Pressje Pressje
82
BLOG

Czy Polacy zasługują na więcej ?

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 35

Dzisiejsza „Rzeczpospolita” przynosi niezwykłe badanie opinii publicznej, mówiące o postrzeganiu przez Polaków przywództwa premiera Donalda Tuska. W dziedzinie polityki zagranicznej premierowi ufa i jest z niego dumna przytłaczająca większość Polaków od 70 do nawet 90 procent !


Taka jednomyślność (poza marginesami) społeczeństwa w opiniach musi skłaniać do zadania pytania, o jej przyczyny i charakter tego zjawiska. Niestety w badaniu nie zadano pytania podstawowego dla możliwości interpretacji jego wyniku, a mianowicie „z jakiego powodu Polacy czują się dumni ze sposobu, w jaki premier reprezentuje ich za granicą ? co najbardziej im odpowiada – i napawa dumą - w działaniach szefa rządu ? jakie ambicje polityczne Polaków realizuje premier Tusk ?”


Bez znajomości tych okoliczności pozostają nam domysły i to w dodatku czynione po omacku, a to dlatego, że działania międzynarodowe premiera nie cechują się konsekwencją ani programową ani taktyczną – nie wiadomo zatem z jakiego Tuska dumni są Polacy. Czy z tego z pierwszych miesięcy, gdy próbował za wszelką cenę zerwać z wrażeniem, iż w czymkolwiek chce kontynuować dzieło poprzedników, czy też z tego drugiego – po spotkaniach z Prezydentem, szczegółowym zaznajomieniu się z realiami, zdobyciu pierwszych analiz od Jacka Cichockiego – gdy zaczął w coraz większym stopniu powracać do niektórych przynajmniej wątków z działań poprzedników. Wygląda na to, że dumni są chyba przede wszystkim z Tuska w mediach.


Pierwszy okres polityki międzynarodowej rządu Donalda Tuska opisać można bowiem przez kilka negatywnych zjawisk.


Po pierwsze był to – opisowo-retoryczny – powrót do polityki „nasza chata z kraja” polegający na rozdzieleniu szerszego kontekstu geopolitycznego czy gry interesów na głównej scenie europejskiej od polskich spraw i problemów. Ta utrata „szerokiego planu” i sprowadzenie naszych priorytetów do poprawy dwustronnych relacji z poszczególnymi partnerami wyłącznie w kontekście „spraw do załatwienia” powodowało szybką degradację agendy rozmów między polskimi przedstawicielami a partnerami zewnętrznymi. Świadczyły o tym dobitnie pierwsze – zapoznawczo-rozpoznawcze wizyty premiera w kilku stolicach, podczas których nagle radykalnie zredukowano wagę rozmów do ogólnie znanych i niekonkretnych formuł „przyjacielskiej rozmowy”. Było to zaskakujące o tyle, że z wielkim trudem, Polska zaczynała już przebijać się do grona państw istotnych – to znaczy takich, z którymi porusza się pełen wachlarz spraw międzynarodowych, przy założeniu, że mają one własne zdanie na temat głównych problemów globalnych.


Po drugie – sytuacja powyższa wynikała z niezwykle szkodliwego przekonania pierwszych miesięcy rządu Tuska o potrzebie „przeproszenia” wszystkich za ostatnie lata i gorącej chęci naprawienia krzywd jakie wyrządził im rząd Kaczyńskiego. Myślę, że wielu rozmówców zagranicznych musiało być bardzo zaskoczonych, że zamiast siać ziarno mocnej pozycji naszego kraju na ziemi przeoranej przez buldożery PiSowskiej twardej polityki, nowy polski rząd zaczął zaklepywać tę ziemię, wycofywać się z praw do jej obsiania i chować cały sprzęt polowy. A przecież partnerzy zagraniczni, wbrew temu co się mówiło w naszych mediach, zdawali się już powoli przyjmować do obiektywnej świadomości fakt, że Polska ma samodzielną politykę międzynarodową i stanowi odrębny podmiot, który jest koniecznym uczestnikiem poważnych kompromisów w ramach Unii Europejskiej czy NATO. Symbolem tego działania było choćby wycofanie naszych obiekcji w sprawie budowy Widocznego Znaku, czy pospieszne – ogłoszone en passant po spotkaniu z ambasadorem Rosji, a przy okazji konferencji prasowej na zupełnie inny temat – wycofanie naszych zastrzeżeń co do rozpoczęcia drogi wejścia Rosji do OECD.


Po trzecie – błędy tej polityki wynikały także z jej anachroniczności. Wbrew pozorom polityka Kaczyńskiego była bardziej nowoczesna, bo opierała się na założeniach mozaikowych koalicji, poszukiwania partnerów za każdym razem innych – stosownie do konkretnego problemu, rozpoczęcia „gry proceduralnej” z Komisją Europejską przeciw egoizmom narodowym najsilniejszych państw członkowskich UE. Rząd Tuska zaczął od odgrzewania starych założeń strategicznego partnerstwa z wybranymi krajami (w tym szczególnie z Niemcami), która to polityka była charakterystyczna dla okresu sprzed dziesięciu lat i w tym sensie mocno dziś przestarzała. Wiązało się to być może z faktem, że do decydowania o kierunkach polityki zagranicznej powrócili ludzie, którzy zajmowali się nią za czasów rządu Jerzego Buzka, a więc w latach 1997-2001 i przynieśli ze sobą jako wiano niedokończone pomysły z tamtych lat. Pozornie nowoczesna Platforma podniosła średnią wieku kierujących polską polityką zagraniczną dwukrotnie, oddając ją ludziom wychowanym i wykształconym w zupełnie innym świecie, gdy Polska miała inne – dużo mniejsze - znaczenie, gdy dyplomacja znaczyła co innego, gdy państwo w stosunkach międzynarodowych miało inną rolę. Stąd zamiast nowych idei mieliśmy festiwal starych zaklęć jak choćby absurdalnego dąsania się na USA jako symbolu naszej rzekomej europejskości, co było en vogue jakieś pięć – dziesięć lat temu, ale nie obecnie.


Po czwarte – sprawy zagraniczne zostały wciągnięte w maszynerię nachalnej i prostackiej polityki wizerunkowej na poziome prasy brukowej (zwanej dziś „po polsku” tabloidami), a punktem kulminacyjnym była wizyta samolotem rejsowym w USA, która kosztowała podatnika znacznie więcej niż samolot specjalny, gdyż – jak donosiły źródła wewnętrzne – jej przygotowanie logistyczne absorbowało przez kilka tygodni służby państwowe, czyli zużyto dużą ilość pracy i energii państwa dla widzimisię speców do tzw. PR.


Te błędy doprowadziły naszą politykę zagraniczną na skraj przepaści czyli do sytuacji, w której – mówiąc obrazowo – gwałtownie traciliśmy paliwo z celowo otwartych zbiorników, będąc wciąż jeszcze na dużej wysokości przelotowej i próbując dokonać bezpiecznego manewru sprowadzenia polskiego samolotu na ziemię, czyli do poziomu, gdzie – po przerobieniu samolotu na latawiec – można by prowadzić politykę nam właściwą – bez żadnych ambicji prawdziwego latania.


Wydaje się, że w pewnym momencie nastąpiło jednak otrzeźwienie – być może przyczyniło się do tego przepracowanie w szerszym gronie i razem z Prezydentem RP wizyt w Moskwie (która to wizyta była jeszcze rezultatem pierwszego okresu, ale wnioski z niej wyciągnięte należą już do drugiej fazy), Stanach Zjednoczonych i na Ukrainie, być może był to wynik innych okoliczności, dość, że obecnie znacznie więcej jest w naszej polityce zagranicznej elementów ciągłości w odniesieniu do lat rządów PiS.

Pojawił się jednak nowy problem. I tu powracamy do sondażu „Rz” i pytania jakiego Tuska kochają Polacy ?


Polskie media – a tylko z nich obywatele mogą dowiedzieć się co w polityce zagranicznej robi premier – zdają się trwać przy budowie obrazu premiera jako plastikowego polityka standardu europejskiego, który jest sympatyczny, kumpelski i ze wszystkimi dobrze żyje. Nie wypowiada żadnego kontrowersyjnego zdania ani nie czyni żadnego jednoznacznego gestu. Czy takiego z takiego Premiera jesteśmy dumni ? „Tusk medialny” to premier, który dziś jest, a jutro go nie będzie i żadna zasadnicza zmiana z tego powodu w polityce europejskiej i światowej nie nastąpi (o polityce światowej w ogóle nie mówmy, bo obecny rząd katastrofalnie położył całą politykę poza-europejską i poza-natowską: nie ma żadnych wizyt z Azji, Afryki, Ameryki Południowej !).

Donald Tusk to taki Tony Blair tylko na polską skalęgdy rządził wszystkim się zdawało, że uczestniczą w czymś ważnym, gdy odszedł nagle okazało się, że niewiele osobiście znaczył, a jego dziedzictwo jest nader skromne. Ale media są bezwzględne w swojej konsekwencji – dla nich już żaden inny Tusk nie ma znaczenia – znalazł się on w pułapce wizerunkowej.


W tej sytuacji, jedynym wyjściem dla premiera Tuska jest porzucenie agresywnego starcia z Pałacem Prezydenckim i zmiana „wewnętrznych sojuszy” po to, by udowodnić, że Polacy zasługują pod jego rządami na więcej i że jest w stanie konsekwentnie zerwać z błędami pierwszych kilku miesięcy rządu i zacząć odgrywać – dla dobra Polski – samodzielną rolę w polityce międzynarodowej. Pytanie tylko czy jest to możliwe, jeśli wziąć pod uwagę logikę polityki wewnętrznej, czyli wdrukowane do świadomości Tuska dwa aksjomaty: aby wygrać wybory prezydenckie musi cały czas gnębić Prezydenta Kaczyńskiego (mnie akurat wydaje się, że jest odwrotnie), aby Polacy go kochali - musi być plastikowy. Najbliższy czas zweryfikuje skuteczność tej strategii – jeśli posypią się negocjacje o tarczy, nie uda się przeforsować polskiej wizji polityki wschodniej UE, Rosja wygra miękkość Polski przeciwko nam, Niemcy zbudują Gazociąg Północny a my nie zbudujemy żadnego, Francja zrealizuje swoją Prezydencję w UE wyłącznie we własnym interesie, który uczyni z niej pełnoprawnego drugiego hegemona Europy, Tusk zostanie z niczym i może to być koniec jego marzeń o przywództwie nad Polakami. 

 

Krzysztof Szczerski 

 

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka