publicysta publicysta
370
BLOG

24 grudnia 1981. Obóz internowania w Mielęcinie: wieczór wigilij

publicysta publicysta Polityka Obserwuj notkę 21

Wychodzę na zewnątrz, decyzja podjęta. Czy oprócz mnie wyszedł jeszcze ktoś? Nie wiem, słowo honoru , nie wiem.

„Marian – mówię do przewodniczącego Regionu - wychodzę”...wiadomo ktoś musi. Nie wiemy co dzieje się na zewnątrz, czy ktoś działa, czy jest prasa, czy ludzie są zdeprymowani, czy załamani... Czy infiltracja i penetracja lub prowokacja zalęgła się jak podrzucone jajo i będzie się wykluwać wewnątrz nas „wrona” za „wroną”? I tak w ogóle...Czy to już koniec związku, związek to ludzie, jeśli nie ma ludzi, ani woli podtrzymania zobowiązań i walki – to po robocie. W życiu decydowałem się na różne ryzykowne sprawy, rzadko bo rzadko – organizm nie jest do roboty i szafować zdrowiem też nie ma co.  Czy oprócz mnie, przewodniczący związku z tych co wychodzą dzisiaj czy wyjdą za niedługo, desygnował do podobnej lub innej roli? Nie wiem, i bardzo dobrze. Mniej wiesz – lepiej żyjesz. Jak tworzyłem prasę „S” nawet Marian nie wiedział, w której drukarni drukuję – wydał tylko zgodę...tak żeśmy uzgodnili, żeby przez przypadek gdzieś się nie wygadać. Ani jeden z członków Prezydium nie wiedział, że prasa jest drukowana. Dziś, jak wiesz, jeszcze nie ma całkowitej lustracji: dlatego tak się zabezpieczyło 27 lat temu, chyba dobrze, nie? Z czterech drukarzy – trzech zmarło, jeden z redaktorów jest na emigracji w USA, drugi zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w Australii... Potem już wszyscy wiedzieli kto drukował, gdzie – wydawaliśmy oficjalnie...ale pierwszy numer musiał być tak na wszelki wypadek zadekowany.

Wigilia, kolęda [o technice i teologii śpiewania kolęd w obozie internowania...]

Świetlica więzienna była ładnie przystrojona, choinka, stół pokryty białymi narzutami, opłatek...strażnik więzienny jako dodatkowy element. Ale nie przejmowaliśmy się: ktoś złożył życzenia, spontanicznie ktoś zaczął piękną kolędę „Jezus Malusieńki”.  20 mężczyzn jak zaśpiewało mocno, równo – to też była inna kolęda od śpiewanej w domu, czy w budynku kościoła, kaplicy...Tak jak hymn narodowy: to był inny hymn, ja nie wdzięczyłem się do Ciebie jak pisałem o technikach śpiewania hymnu w obozie – to był inny hymn, sami to odkrywaliśmy śpiewając kolejną linijkę po linijce.

Teraz uczyliśmy się śpiewać kolędę: słuchali nas strażnicy, koledzy w celach przez otwarte drzwi świetlicy, więźniowie w sąsiednich blokach, komendantura, obecni na terenie obozu  oficerowie Służby Bezpieczeństwa, i inni tacy – trzeba trzymać fason. Ciekawe: kolęda wyszła nam jak żywa: nikt z nas nie wątpił, że Jezus narodził się i zmartwychwstał. Nikt z nas nie wątpił, że miejsce narodzenia Pana nie było ozdobione fałszywymi idolami - posągami ze złota i srebra wzbudzającymi ludzkie namiętności, ani mozaikami z kanaryjskiego marmuru. My wiedzieliśmy bardzo dobrze jak mogło wyglądać takie miejsce, wiedzieliśmy bardzo dobrze...Dlatego głosy prowadziliśmy równo, przerwy na oddech, akcenty jak podane w nutach – nawet słabo zazwyczaj śpiewający nie fałszowali, a ci skromni w życiu śpiewali normalnie, mocno jak mężczyźni...My wiedzieliśmy, że śpiewamy o Tajemnicy, której sens polegał na tym, że Pan pojawił się w najbardziej absurdalnym miejscu – z punktu widzenia ówczesnego PR i medialnej sławy - i prawie dotykaliśmy tej prawdy rozumem. Dlatego śpiewaliśmy tak, żeby ci gapie na zewnątrz nie zauważyli o czym tak naprawdę śpiewamy, aby nie zdradzić tej Tajemnicy.  Na tym polega Wspólnota Ludzi : nikt nie bredzi jak nakręcony precyzyjnymi definicjami i nie pokazuje estetycznych ornamentów – a każdy wie o co idzie w tej robocie. Każdy wie o co kaman, Baby. Każdy wie...
 
„Deklaracja lojalności”: tekst z grubsza i niebezpieczeństwa związane z podpisaniem      

Jak już napisałem w poprzednich postach: tekst deklaracji lojalności sprawdziliśmy. Nie zawierał żadnych niebezpieczeństw dla związku, można było spokojnie podpisać i wyjść. Tekst , jego sens właściwie był mniej więcej taki: „Oświadczam, że po wyjściu z obozu internowania (czy coś w tym guście – przyp. moje „publicysta”) będę przestrzegał praw Państwa Polskiego”. A więc nawet nie było formuły o „PRL”. Prawo Państwa Polskiego oczywiście oznaczało dekret o stanie wojennym i konieczność przestrzegania ówczesnych przepisów i wymogów.

Praktycznie sprowadzało się do tego, że po wyjściu nie będzie prowadziło się działalności takiej jak: drukowanie bibuły, organizowanie ludzi do działalności związkowej (związek był zawieszony) i podobne. Dlatego niebezpieczeństwo polegało na tym, że można było po podpisaniu na drugi dzień rozpocząć działalność – ale wyłącznie na własną odpowiedzialność. Wielu kolegów tak robiło: jednym udało się, innym nie i musieli mieć odsiadkę w więzieniu, bez statusu internowanego.

Z drugiej strony: związek nigdy nie działał przeciwko państwu polskiemu, został utworzony dla wywalczenia praw przysługujących społeczeństwu, czyli w konsekwencji dla wzmocnienia państwa. Ja jeszcze raz przypominam dokumenty CIA opublikowane w Gazecie.pl kilka dni temu: komuniści najbardziej bali się spokojnego i wyważonego działania związku, czyli merytokracji!

Worek z rzeczami na plecy: na komendę Milicji /biurokracja, odnotowanie/. Jadę do domu, a w domu:

Mama! Przyjechała z końca Polski na wigilię. Żeby pomóc żonie, syn miał dopiero 2 lata. Było wesoło i fajnie – wróciłem zdrowy, nic mi się nie stało. No, trochę przeziębiony przez tę folię w więziennym oknie, będzie się potem ciągnęło osłabienie i skłonność do przeziębień miesiącami. A po Świętach normalnie do pracy.

A co oprócz tego musiałem robić, wiesz, nigdy ci nie powiem. Może to materiał na zupełnie inne opowiadanie, obejmujące wiele zim i śniegów, wiosen, jesieni, upalnych letnich dni, kręcących się jak kołowroty na nocnym niebie gwiazdozbiorów nieraz tak dużych, że trudno uwierzyć, ulic, zabytków, rzek i pluskających w nich dzieci. I ludzkich twarzy, oczu, rąk, głosów, którymi mówią do ciebie. I ludzkich twarzy...

A gdybyś mnie stary zapytał, delikatnie a trochę podpuszczając: czy stary po wyjściu z obozu zobaczyłeś coś, czego raczej nie powinieneś zobaczyć, czy takie coś było? To odpowiedziałbym tak: wiesz stary, nawet gdybym widział nigdy ci nie powiem – może to materiał na inne opowiadanie, obejmujące wiele zim, ścian wielu pokoi, krzeseł, foteli, idących nie wiadomo z której strony powietrza pomruków – jakby jakieś zwierzęta chciały ci coś powiedzieć, opowiedzieć ci o swoim życiu i pokazać ci je...Takie życie, w którym nie ma tego kulistego kryształu, który kręci się bardzo szybko wokół własnej osi, i który widzą ludzie...

Ale ten kryształ wirujący wymyśliła Emilka w pachnący letni wieczór, a kto to jest Emilka, i jak wyglądają duże czarne liście herbaty i jakie na stole stały wtedy filiżanki, nigdy ci nie powiem, rozumiesz stary – nigdy ci nie powiem...

 

publicysta
O mnie publicysta

uwielbiam przyrodę, filozofię, sztukę  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Polityka