Do mieszkańców miast i gmin w ostatnich dniach dociera mnóstwo ulotek kandydatów na radnych oraz burmistrzów i wójtów. Pełno w nich obietnic: budowy, rozbudowy, modernizacji, poprawy, udoskonalenia, ułatwienia itd. działań. Wszystkie one wymagają zazwyczaj dużych pieniędzy, nawet jeśli chodzi tylko o poprawę bezpieczeństwa publicznego. O ile obietnice tych ostatnich maja swój ciężar gatunkowy, to pomysły kandydatów na radnych są warte funta kłaków. Radni w małych miastach gminach mogą co najwyżej zabiegać o lampę przy swojej drodze lub o zatrudnienie jakiegoś krewnego.
Obietnice składają prawie wszyscy, nawet ci co przez ostatnie cztery lata mieli okazję je zrealizować, ale jakoś nie zrobili mimo, że byli w koalicji rządzącej. Jeszcze śmieszniej to wygląda, gdy porówna się te wyborcze obietnice kandydatów z tej samej listy. Jest tam wszystko; ulice i boiska, chodniki i ścieżki rowerowe, wzrost wydatków na oświatę, pomoc społeczną i na aktywny wypoczynek, lepszy dostęp do opieki zdrowotnej, żłobków i przedszkoli. Przecież oni po kilku pierwszych sesjach pokłócą się na śmierć, bo wszystkiego nie da się zrobić nawet, gdyby ta kadencja trwała 12 lat. No, chyba, że wszyscy kandydaci mają wyborców za idiotów lub naiwniaków z krótką pamięcią. I coś w tym zapewne jest, bo przecież to, że popłaca się dużo obiecywać potwierdzają wyniki wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Ten sposób został już wypróbowany wielokrotnie.
Kolejne wybory dowodzą, że wyborcy lubią słuchać „wypasionych” obietnic. A kandydaci mają taki tupet, że obiecują rzeczy, na które nie mają żadnego wpływu, np. rezygnację z tzw trzynastki lub zapewnienie bezpłatnej opieki zdrowotnej, nawet specjalistycznej. I deklarują to ludzie z wyższym wykształceniem. Pierwszy nie wie, że nie może zrezygnować (nie obiecuje, że będzie wnioskował do rady o ustalenie minimalnych stawek wynagrodzenia), drugi nie wie, że formalnie już mamy bezpłatną opiekę zdrowotną, żeby taka była faktycznie to decyduje raczej parlament i NFZ.
Racjonalny wyborca powinien wszystkim kandydatom, co obiecują gruszki na wierzbie, zadać jedno pytanie: a skąd weźmiesz na to pieniądze? Dlaczego nie masz takich ambitnych planów w swoim gospodarstwie domowym? Czy branie kredytu nie jest ograniczone wysokością zarobków? Czy jak w rodzinie robisz grubszy wydatek, to nie ograniczasz inne mniej ważne zakupy?
Dlatego apeluję do wyborców, aby jeszcze zapytali znajomych kandydatów do władz samorządowych o pieniądze na te wszystkie inwestycje i innowacje.
Podobają mi się też apele niektórych internautów o głosowanie na ludzi z dalszych miejsc list wyborczych. Odświeżenie składów wielu rad miast i rad powiatów może być ożywcze, bo gorzej już być nie może. Tam od nepotyzmu i różnych koterii aż kipi. Zdecydowana większość mieszkańców samorządem sie nie interesuje o czym może świadczyć nikła ich obecność na sesjach.
Powiem dość dosadnie; chwalona z okazji 20 lecia reforma samorządowa wcale nie jest taka udana. Im mniejsza gmina, tym gorzej.
Działacz pierwszej solidarności, cały czas zaangażowany w lokalnym życiu publicznym, ale bezpartyjny. Jestem zwolennikiem kary śmierci oraz aborcji (sam mam czworo dzieci). Uważam, że wolny rynek jest ważniejszy niż demokracja. Przeraża mnie poprawność polityczna. Moim Mistrzem był Stefan Kisielewski.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka