"Pamiętam jeszcze czasy, gdy słowo „honor” miało sens całkiem codzienny. Gdy – na przykład – mężczyźni nie braliby dotacyj z np.Unii Europejskiej – bo mężczyźnie nie wypada brać od kogoś za darmo. Oczywiście: jak chodzi o przeżycie, można wziąć za darmo – ale ten, kto przyjął wsparcie przestawał być człowiekiem honoru, nie miał „zdolności honorowej”.
I, oczywiście, nie mógł (jeśli trafiło mu się żyć w d***kracji) glosować ani startować w wyborach!
Dziś zasady honorowe przetrwały tylko w dyplomacji – oczywiście: w formie tak skostniałej, jak frak. Jednak obowiązują – bo państwo, które by ich nie przestrzegało, traciłoby zdolność honorową.
Jeśli więc Rurytania oskarża dyplomatę Poronii o szpiegostwo, uznaje za persona non grata i wyrzuca z kraju – to (niezależnie od tego, czy oskarżenie jest prawdziwe, czy fałszywe!) Poronia wyrzuca od siebie taką samą liczbę tej samej rangi dyplomatów Rurytanii. Też bez dbania o to, czy są szpiegami. Jak nie ma pod ręką szpiegów, to się dobiera z uczciwych – jak tłumaczył słynny Franz Fischer.
Zresztą: prawie zawsze się trafia na szpiega...
Tak czy owak: nie można dopuścić, by nie odpowiedzieć ciosem na cios – bo w przeciwnym przypadku traktowano by takie potulne państwo jak pochyłe drzewo...
Dotyczy to i innych dziedzin (np. rewizyty dyplomatyczne!), co skwitowałem w „Dzienniku Polskim” felietonikiem p/t:
Tłumaczę – jak dziecku
Do Wrocławia na jakieś spotkanie businessu z politykami przyjechał p.Jakób Steinberg. PAP podała: "Zastępca sekretarza stanu USA, James Steinberg, udał się z wizytą do Polski, gdzie spotka się z przywódcami polskiego rządu - poinformował Departament Stanu".
Jednak nikt się z p.Steinbergiem nie spotkał.
P.Igor Janke napisał ostro:
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/266614,Rzad-zlekcewazyl-zastepce-Hlilary-Clinton
„Polskie władze po prostu zbojkotowały wizytę amerykańskiego polityka. Uważam to za skandal dużej miary. Po pierwsze stracono szansę na kilkugodzinne rozmowy z jedną z najważniejszych postaci w Waszyngtonie. Po drugie sprawiono, że poczuł się zapewne dość mocno sfrustrowany brakiem rozmów z polskimi władzami. Ciekaw jestem komentarza ministra Sikorskiego. Panie ministrze, dlaczego nikt z polskich władz nie znalazł czasu dla Jamesa Steinberga?”
Wyjaśniam: gdy JE Radosław Sikorski rok temu temu poleciał do Waszyngtonu, nie został przyjęty przez p.Hilarię Clintonową. W dyplomacji na taki afront TRZEBA odpowiedzieć.
Ale – o tym się nie mówi!
Właśnie. Nie mówi się dyplomacie: „Mścimy się za jakiś tam afront popełniony na kimś innym” Mówi się: „Jego Ekscelencja (tu nazwisko ministra) jest dziś bardzo zajęty, przyjmuje delegację niewidomych dzieci z Patagonii”.
I wszystko jasne.
Jak widać: nie dla wszystkich.
Być może p.Janke już zapomniał o tamtym, dość niebywałym, afroncie. Na szczęście w MSZ pamiętają.
Zresztą: wedle stawu grobla: obił nas pan, mścimy się na woźnicy; p.Clintonowej nie odważono by się tak potraktować.
A może?
Nie ukrywam: byłbym dumny z III Rzeczypospolitej" JKM