Na pewno każdy z nas zna lub pamięta kogoś, kto jest lub był, jak to ujął mój znajomy, “czerstwy”. Czy był to ojciec, nauczyciel matematyki, czy może nawet “pan od polskiego”, czy pamiętamy go z domu rodzinnego, z podstawówki czy może z liceum (zapewne niektórzy z nas zetknęli się z takim człowiekiem dopiero na studiach), wszystko jedno. Otóż wydaje mi się, że to zjawisko, charakterystyczne dla polskiej kultury katolickiej, jest obecnie w odwrocie. Nie ma już dziś takich ludzi (na pewno nie ma ich w Madrycie, Berlinie czy Londynie).
Piszę tu ludziach honorowych, obowiązkowych, wymagających od siebie i innych, nie mówiących od rzeczy, nie rechoczących głupkowato, nie opowiadających sprośnych dowcipów czy nie rzucających “mięsem”, nawet w gronie najbliższych. Boleśnie przekonuję się o tym prowadząc blog na Salonie24. Oczywiście, wiele wylano łez w tym temacie i nie zamierzam dolewać następnych (powstała nawet specjalna kategoria opisująca ludzi wybitnie nie mieszczących się w normie, kategoria “trolli”).
Powszechne przekonanie, które datuje się zapewne od czasu wystąpienia ze swoją “filozofią” Jeremiasza Benthama, że dobre jest to, co przyjemne, kodyfikowane przez kolejnych autorów, na Johnie Rawlsie skończywszy, zaciekle ruguje ludzi "czerstwych" nie tylko z widnokręgu, ale także z wyobraźni. Obecnie językiem dominującym jest, jak wspomniał niedawno prof. Legutko, język ciała (język unikania przykrości i dążenia do przyjemności). Pojęcia opisujące wielkość człowieka (np. pojęcie thymos, gniewliwej części duszy) stopniowo odchodzą do lamusa.
To poczciwe mniemanie (lepiej się nie przemęczać, bo się człowiek zmęczy), wyznawane przez tylu poczciwych ludzi, starszych i młodszych, tak bardzo by mnie może nie trapiło, gdyby nie fakt, iż jest to przekonanie głęboko dehumanizujące. Moje doświadczenie prowadzącego ćwiczenia dla studentów jest dokładnie odwrotne od tego, co sugeruje owa maksyma. Rzadko kiedy coś przychodzi bez trudu, rzadko kiedy coś wartościowego jest dokładnie tym, po co najłatwiej sięgnąć.
Wspomniana mało kontrowersyjna wizja świata, że ludzie porządni to ludzie mili (czytaj: nie wchodzący w drogę) a ludzie niemili, to ludzie zasadniczo źli i sfrustrowani, negatywnie nastawia oprócz do rzeczywistych tyranów i prostaków, także do ludzi wymagających, ludzi poważnych, ludzi, od których możemy się czegoś nauczyć. Koniec końców, filozofia ta prowadzi do słynnej konstatacji Benthama, iż “gry towarzyskie są równie dobre, co poezja”, czyli mówiąc mniej filozoficznie a bardziej wyraziście, do rynsztoka.
Podsumowując, w życiu jest dokładnie odwrotnie niż głosi mądrość przeciętnego, znudzonego Kowalskiego, spacerującego po mieście z lodem w ręku. Panująca nam dziś niemiłościwie kultura relaksu odsunęła od nas jedyną rzecz naprawdę ważną – człowieczeństwo. Jeśli uda się ją przewartościować, wróci także szacunek dla ludzi “czerstwych”.
Marek Przychodzeń
PS: Jest to także pochwała dla pewnego księdza, którego dzisiaj poznałem.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka