Na pierwszy rzut oka problem strajków lekarzy w żaden sposób nie łączy się bezpośrednio z kwestią rozpoznania prawdy o naturze rzeczywistości. Na pierwszy rzut oka.
Filozofowie nie tylko chcieli zmieniać świat, chcieli go także zrozumieć. O ile wysiłek tych pierwszych zdyskredytował wizerunek tych drugich, niemniej jednak wśród wielu głosów konkurujących o słuchaczy na współczesnym targowisku opinii, swoistej nowoczesnej agorze, słyszalny jest także głos filozofów. Czy filozofia może ułatwić nam rozwikłanie tak trudnych zagadnień, jak kwestia dopuszczalności strajku lekarzy? Czy w ogóle warto zajmować się tematem strajku lekarzy z filozoficznego punktu widzenia?
Wśród wielu argumentów, jakimi posługiwano się w debacie nt dopuszczalności strajku lekarzy, większość z nich odnosiła się do czysto moralnej strony zagadnienia, którą można sprowadzić do jednego zasadniczego pytania, czy strajk szkodził czy nie szkodził (pośrednio bądź bezpośrednio) innym ludziom, w tym przypadku, pacjentom.
Nie neguję takiego postawienia sprawy, jest to być może najbardziej zrozumiały język, w jakim można by istotę sporu wyłożyć in publico. Niemniej jednak, postawiłbym sprawę bardziej wyraziście, ponieważ język moralny jest dzisiaj niedoceniany a moralność kojarzy się zasadniczo z subiektywnymi „uczuciami moralnymi" raczej niż z poznawczo akuratnym opisem rzeczywistości. Moim zaś zdaniem strajkujący lekarze, którzy narażają pacjentów na poważne szkody w gruncie rzeczy nie tylko postępują niemoralnie, ale również tracą kontakt z rzeczywistością (a przez moment wydawało się, że lekarze w Radomiu, po interwencji wojewody i grozbie zamknięcia paru oddziałów, stracą także kontakt z posadą).
Wychodząc od klasycznego pojęcia celowości, należy zauważyć, że zarówno świat ożywiony jak i nieożywiony, ludzie a także artefakty społeczne czy instytucje posiadają swoje obiektywne cele. Można bowiem argumentować, że tak jak obiektywnym celem młotka jest ułatwienie nam wykonania różnych czynności fizycznych, analogicznie również instytucje (np. szpitale) posiadają własne, obiektywnie im przysługujące i swoiste dla nich niezmienne cele. Również władze człowieka, czy pełnione przez niego role, podlegają swoistej „logice celowości".
Chęć ewakuacji przez władzę pacjentów ze szpitala w Radomiu świadczyłaby według tej interpretacji o tym, że szpital ów przestał wykonywać przypisane mu funkcje, a zatem przestał być, w sensie ścisłym, szpitalem, stał się zaś niejako kartą przetargową w toczonej przez strajkujących lekarzy walce ekonomicznej.
Również pacjenci przestali być pacjentami, zostali bowiem sprowadzeni do roli zakładników. Lekarze nie byli z kolei lekarzami, ponieważ postawili chęć uzyskania lepszych warunków pracy ponad troskę o pacjentów, ponad to, co czyni z nich lekarzy, lekarzem jest bowiem ten, kto głównym celem swojego działania czyni uzdrowienie pacjenta.
Nic więc dziwnego, że ludzie z dyplomami uczelni medycznych, którzy dopuścili się takiej re-definicji własnej roli a także roli swoich podopiecznych w ramach instytucjonalnych struktur szpitala, spotkali się ze społecznym potępieniem (także ze strony jednego z hierarchów Kościoła katolickiego) oraz zarzutem pogwałcenia przysięgi Hipokratesa.
Odróżnienie własnych subiektywnych potrzeb od obiektywnych celów przypisanych rzeczom, instytucjom czy funkcjom społecznym jest podstawową funkcją rozumu moralnego. To, że rzeczy posiadają obiektywne cele można dowieść wskazując, że ulegają one zniszczeniu, kiedy zostają źle użyte. Cele zaś nie są wynikiem konwencji społecznej czy poczucia moralności, są bowiem wpisane w naturę rzeczy, w przypadku omawianej sprawy, w naturę sztuki medycznej. Konwencje, czy poczucie moralności odzwierciedlają tylko istoty owych rzeczy, instytucji czy funkcji (lecz mogą je również deformować, np. kiedy środowisko lekarskie jest zdemoralizowane i notorycznie zapomina o swoich podstawowych powinnościach).
Radomscy lekarze chcieli zniszczyć nie tylko szpital w którym pracowali, lecz także siebie jako lekarzy, a czynili to w imię realizmu ekonomicznego. Trudno nie zauważyć, że ów realizm zamknął im oczy na rzeczywistość natury własnego powołania. Nie twierdzę, że bytowo-socjalne potrzeby lekarzy są nieważne, twierdzę jedynie, że należy je rozpatrywać w kontekście hierarchii wartości, w kontekście powołania lekarza jako lekarza.
Nie muszę dodawać, że ten głos w sprawie powołania lekarzy nie rozstrzyga pytania o możliwie najbardziej efektywny sposób zarządzania dobrem wspólnym jakim są szpitale i inne instytucje publicznej służby zdrowia. Nie rozstrzyga nawet kwestii, czy w ogóle potrzebne są nam instytucje publicznej służby zdrowia.
(Podczas pisania tego postu korzystałem ze świetnego artykułu Roberta Sokolowskiego, „What is Natural Law?", The Thomist, 68,4, October 2004.
Marek Przychodzeń
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka