Natchnienie czerpię ze spalin?
To konstatacja nie od czapy, wiele pomysłów notek podczas mej wieloletniej sieciowej kariery rodziło się w samochodzie.
Kiedy prowadzę auto - czynię to w alfie.
Czynności wykonywane automatycznie.
Gdybyś mnie zapytał, gdzie jest pedał gazu, hamulec i takie tam, to miałabym poważne kłopoty z lokalizacją.
Na pierwszy rzut świadomości - nie wiem. Niepotrzebna mi ta wiedza - skoro i tak jadę.
Prawko zrobiłam jeszcze na studiach, a było to - rzecz delikatnie ujmując - parę lat temu ;-)
Jeżdżę lepiej od większości facetów. Tu - z pewnością siebie - nie mam żadnych kłopotów.
I kiedy tak dziś jechałam, usłyszałam tekst:
- Grzech to krótkotrwała przyjemność, a długotrwałe cierpienie.
Zamarłam. Tak mam, kiedy doznaję olśnienia.
Ruch uliczny oczywiście nie ucierpiał, kobiety mają - dzięki Bogu - podzielność uwagi.
Rozkminki teologiczne nie są moją najmocniejszą stroną, ale prawda tego twierdzenia wręcz mnie oślepiła.
Nie - żebym wcześniej tego nie wiedziała.
Wiesz jak to jest - niby się wie, ale się nie czuje.
To iluminacja z cyklu : "Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego"
Powtarzana bezmyślnie przez lata, kiedy jeszcze chodziłam do kościoła, ale nikt z drogowskazów nie zrobił nacisku na drugi człon zdania.
...Grzech to krótkotrwała przyjemność...
Czyżby tak wielka, że bierze się z dobrodziejstwem inwentarza i płacz, i ból, wstyd i karę nadchodzące później?
Bo, że nadejdą - to wiemy.
Czy to od naszego superego, czy po prostu karma nam dopie........li, ale przyjdą - jak inkwizycja.
Więc dlaczego ryzykujemy?
A może to podobnie mej bezmyślności w aucie, która mnie już tyle lat prowadzi?
Podobnie jedziemy na autopilocie życia, bez istotnej uważności.
Bo może warto być uważnym.
A może życie bez pieprzu nie ma smaku? ;-)