Ministerstwo Pracy przygotowało projekt ustawy o równym traktowaniu, którego zadaniem jest wdrożenie prawa wspólnotowego (m.in. dyrektywy 2006/54/WE w sprawie wprowadzenia równości szans oraz równego traktowania kobiet i mężczyzn w dziedzinie zatrudnienia i pracy). Wiele można powiedzieć na temat europejskiej obsesji zapewniania równości wszystkim „wykluczonym”, ale tutaj skupię się tylko na kilku zapisach projektu ustawy, posiłkując się niekiedy dyrektywą.
Najciekawszym elementem projektu jest kwestia dochodzenia roszczeń, gdzie ciężar dowodu przesunięty jest na stronę posądzaną o nierówne traktowanie na rynku pracy, a więc pracodawcę po prostu. W art. 15 czytamy: „podmiot, któremu zarzucono naruszenie zasady równego traktowania obowiązany jest wykazać, że kierował się obiektywnymi kryteriami”, natomiast „podmiot, który zarzuca naruszenie zasady równego traktowania powinien uprawdopodobnić fakt jej naruszenia”. Na usprawiedliwienie autorów projektu należy dodać, że nie jest to ich wymysł, lecz transpozycja art. 19 dyrektywy: „państwa członkowskie podejmą działania, które są niezbędne, aby – jeżeli osoby, które uznają się za poszkodowane z powodu niezastosowania do nich zasady równego traktowania, uprawdopodobnią przed sądem lub innym właściwym organem okoliczności pozwalające domniemywać istnienie dyskryminacji – do pozwanego należało udowodnienie, że nie nastąpiło naruszenie zasady równego traktowania”. Dodatkowo nie ma przeszkód, aby „państwa członkowskie wprowadziły reguły korzystniejsze dla powoda”. Na szczęście autorzy projektu nie skorzystali z tego „dobrodziejstwa”, ale to dopiero projekt, zobaczymy co będzie dalej.
Najistotniejszą w tym momencie kwestią pozostaje to, czy ta reguła będzie stosowana „tylko” do istniejących stosunków pracy, czy również do sytuacji, w której dopiero ma dojść do zawarcia stosunku pracy. Projekt jest w tej materii dosyć mglisty (to w ogóle jeden z najmniej przejrzystych aktów prawnych, jaki czytałem). Art. 4: „nie jest dopuszczalne dyskryminowanie w szczególności ze względu na [tu długa lista, m.in. płeć i orientację seksualną] w zakresie możliwości podejmowania oraz wykonywania działalności zawodowej (…) oraz wykonywania pracy na podstawie umowy cywilnoprawnej”.
Żeby lepiej to odczytać warto sięgnąć do uzasadnienia projektu, gdzie czytamy: „wprowadzona ustawą zasada równego traktowania będzie obowiązywała zgodnie z art. 4 projektu w szczególności w odniesieniu do [tu litania] w zakresie możliwości podejmowania oraz wykonywania działalności zawodowej, w szczególności warunków dostępu do zatrudnienia, łącznie z kryteriami rekrutacji…”. Art. 14 dyrektywy również rozwiewa wszelkie wątpliwości.
Ustawa wprowadza zatem de facto roszczenie o zatrudnienie – wystarczy być kobietą lub homoseksualistą (a najlepiej żyjącą w związku partnerskim lesbijką, do tego czarnoskórą wyznawczynią islamu, jeżeli to wszystko razem jest możliwe) ażeby uzyskać coś na rodzaj roszczenia o przyjęcie do pracy, bo jak nie, to… Oczywiście trochę w tym momencie dramatyzuje – wiele zależy od praktyki stosowania tej ustawy, w szczególności podejścia sądów do jej interpretacji, ale mimo wszystko takie rozwiązania stanowią naruszenie podstawowej zasady wolnego rynku, która stanowi, że to pracodawca ma decydować o przydatności potencjalnych pracowników dla jego firmy, a nie osoby, które „uznają się” za pokrzywdzone, bo nie spełniły oczekiwań pracodawcy.
A teraz prawdziwy smaczek; projekt wprowadza w art. 19 sankcję karną: „każdy, kto naruszy zasadę równego traktowania podlega karze grzywny nie niższej niż 3000 zł”. Ciekawe, jak to się ma, w związku z trybem „udowadniania” winy naruszającego zasadę równego traktowania, do konstytucyjnej zasady domniemania niewinności? Czy prawa oskarżonego są należycie chronione, jeżeli do udowodnienia jego winy może wystarczyć uprawdopodobnienie, a on sam może nie być w stanie wykazać obiektywnych przyczyn słuszności swojego postępowania (z resztą nie rozumiem, dlaczego ma być zobowiązany to czynić)? Nie jestem specjalistą z zakresu prawa karnego ale chętnie bym się dowiedział, co na to karniści.
Art. 7 projektu stanowi m.in.: „nie stanowi naruszenia zasady równego traktowania ograniczenie przez kościoły i inne związki wyznaniowe, ze względu na wyznanie lub światopogląd, dostępu do działalności zawodowej oraz jej wykonywania, jeżeli rodzaj oraz warunki jej wykonywania powodują, że biorąc pod uwagę etykę organizacji religia lub światopogląd są rzeczywistym i decydującym wymaganiem zawodowym stawianym danej osobie, proporcjonalnym do osiągnięcia zgodnego z prawem celu różnicowania sytuacji danej osoby”. Zastanawia mnie przypadek katolickich szpitali, które chciałyby zatrudniać tylko osoby wierzące pragnąc zapewnić, że w tych placówkach nie będą przeprowadzane zabiegi aborcji. Czy w takim przypadku warunek wiary będzie uznany za „rzeczywisty” i „decydujący” wymóg zawodowy, do tego „proporcjonalny” do osiągnięcia celu? Kilka lat temu (nieistniejąca już) Sieć Niezależnych Ekspertów UE ds. Praw Podstawowych orzekła, że nie – szpitale katolickie mają obowiązek przyjmować lekarzy bez względu na wyznanie i poglądy na temat aborcji. Czy grozi nam to samo?
Komentując rezolucję Rady Europy nt. aborcji w najnowszym „Tygodniu Powszechnym” (z 11 maja) ks. Adam Boniecki stwierdza: „nie można wykluczyć sytuacji, w której sprzeczna z myśleniem chrześcijańskim wizja życia weźmie w przyszłości górę i zdecyduje o kształcie obowiązującej legislacji. Co wtedy? Wtedy ludziom wyznającym inną niż legalnie obowiązująca wizję świata i człowieka pozostanie sprzeciw sumienia. Dopuszczenie do aborcji nie oznacza jej nakazu”. Na ten temat wspomniana Sieć też miała odrębne zdanie. Ale pytanie bardziej podstawowe brzmi: czy organizacje katolickie i inne sprzeciwiające się prawu legalizującemu aborcję będą miały na gruncie ustawy o równym traktowaniu autonomię niezbędną do zachowania podstaw swojej „wizji świata i człowieka”, czy też zostaną przymusem państwowym zobligowane do działania wbrew własnej wizji?
Maciej Brachowicz
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka