Pressje Pressje
324
BLOG

UE wobec Bałkanów - czy w końcu wspólna polityka zagraniczna?

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 12

17 lutego 2008 r. prawdopodobnie przejdzie do historii jako początek niepodległości Kosowa. Zostawiając w tym momencie z boku kwestię podstawową, tj. która ze stron, albańska (posiadająca większość etniczną na tych ziemiach oraz skrzywdzona postępowaniem w latach 90-tych przez Serbów), czy serbska (posiadająca historyczny sentyment do tych ziem oraz obawiająca się złego traktowania swojej mniejszości etnicznej), ma rację w tym sporze, przyjrzyjmy się kwestii pobocznej, tj. podejściu UE do problemu.

 

Niektórzy twierdzą, że stanowisko państw UE wobec Kosowa stanowi przykład wzrastających możliwości wypracowywania wspólnej polityki zagranicznej. Przypomnijmy: członkowie UE w większości popierają, bardziej lub mniej ostentacyjnie, niepodległość Kosowa. Wyraźne opory pojawiają się w czterech państwach, które posiadają mniejszości narodowościowe, dla których, jak się obawiają, jednostronne ogłoszenie niepodległości Kosowa stanowić może precedens godny naśladowania. Te państwa to Hiszpania, Cypr, Rumunia i Słowacja. Większość z pozostałych państw ma jednomyślnie i w tym samym czasie udzielić poparcia kosowskim Albańczykom, co uznawane jest za postęp od lat 90-tych, kiedy to najpierw Niemcy poparły niepodległość Chorwacji i Słowenii, a dopiero za nimi poszły kolejne państwa. Czy ten optymizm jest uzasadniony?

 

Kiedy ostatni raz udowadniano, że właśnie jesteśmy świadkami powstania wspólnoty politycznej, rozumianej jako wspólnota interesów pomiędzy państwami UE, rychło okazało się, że nadzieje były przedwczesne. Było to w 2003 r., gdy 15 lutego ulicami kilku największych europejskich miast przeszły ogromne demonstracje wymierzone wobec amerykańskiej polityce, a dwóch filozofów, Juergen Habermas i Jacques Derrida, napisało słynny list opublikowany w kilku wpływowych gazetach europejskich (w Polsce: Europa, jaka śni się filozofom, „Gazeta Wyborcza”, 10.06.2003). Główna oś ich argumentacji opierała się na stwierdzeniu powstającej wspólnej świadomości politycznej, której głównym dowodem były wspomniane demonstracje. To życzeniowe myślenie opierało się jednak na podstawowym błędzie; czymś innym jest wspólna świadomość wspólnych interesów wyrażana poprzez podejmowanie pozytywnych przedsięwzięć interesy te zabezpieczających, a czymś zupełnie innym emocjonalny sprzeciw wobec realizacji swoich interesów przez państwo trzecie (USA), za którym nie idą żadne pozytywne działania poza upomnieniem przez Jacquesa Chiraca nowych państw, aby siedziały cicho w kącie, gdzie ich miejsce. W każdym razie wspólna tożsamość w polityce zagranicznej nie powstała.

 

Sprawa Kosowa jest oczywiście w pewnym sensie inna; mamy tu do czynienia z pozytywnym działaniem państw członkowskich, które prawie jednomyślnie (Cypr zastosował tzw. konstruktywne wstrzymanie się od głosu) zgodziły się na rozmieszczenie w Kosowie misji składającej się z 1800 policjantów i prawników mających pomagać w budowaniu systemu prawnego zapewniającego poszanowanie praw mniejszości (EULEX). Mało tego, państwa UE były nawet w stanie szybko ustalić szczegóły tej misji kończąc przygotowania już 16 lutego, jednakże głównym powodem było to, że kilka państw UE domagało się, żeby misja została zaaprobowana przed ogłoszeniem niepodległości przez Kosowo ze względu na obawy, że zaaprobowanie misji po fakcie oznaczałoby uznanie nowego państwa. Dobrze również świadczy o państwach UE, że podtrzymują swoją decyzję mimo ewidentnego sprzeciwu Rosji (choć tak naprawdę powinno to być traktowane jako rzecz oczywista, a nie osiągnięcie).

 

Mimo to wciąż brak podstaw do optymizmu wobec wypracowywania wspólnej polityki zagranicznej UE. Misja, co do której zgodziły się państwa UE, jest odpowiedzią na sytuację, wobec której po prostu zostały postawione, miały natomiast nieproporcjonalnie mały, w stosunku do ambicji i potencjału, wpływ na kształtowanie samej sytuacji. Świadczy niech o tym niepewność, jaka towarzyszyła wyborom prezydenckim w Serbii, gdzie wobec braku jasnych perspektyw wejścia tego kraju do UE do końca nie można było być pewnym zwycięstwa opcji pro-zachodniej. Być może, gdyby od dłuższego czasu UE dysponowała strategią postępowania wobec Serbii łatwiej byłoby pogodzić się jej mieszkańcom z utratą części swojego kraju…

 

UE powinna być zainteresowana aktywnym wpływaniem na sytuację geopolityczną w swoim najbliższym otoczeniu, która ma bezpośrednie przełożenie na jej bezpieczeństwo. Niestety, perspektywy takiej polityki są nikłe. Powód jest przede wszystkim jeden: najpoważniejszy instrument, jakim Unia może prowadzić tego typu politykę, jest obecnie bardzo niemiło przyjmowany w samej Unii – chodzi oczywiście o rozszerzenie. Nie zastąpi rozszerzenia żadna perspektywa uprzywilejowanego partnerstwa, o czym świadczy przykład Turcji – dla państw poszukujących stabilności tylko możliwość pełnego uczestniczenia zarówno w politycznych, jak i ekonomicznych korzyściach członkostwa w UE daje wystarczająco silną motywacje do reform wewnętrznych. Tylko to jedno narzędzie daje UE szanse pełnego wykorzystania swojej soft power, a innego typu siłą UE przecież nie dysponuje.

 

Korzystanie z soft power, podobnie jak korzystanie z tradycyjnej hard power, musi być powiązane z konsekwencją i pełną świadomością celów. Jak zauważyło dwóch znakomitych znawców polityki zagranicznej UE, Mark Leonard i Ivan Krastev, „paradoks potęgi UE polega na tym, że jej siła w pewnym stopniu może być skutkiem przekonania, iż unia jest słaba. To, że nikt nie uważa za konieczne równoważyć Unii może się brać z przekonania, że jest nieprawdopodobne, aby wspólnota potrafiła się zdobyć na działania angażujące wszystkie państwa członkowskie. Upadek soft power Unii w byłych republikach radzieckich, Turcji i na Bałkanach dowodzi, że ‘miękkość’ polityki w dłuższej perspektywie może budzić sympatię, ale niekoniecznie poważanie. Wprawdzie akceptacja działań przez opinię publiczną odgrywa coraz większą rolę w polityce światowej, ale Unia nie może popełnić błędu polegającego na myleniu popularności z potęgą” („Wprost”, 51-52/2007).

 

Niestety Unii brakuje konsekwencji w działaniu i, co gorsze, warunkującej ją świadomości celów. W takich warunkach mało prawdopodobne jest, aby wprowadzenie nowych instytucji w obszarze wspólnej polityki zagranicznej coś realnie zmieniło.

 

Maciej Brachowicz
Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka