Pressje Pressje
55
BLOG

Urzędnicze absurdy dla posła Palikota

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 19

Nadmiar regulacji prawnych wynikający z dążenia do objęcia każdej dziedziny życia prawem, pozostawiając jak najmniej swobody decyzji dla zdrowego rozsądku, może powodować zawrót głowy również u urzędników. Jednak absurdy wywołuje nie tylko prawo, ale też sposób jego stosowania przez urzędników państwowych (polscy urzędnicy będą tu należeć chyba do najbardziej „kreatywnych”, gdy nie trzeba, i stosujących przepisy literalnie, gdy przydałoby się trochę wyobraźni). Bez wątpienia ten styk nadmiaru legislacji z kiepskim jego wdrożeniem powoduje duże przeszkody, głównie dla przedsiębiorczości.

 

Trzy wybrane przeze mnie przykłady zilustrują sprawę:

 

1) Pierwszy przypadek to nagłośniona medialnie sprawa piekarza Waldemara Gronowskiego, który wykazując się dobroczynnością nie wykazywał się jednocześnie papierkową skrupulatnością. Darowane przez niego pieczywo na rzecz domów pomocy dla bezdomnych czy jadłodajni przyparafialnych nie zostało obłożone należnym podatkiem VAT. Urząd skrupulatnie naliczył mu podatek, który Skarb Państwa „stracił”, co razem z odsetkami urosło do tak potężnej sumy, że zrujnowało dobroczyńcę. Rzecznik odpowiedniej Izby Skarbowej powiedziała: „nie traktujemy tego wyroku w kategoriach triumfu. Musimy po prostu trzymać się obowiązujących przepisów. I nie wolno nam ich komentować”.

 

Smaczku sprawie dodaje fakt, że urząd mógł ten podatek umorzyć, ale na przeszkodzie stała nierzetelna księgowość. Jakoś trudno mi jednak przejść nad tym do porządku dziennego. Z jednej strony urząd powinien ściśle stosować się do prawa, z drugiej jednak urząd jest służebny wobec społeczeństwa. Urzędnicy powinni zdawać sobie sprawę, że państwo silne jest siłą swoich obywateli, a nie wobec obywateli. Niestety mentalność polskiego urzędnika, ukształtowana przez kilkadziesiąt lat komunizmu, gdzie obywatel, a szczególnie przedsiębiorca, był z natury podejrzany, a stanowisko urzędnika pozbawione zostało głębokiego etosu, daje tu o sobie znać.

 

Sposób myślenia urzędników podejmujących decyzje w tej sprawie powinien stać się wzorem tego, z czym powinna walczyć komisja „przyjazne państwo”. Nie wystarczy, że poseł Palikot zbierze do puszki pieniądze dla pokrzywdzonego piekarza…

 

Dwie kolejne sprawy znam z autopsji i dotyczą spraw motoryzacyjnych.

 

2) Ta sprawa jest akurat przykładem „kreacji urzędniczej”. We Francji w momencie sprzedaży samochodu używanego dowód rejestracyjny z mocy prawa traci ważność. Prawo pozostawia jednak czas 2 tygodni na przerejestrowanie samochodu przez nabywcę (w tym czasie może on jeździć na starych papierach), ale nie dotyczy to sprzedaży na eksport. Polski nabywca kupujący samochód we Francji musi wyrobić tzw. tymczasowy dowód rejestracyjny, w przeciwnym razie może spodziewać się surowych sankcji ze strony policji niemieckiej.

 

I tu pojawia się haczyk – z końcem roku polskie urzędy zaczęły robić problemy z rejestracją samochodów sprowadzonych z Francji (najpopularniejszego miejsca zakupu samochodów ciężarowych), gdyż według oceny Ministerstwa Infrastruktury dowód tymczasowy nie spełnia wymogów dowodu. Ministerstwo powołuje się przy tym na dyrektywę UE i uważa, że dowody tymczasowe dla pojazdów, które nie są dopuszczone do ruchu we Francji, nie mogą stanowić podstawy rejestracji. Problem w tym, że gdy taki samochód długo nie był używany we Francji mogły mu się po prostu skończyć badania techniczne, co automatycznie powoduje, że nie może być dopuszczony do ruchu dopóki nie zostanie dokonane kolejne badanie. Niestety, gdy polski przedsiębiorca przywiezie taki samochód na naczepie obecnie dowie się (w większości urzędów), że ten samochód w ogóle nie może być zarejestrowany. Ministerstwo stawia też inne problemy dla przedsiębiorców, którzy sprowadzili samochody na dowodach tymczasowych z Francji, także obecnie mamy do czynienia z sytuacją patową.

 

Aha, gdy się uda (wbrew prawu?) przejechać samochodem przez Niemcy, nie ma problemów z rejestracją w Polsce…

 

3) Trzecia sprawa dotyczy również postępowania sędziów, którzy w sprawach administracyjnych nabierają mentalności urzędniczej. Inspektor Ruchu Drogowego wymierzył firmie karę za to, że kierowca, bez konsultacji z właścicielem, przerwał tzw. 36-godzinny odpoczynek tygodniowy i przejechał kilkanaście kilometrów samochodem ciężarowym pod własny dom, aby nie musiał w niedziele jechać tej samej drogi do firmy, gdy miał wyjechać w trasę. Nie pomogły tłumaczenia, że po kilkunastu godzinach odpoczynku kierowca był na tyle wypoczęty, aby tak krótki odcinek przejechać bezpiecznie. Nie pomógł argument, że i tak musiałby jechać, tyle że samochodem osobowym. Nie pomogła również uwaga, że dzięki temu miał większy komfort pracy. Dla urzędnika było to złamanie prawa i tyle.

 

Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Myślą Państwo, że sędziowie okazali się w tej sprawie bardziej światli i wyrozumiali? Gdzież tam… Ta sama umysłowa pustynia, co w przypadku urzędników. Miałem wrażenie, że nawet nie przeczytali akt sprawy (gdy wygłaszałem swoją argumentację, opartą o Rozporządzenie UE, którego głównym celem jest podobno zapewnienie komfortu pracy kierowcom, sędzia, która przewodniczyła rozprawie zadawała mi co chwilę pytanie; „coś jeszcze? Bo nam się spieszy!”).

 

Przy okazji, Denis Galligan i Marcin Matczak opracowali dla Ernest & Young raport o tym, jak sądy administracyjne stosują prawo i jakie to ma znaczenie dla przedsiębiorców. Wniosek: gdy stosują prawo literalnie, staje się to uciążliwe dla przedsiębiorców, gdy zdobywają się na wykładnie teleologiczną i funkcjonalną, stanowi to pewne ułatwienie.

 

Drodzy czytelnicy, jeżeli z własnej praktyki lub z drugiej ręki znacie podobne przypadki, to wpisujcie je – może ktoś z komisji posła Palikota to przeczyta i choć nieliczne staną się przedmiotem jakiejś uwagi (zakładając oczywiście, że ta komisja w ogóle zacznie działać).

 

Maciej Brachowicz
Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka