Myślenie Polaków o Polsce współczesnej warunkują wpojone im przez postkomunityczny establishment cztery kardynalne zasady:
1) O nasze bezpieczeństwo zadbają inni. Bezpieczni stajemy się, wstępując do organizacji i paktów. Pieniądze przyślą z Berlina, a wojska z Ameryki. Obdarzeni podarunkami, oczywistymi rekompensatami za Wiedeń i Monte Cassino, będziemy się bogacić na wzór i podobieństwo bohaterów amerykańskich seriali klasy C, serwowanych w czasach schyłkowej epoki Jaruzelskiego.
2) Perspektywa szersza niż obejmująca zabezpieczenie godziwego życia mojego i mojej rodziny jest całkowicie abstrakcyjna. Nie ma związku pomiędzy jakąkolwiek szerzej zakreśloną wspólnotą a moimi, wąsko określonymi interesami. Co więcej – interesy szerszej wspólnoty i interesy moje są często sprzeczne: albo ja mam znajomego w komisji przetargowej, albo ‘on’ go ma. Kontrakt jest jeden. Przetarg z założenia jest ustawiony, niech więc to inni okażą się frajerami.
3) Świat jest stabilny i zmierza zawsze ku intensyfikacji konsumpcji. Wystarczy poczekać, a fala i do nas dotrze.
4) W przypadku nieprzewidzianych (a przejściowych) zawirowań należy obrać kurs na najbliższą (szczęśliwie otwartą) granicę. Jesteśmy szybsi niż rakieta Iskander.
Dzisiaj obserwujemy ostateczną kompromitację ‘zasad wpojonych’. Minimalizm oczekiwań ‘elektoratu’ i głupota lub zakłamanie establishmentu doprowadziły nas do sytuacji, w której boimy się włączyć media. Nie tak to miało wyglądać!
Musimy odświeżyć sobie banalną prawdę: oprócz nas samych Polska nie jest nikomu do niczego potrzebna. Najwyższą, znaną jednostką solidarności grupowej jest naród (gdzie indziej: lud, ród, plemię, ale to jednostki mniejsze). Zgadzając się na korupcję, okradamy nie tych gorzej zorientowanych i mniej zaradnych, ale własne dzieci i wnuki. Dając przyzwolenie na rządy idiotów, rujnujemy kraj, obciążając kolejne pokolenia kolosalnym długiem. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że świat nie przyspieszy, i to już nasze pokolenie zapłaci wystawiony przez idiotów rachunek.
Najbardziej charakterystyczną reakcją współczesnych Polaków na jakiekolwiek propozycje działania jest natychmiastowa próba dyskredytacji tychże. Miarą polskiego patriotyzmu stało się wypisywanie patriotycznych apeli w internecie. Potem: spacer z pieskiem, meczyk (kolejny kompromitujący z Wyspami Owczymi), a w niedzielę msza – koniecznie w intencji Ojczyzny. A po mszy szybciutko do domu, bo proboszcz w kruchcie znowu marudzi o jakimś parafialnym przedsięwzięciu zżerającym czas i nie przynoszącym pieniędzy.
‘Projekt Polacy’ jest jednym z tych projektów, który stara się służyć idei spotkania i wspólnego działania. Przejścia z płaszczyzny anonimowej komunikacji w sieci do autentycznego spotkania ludzi, ich dobrej woli, idei pomocy innym i chęci działania. Ktoś (tradycyjnie anonimowy) uznał za wskazane obśmiać naszą ideę warsztatów robienia chleba. Oczywiście ‘idea robienia chleba’ jest trywialna w zderzeniu z ideą ‘wielkiej Polski od morza do morza’, ale już realny bochenek chleba upieczonego we wspólnocie Polaków jest kosmosem wobec największej idei w formie strumienia elektronów wytworzonej w kapciach, szlafroku i szlafmycy przed ekranem komputera, tuż po obejrzeniu kolejnego, ciężko wywalczonego remisu w starciu z drużyną z Lichtensteinu.
A czas płynie...