go wykopać, żeby zachować twarz; teraz za to możesz wszędzie ględzić do oporu, a gnojek niezatapialny jest i już.

Włączyłem tranzystor - Głos Morza Czerwonego cieszył się, że niedługo pod Ejlatem powstanie pierwszy izraelski Disneyland. No i potem rozmówki o wysokiej kulturze tworzącej tożsamość na poziomie elit w czasie i przestrzeni; we współczesnym świecie zatarły się wzorce kulturowe, których kody zachowały się chyba tylko w kulturze masowej. Leonard Cohen śpiewał The future („dajcie mi crak i seks analny”) - radyjko meldowało, że małolaty ze swoimi zdalnie kierowanymi modelami bombowców B52 przeszkadzają kurwom na poboczach dróg.

Podszedł do nas palestyński dziennikarz Abu-Hassan w różowej arafatce zrolowanej na szyi i z otwartym laptopem i powiedział, że panarabska al-Dżazira wyemitowała wydobyte skądś obrazki, jak Saddam zapędził swych ministrów z As-Sahafem na czele, żeby ćwiczyli się w strzelaniu z pistoletu. No wiec to było naprawdę w miarę zabawne i przypomniałem sobie moment głębokiego zaskoczenia, gdy na początku operacji Iracka Wolność zobaczyłem pierwszy raz tego kabotyna As-Sahafa w czarnym bereciku, pieprzącego niesamowite farmazony o przebiegu walk.

- Zaczyna mi już brakować tego As-Sahafa – powiedzialem.

- Ponoć wzięli go do telewizji al-Arabija - powiedzial Szulc.

- Chaplin by lepiej nie ośmieszył Saddama - powiedziałem.

- Do pięt nawet nie dorasta saddamkowi - powiedzial Szulc.

- Fizyczne poczucie ulgi, że ich skasowali! - powiedziałem.

- Łatwo się przyzwyczaić - powiedział Szulc.

- Chłopaki ożywiali nastrój – powiedziałem.

- Kombatanckie rozmówki - powiedzial Szulc.

- Note for the record! - powiedział palestyński reporter i potem jakiś człowiek w telewizorze zachwalał meble IKEA, że kupa dobrego gustu, genialna prostota - odreagowanie stresów; cholera, pomyślałem, najgorzej, jak robią reklamówki na melodie z lat 60. - w telewizorze facet wywieszony na trapezie za burtę regatowej łajby klasy 470 - na rozpylonym w zachodzącym słońcu wierzchołku fali - wybierał żagiel aż do wygięcia aluminiowego masztu; też byś wyskoczył na jakiś weekend – pomyślałem.

No więc powiedziałem, że jechałem ostatnio do Ejlatu przez pustynię i chciało mi się spać, i szprycowałem się Red Bullem - o mało nie wjechałem w rządek hyundaiów na zakręcie, bo zrobił się korek: jacyś kierowcy gapili się na kobitkę w kapeluszu robiącą siusiu koło szosy. Na to Szulc, że ostatnio na obwodnicy bieszczadzkiej o mało nie wjechał w dupę jakiemuś hyundaiowi, bo kobitka nagle zwolniła na zakręcie, otworzyła drzwiczki i dawaj pluć zawiesistą flegmą, i w dodatku była to gigantyczna baba w ciąży.

- Baby wszędzie mają przebicie - powiedział Max.

- No to rozchodniaczka, kurwa! - powiedzial Szulc.

- A w ogóle, to za ile tu znów będziecie? - spytałem.

- Wedle południa - odpowiedział Max z wahaniem.

CDN


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura