Marcina Rząsę – syna słynnego zakopiańskiego rzeźbiarza Antoniego Rząsy – poznałem na początku lat 80-tych, prowadził na ulicy Bogdańskiego Galerię rzeźb swojego ojca. Był wtedy uczniem Liceum im. Antoniego Kenara.
Często siedziałem w jego pracowni na parterze willi, z widokiem na łąkę, a dalej w prawo kilkaset metrów była Dolina Strążyska. Oglądałem cały arsenał narzędzi rzeźbiarza, bale drewna i jego kilka pierwszych rzeźb. W jednej z nich zobaczyłem już jego talent: wysoka na 2 metry rzeźba w czapce ni to japońskiej, linia smukła, piękna rzeźba.
Po 1993 roku straciłem Marcina z oczu, z różnych powodów nie mogłem jeździć do Zakopanego, mojego ulubionego miasta. W 2005 roku u przyjaciół w Suwałkach zobaczyłem kilka maleńkich rzeźb Marcina: 20-30 centymetrowych posążków z drewna przedstawiających figurki ni to ludzi, ni to stworów jakichś, ni to Murzynów, Maorysów, Indian, Papuasów, mieszczan paryskich, baców góralskich...
Myślę, że zbiór tych bardzo wielu postaci – nazwałem je Klonami – tworzy obraz jakiejś wspólnoty. Czy jest ona projektem-marzeniem ludzkiego świata, czy artystyczną wspólnotą Klonów rozmawiających z nami i ze sobą o sztuce, rzeźbie, świecie, kosmosie? O prawdzie życia, o życiu drzewa, o naszym życiu wśród naszych opowieści?
Możliwe, że o tym wszystkim jednocześnie:
http://z-ne.pl/1g,pokazkategoriezlisty,pol,nowiny,580.html
http://www.galeriaopera.com/products.php/aID/51/action/authors_preview
A ponieważ, słuchaliśmy wtedy – między wycieczkami do Strążyskiej, i dalej w góry, i rozmowami o życiu i sztuce – muzyki „DePress” w ostro punkowskim i góralskim stylu, posłuchajmy i dziś:
Inne tematy w dziale Kultura