17 lutego 2010 r.
UWAGA AGENTURA! – OSTROŻNIE Z TĄ BIAŁORUSIĄ!
Łukaszenka jaki jest każdy widzi. Każdy widzi, że Białoruś pod jego rządami to nie jest najlepsze miejsce do życia. Nie każdy jednak dostrzega, że rządy tego „pluszowego” dyktatora (jak na dyktatora jest stosunkowo łagodny) mają też pozytywne strony. Dotyczą one sytuacji strategicznej w Europie Środkowej – pewnej równowagi między Wschodem i Zachodem w naszym rejonie – korzystnej z punktu widzenia interesu Polski, Bałtów i Ukrainy. Mało kto bowiem zwraca uwagę na fakt, że przywódca Białorusi choć niezależny od Brukseli i Waszyngtonu, prowadzi także politykę w znacznej mierze niezależną od Moskwy, dzięki czemu kraj pod jego rządami stanowi do pewnego stopnia strefę buforową. Ten pas białoruskiej „ziemi niczyjej”, sprawia, że zachłanne mocarstwo znajduje się dalej od nas o parę ładnych kilometrów. Może zabrzmi to prowokująco, ale Łukaszenka z powodu wybujałych ambicji przywódczych jest tej separacji najlepszym gwarantem. Zastanówmy się co by się stało jeśli polityk ten by się skończył, do czego konsekwentnie wszyscy zdają się dążyć? Czy Białoruś po upadku reżymu miałaby szanse stać się krajem wolnym, w pełni demokratycznym, przestrzegającym praw człowieka, przynależnym do Zachodu i NATO – o czym marzy wielu poczciwych-naiwnych z tej strony Bugu? – Jestem pewny, że nie! – Obalenie, czy też ustąpienie dyktatora – nawet jeśli po nim zapanowałoby tam coś na kształt demokracji – stworzyłoby o wiele większe szanse, że Białoruś wpadłaby całkowicie w ramiona Moskwy ze wszystkimi tego konsekwencjami, wzmacniając poważnie odradzające się mocarstwo, niż że zasiliłaby blok zachodni. Dlaczego jest to bardziej prawdopodobne? Po pierwsze dlatego, że społeczeństwo białoruskie jest stosunkowo mało podatne na wpływy Zachodu – wyraźnie mniej niż ukraińskie w czasie Pomarańczowej Rewolucji. Po drugie dlatego, że nie byłyby tym zainteresowane wpływowe siły wewnętrzne w tym kraju, mocno przeniknięte przez tamtejsze KGB i elementy posowieckie, dla których nowy ustrój i ewentualnie nowy blok polityczny byłyby wielkim zagrożeniem z uwagi na możliwość utraty przywilejów, a także prawdopodobieństwo rozliczeń i lustracji. – Siły te przecież zdążyły mocno okrzepnąć. Po drugie, kraj ten jest o wiele bardziej przesiąknięty wpływami Rosji i jej agenturą. Wiadomo, że po „błędach” pieriestrojki, które doprowadziły do znacznego osłabienia imperium, Kreml i Łubianka dziś nie zaniechałyby niczego, aby przeciwdziałać odpadnięciu tak ważnego satelity. Przecież pod asertywnymi rządami Putina „wielki miś” obudził się już z przydługiego snu i czas gdy zajączki mogły sobie pohasać na swobodzie zdaje się minął. Obecnie „mądrzejsza” Rosja na pewno nie chciałaby powtórki tego co stało się z Ukrainą po Rewolucji Pomarańczowej, której o mało nie utraciła bezpowrotnie. – Widać z jaką determinacją i konsekwencją to terytorium odzyskuje. Również ważnym czynnikiem sprawiającym, że Białoruś zawsze będzie się skłaniać ku wschodowi, jest pokrewieństwo religii, kultury i języka. – Jednak czynnikiem decydującym, może być aktualna polityka strategiczna Zachodu pod obecnym przywództwem amerykańskim, nie dość zdeterminowana w przeciwstawianiu się mocarstwowym zapędom Rosji, wyraźnie ustępująca jej pola w dawnej strefie wpływów, czego dowodem było pasywne stanowisko wobec agresji na Gruzję, słaba aktywność w czasie ostatnich wyborów na Ukrainie (daleka od tej, jaka towarzyszyła wyborom po Majdanie), rezygnacja z tarczy antyrakietowej, czy choćby prawie całkowity brak poparcia dla Polski w sprawach bezpieczeństwa energetycznego. Taka polityka na pewno nie zagwarantowałaby Białorusi warunków do związania się z Zachodem.
Czyż więc permanentny atak na Łukaszenkę, mający na celu jego wyeliminowanie, momentami przybierający postać erupcji , leży w interesie Polski i Europy? Czy troska o prawa człowieka i mniejszości Polskiej w tym kraju jest szczera? – Przecież są gorsi dyktatorzy na świecie, np. na Kubie, czy w Afryce, o których jakoś nie słychać tak gromko, a i Polacy jako mniejszość nawet w kraju tak europejskim jak Niemcy nie mają żadnych praw i jakoś nikogo nad Wisłą to nie denerwuje? Czy taka polityka wobec białoruskiego dyktatora ma sens, skoro nie ma pewności, że po jego obaleniu, kraj ten przyłączy się do Zachodu, i że po jego upadku zapanuje tam lepszy ustrój, pełnia praw człowieka i mniejszości, wyższy poziom życia? Czy o wiele bardziej prawdopodobne zjednoczenie się z Rosją pod jej obecnymi rządami, zagwarantuje te zdobycze naszemu sąsiadowi ze wschodu? – Uważam, że nie i dlatego ośmielam się postawić pytania zasadnicze – czy nieustannie restryktywna i agresywna polityka wobec prezydenta tego kraju jest wyrazem tylko krótkowzroczności, czy wręcz ślepoty naszych polityków na wymienione tu aspekty? Czy gremia za tę politykę odpowiedzialne rozumieją, że dzisiejsza sytuacja geopolityczna, to nie jest odpowiedni moment na zmianę rządów u naszego sąsiada? – A może ślepota ta jest zamierzona? – A może za tą polityką stoi jakaś diabelska przewrotność? Może ktoś inny z ukrycia chce uzyskać coś dla siebie, nieustannie podgryzając Łukaszenkę od zachodniej granicy? – Czy ktoś niespodziewany przypadkiem tej nagonki nie inspiruje? – Hipotez może być kilka, ale najbardziej prawdopodobna jest jedna! – Działania te może inspirować właśnie Rosja, która ma problem z przełamaniem niezależności białoruskiego dyktatora, która nie ma do niego zaufania i boi się jego nieobliczalności, która zdaje sobie sprawę, że Łukaszenka mając skuteczną władzę może skierować w jednej chwili ten kraj w objęcia Zachodu. Powodem takich obaw może być groźba przekupienia tego polityka przez Zachód dużymi dotacjami, które poprawią kondycję gospodarczą biednej Białorusi i wzmocnią poparcie dla prezydenta ze strony narodu zadowolonego z ewentualnego wzrostu poziomu życia. Trzeba przecież pamiętać o wielomiliardowym zadłużeniu tego państwa! Aby spełnić warunki niezbędne do otrzymania pomocy, wystarczy zadowolić opinię społeczną na Zachodzie poprzez dokonanie pewnych fasadowych zmian w zakresie przestrzegania praw człowieka. Mając na uwadze takie zagrożenia, Rosja stara się koniecznie im zapobiec. Nieustannie więc inspiruje – a ma na pewno ku temu odpowiednie możliwości natury agenturalnej – działania antagonizujące Łukaszenkę z Zachodem i robi co może by podtrzymać permanentny stan zapalny miedzy nimi. – Chcąc zapędzić niesfornego ogiera na powrót do zagrody, stosuje strategię kija i marchewki. Kijem jest z jednej strony kurek gazowy, a z drugiej ewentualny trybunał międzynarodowy. Marchewką – bratnia przyjaźń i pomoc wielkiego sąsiada ze wschodu. Tyle, że jak na razie Łukaszenka jest bardzo przenikliwym i sprytnym strategiem, który zdążywszy się dostatecznie okopać, czuje się na tyle mocny, że nie daje się zastraszyć i umiejętnie lawirując pomiędzy stronami, całkiem dzielnie się trzyma.
Skąd przyszło mi do głowy przypuszczenie o istnieniu tego rodzaju intrygi? Stało się to w momencie, gdy przypomniałem sobie jakie skutki w czasach komuny wywoływały w świadomości Polaków i Czechów, agresywne wystąpienia zachodnioniemieckich rewizjonistów. – U nas Polaków rodziły obawy, że gdyby nie opieka Związku Radzieckiego, szybko zostalibyśmy przez zjednoczone i odrodzone Niemcy w najlepszym wypadku wciśnięci między Bug i Wisłę. Pamiętam, że wielu rodaków pokorniało w duszy i zastanawiało się, czy jednak pod skrzydłami Układu Warszawskiego, nie jest nam trochę bezpieczniej. Dziś już wiemy z dokumentów Instytutu Gaucka, że środowiska zachodnio-niemieckiej prawicy były mocno inwigilowane przez KGB i Stasi , więc można przypuszczać, że odgrywały one rolę skutecznego straszaka na niepokorne demoludy.
W przypadku Białorusi rolę podobnego instrumentu mogą spełniać mniejszości polska i litewska! – Dlaczego właśnie one nadają się do takiego zadania? Przede wszystkim dlatego, że reprezentują element najbardziej uświadomiony politycznie, niezadowolony i jednocześnie prozachodni. Aktywizowanie tych mniejszości, które mogą być potencjalnie rozsadnikiem rewizjonistycznych roszczeń, może rodzić u Białorusinów zagrożenie rozbicia jedności państwowo-terytorialnej ich kraju w wypadku nadmiernego otwarcia się na Zachód. Może to, podobnie jak w sytuacji wyżej opisanej, kierować opinię społeczną i samego przywódcę Białorusi, w stronę Rosji. Jeśli przypuszczenie to byłoby prawdziwe, społeczność naszych rodaków, której życzymy przecież jak najlepiej, może być nieświadomie instrumentem i zarazem ofiarą wielkiej intrygi. Przeprowadzenie operacji, o której mowa jest technicznie łatwe, poprzez zastosowanie prowokacji, która jest bardzo prostą i skuteczną metodą antagonizowania ludzi i całych społeczności. Agenci rosyjscy mogą znajdować się na przykład wewnątrz białoruskiego aparatu państwowego. Mogą oni inspirować różne posunięcia o charakterze dyskryminacyjnym, które wywołują odruchy buntu u Polaków. – Mogą się znajdować wśród tamtejszej Polonii, by inicjować działania o charakterze buntowniczym i zaczepnym, jak również po stronie naszego kraju, by inspirować naszych rodaków na Białorusi i nakręcać nadmierne reakcje w mediach krajowych skutkujące restrykcjami i hałaśliwą krytyką dyktatora na skalę europejską. Wszyscy pamiętamy inspirowane przez środowiska okrągłostołowe pod przywództwem „ojca” Michnika wyjazdy na Białoruś całych grup naszych obywateli, w celu organizowania tam demonstracji „pro-demokratycznych” i „pro-zachodnich”. Te działania na pewno nie były spontaniczne!
Uwzględniwszy powyższe argumenty mogące wskazywać na znaczne zagrożenie sterowaniem z zewnątrz, uważam, że polska polityka wobec Białorusi, powinna być bardziej wyważona i ostrożna. Inaczej w którymś momencie przyciśnięty i zaszczuty dyktator, zamiast na Zachód, może zdecydować się na przeciwległą stronę. Wątpię czy od tego naszym rodakom za wschodnią granicą będzie lepiej. Moskwa, zainteresowana raczej wzmacnianiem władzy centralnej, korzystając z dużych osiągnięć Łukaszenki na tym polu, może nie być wcale skłonna do liberalizacji polityki wewnątrz Białorusi, zaś któregoś dnia po drugiej stronie ślicznej Puszczy Białowieszczańskiej, mogą stanąć rakiety Iskander – wycelowane w terytorium Polski, niczym pistolet przystawiony do głowy!
Janusz Szostakowski
PRZYPISY:
Mało prawdopodobne by zapanowała tam autentyczna demokracja w znaczeniu zachodnim – prędzej miejsce Łukaszenki zajmie na długo jakiś namiestnik Kremla, lub prorosyjska partia.
Właśnie w tych dniach mamy do czynienia z taką histeryczną reakcją, w którą bardzo mocno zaangażowały się dwie osoby z najwyższych gremiów, co do których – opierając się m.in. na doniesieniach prasowych – można mieć przypuszczenia, że sprzyjają interesom Moskwy (Jerzy Buzek i Bronisław Komorowski). Osoby te bardzo angażując się w nagonkę na Łukaszenkę wykonują dobrą robotę dla Rosji, a przy okazji zbijają kapitał polityczny w kraju, jako energiczni obrońcy praw Polaków mieszkających na obczyźnie.
Agentem był nawet Franz Josef Strauss, o czym donosiła kilka lat temu polska prasa.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
2011r.
ZAGADKI ŚWIATOWEJ POLITYKI WOBEC BIAŁORUSI
Kwestia polskiej i europejskiej polityki wobec Białorusi, to temat bardzo ważny i ciekawy, gdyż w jej ramach przejawiają się, niczym w soczewce, ważne problemy geostrategiczne.
Prawie rok temu, w związku z zorganizowaną przez polskie władze i media nagonką na Łukaszenkę, której przewodzili z wielkim zaangażowaniem ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (podejrzany o konszachty z WSI) i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek (nieuczciwie zlustrowany – patrz „Nasza Polska”), opublikowałem w Salonie 24 tekst pt. „Uwaga Agentura! – Ostrożnie z tą Białorusią!”. W publikacji tej postawiłem hipotezę, że regularne wybuchy agresji wobec przywódcy tego kraju mogą być inspirowane przez Rosję, przy wykorzystaniu tutejszej i białoruskiej agentury. Jakby na potwierdzenie mojego przypuszczenia, że nagonki na Łukaszenkę są organizowane z premedytacją i cyklicznie – nie zawsze w związku z jakimiś zdarzeniami, które dostarczałyby uzasadnienia – dziś, prawie w rocznicę tamtej nagonki – bez wyraźnego powodu znów mamy do czynienia z akcją na dużą skalę z udziałem Sejmu, który nawet wydał w piątek specjalną potępieńczą uchwałę.
Trwająca właśnie rewolucja arabska, która niespodziewanie wybuchła w północnej Afryce pokazała nagle, że, o dziwo, przez bardzo długi czas, na świecie istniały nie tylko dyktatury takie jak białoruska, irańska, koreańska, wenezuelska, ale również całkiem sporo innych srogich dyktatur, o których jednak z jakiś dziwnych powodów przez kilka dziesięcioleci, nikt z niezliczonej rzeszy obrońców demokracji i praw człowieka nie wiedział lub nie pamiętał, w tym nikt z zaciekłych wrogów Łukaszenki – aktywnych w naszym regionie. Okazało się, że w tych krajach cały czas były łamane prawa człowieka, a opozycja nie śmiała nawet powstać. W niektórych z nich – jak Egipt, większość obywateli żyła w wielkim ucisku ekonomicznym, utrzymując się za dwa dolary dziennie. W innych – jak Algieria – rządzący sprawowali władzę w ramach, aż dziewiętnaście lat trwającego stanu wyjątkowego(!). Gdyby więc nie gwałtowny sprzeciw mieszkańców tych krajów (przyczyna tego buntu na razie nie jest jeszcze dokładnie znana), zapewne satrapie te trwałyby sobie spokojnie jeszcze długo. Oprócz dyktatur właśnie obalanych przez lud można jeszcze wskazać całkiem sporo podejrzanie tolerowanych dyktatur, na przykład, najstarszą komunistyczną i chyba już nieśmiertelną dyktaturę braci Castro, która nie będąc niepokojoną, bezpiecznie egzystuje sobie przy granicy z największą i zarazem przodującą demokracją, i wobec której ostatnio panuje całkowita cisza. Można także wymienić dyktaturę wobec – bagatelka – przeszło miliarda politycznie uciśnionych obywateli, w kraju takim jak Chiny, gdzie nie ma ani jednej partii opozycyjnej, a z którą to dyktaturą już nikt prawie nie walczy, zaś wszyscy wręcz pragną się zaprzyjaźnić itd. Wszystko to nasuwa podejrzenie, że oceny, kiedy mamy do czynienia z dyktaturą i kto jest dyktatorem zasługującym na potępienie, są bardzo względne i zależą w głównej mierze od opinii najbardziej wpływowych graczy na arenie światowej.
Oprócz dyktatur jawnych, oczywiście istnieją dyktatury „pod przykryciem” – dobrze, a nawet bardzo dobrze zakamuflowane. Zapewne większość domyśla się, że chodzi tu przede wszystkim o Rosję, w której drogą pozornego rozdzielenia ról na szczycie państwa i utrzymywania fasadowych instytucji demokratycznych, faktyczny dyktator całkiem nieźle się zakonspirował. Spróbujmy porównać dyktaturę białoruską z „demokratyczną” dyktaturą w Rosji. Jeśli mierzyć poziom dyktatury ilością zabitych wrogów wewnętrznych, to dyktatura białoruska z ilością tylko czterech wykończonych przeciwników jest daleko w tyle za rosyjską, która podobno ma na koncie przeszło dwustu skrytobójczo zabitych. Idąc dalej w zestawieniach przejawów ucisku i w porównaniach stylów sprawowania władzy, to po stronie pierwszej dyktatury mielibyśmy pałowanie demonstrantów i przeważnie krótkoterminowe kary więzienia dla opozycji, po drugiej, podkładanie rękami specsłużb bomb własnym obywatelom, a także napuszczanie kaukaskich terrorystów na społeczeństwo w celu skonsolidowania narodu wokół jego przywódców i jednocześnie przeciwko wrogom zewnętrznym (prasa informowała, że rosyjskie specsłużby brały udział w tych akcjach terrorystycznych). W tej materii druga dyktatura dla osiągnięcia odpowiednich efektów, swego czasu ryzykowała nawet życiem kilkuset dzieci w Biesłanie. Jeśli mówić dalej, np. o warunkach w jakich funkcjonuje opozycja, to w przypadku tej pierwszej satrapii nie ma ona lekkiego życia, lecz mimo to dość licznie istnieje i dość śmiało sobie poczyna. W przypadku drugiej tyranii nie słychać specjalnie o jakiś protestach opozycji i jej prześladowaniu, ale nie wiadomo czy dlatego, że nie ma ona do tego powodów, czy też z jakiś przyczyn nie śmie podnieść głowy i pisnąć. Jeśli chodzi o kulturę praworządności, to w przypadku obu dyktatur jest chyba podobnie – wyroki dla politycznych przeciwników są pisane poza salą sądową. W przypadku stosunku do wrogów zewnętrznych, pierwsza dyktatura nie toczy żadnej krwawej wojny, ani nie przeprowadza zamachów na przedstawicieli innych państw, druga morduje masowo w pewnej republice kaukaskiej (Czeczenia), a także atakuje i okupuje drugi suwerenny kraj w tej okolicy (Gruzja). Co do zamachów – ostatnio są poważne podejrzenia, że ma przynajmniej jeden duży na koncie… w Smoleńsku! Pierwsza dyktatura dotyczy małego kraju bez skłonności do ekspansji, druga, uzbrojonego w broń atomową hegemona, o wielkich ambicjach światowych. Pierwsza nie posiada żadnych narzędzi o znaczeniu strategicznym, a druga trzyma w swoich rękach kurki rurociągów z gazem i ropą, zaopatrujących w te surowce pół świata. Jeśli wziąć pod uwagę kryterium walorów osobowościowych tyranów w obu krajach, to pierwszy wygląda nawet dość ciepło i sympatycznie – przynajmniej na tyle, że nie można nim nastraszyć dzieci, drugiego zaś niestety charakteryzuje dość nieprzyjemne, przeszywające spojrzenie, z którego głębi wyziera nie tylko dostrzeżone przez prezydenta Buscha KGB, ale także jakaś iście carska – chyba na miarę Iwana Groźnego srogość i wielkoruskie ambicje panowania nad światem.
Dlaczego więc w stosunku do pierwszej wszyscy są wrogo nastawieni, a z drugą chcą się koniecznie zaprzyjaźnić… ???
Janusz Szostakowski
2011r.
FIASKO POLITYKI WOBEC BIAŁORUSI
(Tekst o charakterze satyrycznym)
Pomału klaruje się sytuacja w krainie zwanej Białorusią, gdzie przez dłuższy czas trwająca polityczna swawola ogiera Łukaszenki dobiega końca. Sierioznyj opiekun rozbrykanego stada, który się zowie Putin, pojedynczo konsekwentnie i metodycznie zagania nazad do swej ciasnej zagrody rozbuchane i zdziczałe rumaki, które urwały się z niewoli w czasie zawieruchy zwanej „pieriestrojką” i rozpierzchły „pa swabodie”. W tych odłowach przez cały czas pomagają troskliwemu pasterzowi różni usłużni i pożyteczni naganiacze z okolicznych krain. – Patrzcie jacy uczciwi! – Wcale nie chcą przygarniać niczym jakie koniokrady tych dorodnych sztuk do swego stada i zwracają je „prawowitemu” właścicielowi! Pewnie z ich pomocą uda mu się, sztuka po sztuce, odłowić wszystkie. Jużci dorodna klacz o imieniu Julia (Tymoszenko) za swoje umiłowanie dzikiej swobody zapewne długo nie wybiegnie na zielone pastwisko, a i pełnokrwisty rumak o dumnym imieniu Aleksandr (Łukaszenka) tylko patrzeć jak trafi do kojca, i kto wie, czy nie będzie pognany wnet do rzeźni „gdie ubijot jewo na miaso”? – Pażywiom uwidim!
Oto przypowieść trochę z koszmarnego żartu! Tłumaczy się ona następująco. Oto jesteśmy świadkami całkowitego fiaska polityki europejskiej wobec byłej sowieckiej republiki mającej na celu "przeciągnięcie" jej na stronę zachodnią. Gdyby się powiodła, Białoruś miałaby spore szansę na całkowite wyswobodzenie się i wybicie na niepodległość spod rosyjskiej dominacji. Jednocześnie mogliśmy śledzić mistrzowską rozgrywkę ze strony Kremla. Cała sytuacja rysuje się prosto! W trakcie pieriestrojki zrealizowanej przez ”nieobliczalnych” Gorbaczowa i Jelcyna imperium do pewnego stopnia rozsypało się…..
[Niestety, ten dobrze zapowiadający się artykuł, który miał być o tzw. „zbieraniu na nowo ziem” (wraz z inwentarzem) przez Rosję”, z przyczyn niezależnych od autora nie został dokończony.]
Inne tematy w dziale Polityka