W sierpniu do Wiednia się wybrałam
Miasto jak miasto
Duże
Ponieważ fanem punktów widokowych jestem (nie wiem dlaczego), oczywiście musiałam zaliczyć kawę na Kahlenbergu
Widok przedni, u stóp stolica i Dunaj malowniczo się wijący
Przed sąsiednią restauracją pianista grający motyw Młynarskiego - "Jesteśmy na wczasach"
Powód chyba dla wszystkich oczywisty
Olbrzymie wrażenie robi Schonbrunn, gdzie Sissi uprawiała swoje życie
Rozmach i przestrzeń założenia pałacowego agorafobię jak nic może zainicjować u kogoś z prowincji
Ale ja nie o tym
Ja o sytuacji, która przydarzyła się mi na Kahlenbergu właśnie
Po zwiedzaniu, napawaniu się panoramą i rzecz jasna po kawie przeszliśmy na przystanek mpk :-)
Promiss przysiadł na krawężniku zatopiwszy się w dialogu, odłożywszy uprzednio smartfona na chodniku obok
Nagle pojawia się autobus
Zatopienie, zwłaszcza w dialogu generuje u mnie zanik uważności, w związku z tym ( i to nadaje się do prasy) zapomniałam o komórce
Dość szybko przyszło otrzeźwienie, lecz niestety już za zamkniętymi drzwiami
Na spokojnie ruszyłam przez autobus ku kierowcy spokojna, że przecież na pewno zawróci na placu manewrowym i wrócimy po komórkę (moja naiwność nawet mnie czasem szokuje)
Kierowca całkiem spokojnie stwierdził, że nie ma takiej opcji
Ups!
Włączyła mi się lekka panika, a potem nawet histeria, nie mówiąc o paranoi, której na zewnątrz nie pokazałam, gdyż klasę trzymać trzeba
Myślę sobie - wysiądę na następnym przystanku i wrócę
Ok, tyle że jechaliśmy chyba z 8 kilometrów do przystanku, albo moja rozbuchana imaginacja rzecz mi tak przedstawiła
Wreszcie przystanek
Okazało się, że autobus powrotny dopiero za 20 minut
- To już jest koniec, mój smartfon, moje zdjęcia, moje kontakty, moi klienci, wszystko poszło w niebyt, żeby nie powiedzieć dosadniej
Lecz jak to tak, odpuścić ?????
Ponieważ ostatnio średnio lubię odpuszczać, ani się poddawać, więc mówię do swoich towarzyszy:
- Czekajcie tu na mnie!
Wychodzę na środek jezdni, rzucam się Rejtanem pod pierwszy nadjeżdżający pojazd, ładuję się do auta nieco wystraszonemu panu i usiłuję wytłumaczyć w czym rzecz
Traf chce, że pan nie zna żadnego europejskiego języka, ani nawet nigero-kongijskiego (z rodziną bantu), więc muszę zdać się na migowy
Migowy mam przekonywujący nad wyraz, z piskiem opon zajeżdżamy pod przystanek
Z zerową nadzieją podchodzę do krawężnika
Oczywiście po smartfonie śladu nie ma
Staję filozoficznie z zamiarem rozpoczęcia procesu żałoby, gdy nagle podchodzi do mnie człowiek i piękną polszczyzną oznajmia, że poznaje mnie ze zdjęcia
- No owszem jestem sławna, ale żeby aż tak????
Pan po chwili stwierdza, że jego syn znalazł moją komórkę
Koniec końców szczęśliwy Promiss zaopiekowany przez rodzinę Polaków przejeżdża przez całe miasto bezwiednie przesiadając się z autobusu w autobus, z metra na metro i miło gawędząc dociera pod operę wcześniej, niż cała grupa, na którą to ja czekam, a nie oni zdumieni na mnie
Takie to były moje przypadki w tem Wiedniu, gdzie muzyka przecudna i kawa dobra, a powietrze naprawdę pachnie....
Nauczyciel, przewodnik po Lubelszczyźnie, pasjonat turystyki,rozkminiania, pisania, życia. Zachęcam do zawodowego kontaktu - nikt tak Lubelszczyzny nie pokaże jak Promiss :-) 508 093 668 Właścicielka bloga na innej platformie, kiedyś tam - wiele lat, w kategorii - "Absurd". Myślę, że to istotna informacja dla komentujących, zwłaszcza, że czasem wchodzę w konwencję. Ale tylko czasem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości