kelkeszos kelkeszos
3509
BLOG

Więc chodź pomaluj mój świat, na żółto i na niebiesko. Hohoł w stepie

kelkeszos kelkeszos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 164

Zupełnie niemal zapomniany Józef Supiński, ojciec polskiego pozytywizmu, a przy tym wielkiej klasy myśliciel i pisarz społeczny, w swojej twórczości nawoływał między innymi do bardzo wnikliwego badania znaczenia słów. Wychodząc z założenia, że w języku nie ma niczego przypadkowego, a jego zawartość to efekt upowszechnienia najważniejszych i pierwotnych obserwacji , domagał się respektowania znaczeń, zakładając, że tylko właściwe "mianowanie" pozwala na opisanie otaczającego świata, nazywanie zjawisk i ustalanie związków przyczynowych między nimi. To pozwala bowiem na harmonię świata stworzonego "przyrodzonego", na którego zasady wpływu nie mamy i świata ludzkiego, w którym nasza aktywność lub bierność decyduje o przeżyciu i warunkach egzystencji. A do tego potrzebujemy mocy. Ta zaś jest sumą "bogactwa" i "zasobu". Bogactwo to jak sama nazwa wskazuje wszystko, co od Stwórcy otrzymujemy "darmo", a zatem woda, ziemia, źródła energii itp. Natomiast zasób,  będący sumą pracy i wiedzy, to umiejętność korzystania z bogactw. Tę samą wodę jedni dostarczają do miast za pośrednictwem nosiwodów, a inni wodociągów. I tym się różni kraj bogaty od zasobnego. I tu mamy już pierwszy ważny podział społeczno - polityczny.

Istnieją kraje bogate, ale pozbawione zasobów, niemal pierwotne i żywiołowe. To Rosja. Tam rozdźwięk, między "przyrodzeniem" a społeczną umiejętnością jego wykorzystania jest ogromny. Równie bogata i równie mało zasobna jest Ukraina. Na drugim biegunie Supiński lokował Holandię, gdzie "zasób" zgromadzony w umiejętnościach i możliwości ich przekazywania następcom - jest daleko większy niż "bogactwo". To zresztą cecha większości krajów zachodniej Europy, ale też Stanów Zjednoczonych, będących krajem niezmiernie bogatym i niezmiernie zasobnym.

Szukając mianowników pozwalających odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Rosja i Ukraina, mimo ogromnych bogactw, są krajami tak mało zasobnymi , a przez to proporcjonalnie słabymi i biednymi, musimy uświadomić sobie pierwotne znaczenie słowa "step". Być może niektórzy czytelnicy Witkacego i Niziurskiego, albo znawcy zoologii bardziej kojarzą udźwięcznioną polską wersję tego pradawnego wyrazu - zdeb. Zdeb to też żbik, ale niezależnie od ewolucji form, step po prostu oznacza to samo co "dziki". I "wielki step" tej dzikości z siebie nie zrzucił, po dziś dzień. I zawsze tak było. Pierwszą znaną relacją o utonięciu w tej przestrzeni wielkiej armii jest opowieść Herodota o wyprawie Persów przeciw Scytom. Krążąc po pustkowiu i właściwie nie widząc przeciwnika, Dariusz stracił większość armii i cudem sam uniósł głowę. 

Jednak historia , która już bezpośrednio nas dotyczy, to pojawienie się w tej przestrzeni Tatarów. Azja przewaliła się przez te tereny w pierwszych dziesięcioleciach XIII w., nadając im trwałe piętno. Runął Kijów, a wraz z jego upadkiem straciła znaczenie cała skupiona wokół swojej stolicy Ruś. Jak straszliwą musiała być ta klęska i jak dojmujące jej strukturalne skutki, świadczy fakt, że maleńka Litwa, kraj zupełnie pierwotny, pozostający na stopie niewielkiej leśnej hordy, podporządkował sobie tę przestrzeń w ledwie parę dziesięcioleci. Powierzchnię wielokrotnie większą od tej, jaką początkowo dysponowali zdobywcy. Terytorialny balon było jak widać wyjątkowo łatwo nadmuchać, ale już nie dawało się go napełnić żadną gęstą treścią. Dlatego ziemie Ukrainy, niezależnie od swojej państwowej przynależności, były tylko dyktaturą przestrzeni, nie zdolną do wytworzenia żadnej stabilnej struktury, natomiast pod pewnymi warunkami, przy swoim bezbrzeżnym bogactwie, dawały podstawy do zbijania bajecznych niemal, oligarchicznych fortun. I tu się nic nie zmieniło po dziś dzień.

Jeśli już można mówić o wpływach jakichś rodzajów cywilizacji na tym bezkresie, to były to dwa główne nurty - bizantyjski i turański. I w taką pułapkę wpadła Polska. Być może był to jakiś determinizm, być może  tego fatum spalania wszystkich sił państwa "w stepie szerokim", czyli nieograniczonej dzikości, nie dało się odwrócić, ale wnioski z tego dziejowego kataklizmu wyciągać należy. Historia Polski i Ukrainy jest nieodmiennie krwawa. Ledwie ćwierć wieku po Unii Lubelskiej wybuchło pierwsze powstanie kozackie, skierowane przeciwko łacinnikom i Unii Brzeskiej. Wodzem był Semen Nalewajko, a głównym sponsorem kniaź Konstanty Wasyl Ostrogski. Krew się lała jak zwykle potem, ale to był dopiero uwertura. Pierwsze starcie między katolicyzmem a prawosławiem, pozornie zostało wygrane przez Łacinników. Janusz Ostrogski, syn Konstantego , protektor Jezuitów , był już pierwszym katolikiem w rodzinie, będąc też personifikacją szerszego zjawiska - przechodzenia dawnych ruskich kniaziów, na "papizm" i porzucania Prawosławia. Pamiętajmy - poza nielicznymi polskimi rodami rycerskimi, jak Zamoyscy, Lubomirscy, Tarnowscy, Sobiescy, czy zwłaszcza Potoccy, w stepie szerokim rządziły książęce rody litewskie po Giedyminie, albo rusińskie, wywodzące się od Ruryka. Radziwiłłowie, Sapiehowie, Wiśniowieccy, Sanguszkowie, Ostrogscy, Czartoryscy,  Czetweryńscy, Ogińscy i wiele pomniejszych, nieodmiennie używających nieznanej w Polsce tytulatury "kniaziów", czy potem "książąt". To najlepszy dowód na tę podstawową kwestię - kto kogo zdominował. Nie wiem, czy nie najlepszą ilustracją na różnicę , czym byli ci magnaci zwani "kresowymi królewiętami", w porównaniu z dawnym polskim rycerstwem nie są dwie współczesne sobie postacie - Karola Radziwiłła "Panie Kochanku" i Andrzeja Zamoyskiego.

Pamiętajmy jednak, że o ile polonizacja dotknęła warstw wyższych, to już zupełnie nie naruszyła przytłaczającej liczby mieszkańców, pozostających przy prawosławiu i języku ruskim. A to był materiał wybuchowy i taki właśnie wybuch z 1648r. zmiótł potęgę Rzeczpospolitej. Spaliła się w oka mgnieniu,  Żółte Wody, Korsuń, Piławce, potem chwila ulgi, Ugoda Zborowska i Beresteczko, z ponurym finałem w postaci koszmarnej rzezi polskich jeńców po bitwie pod Batohem , zwanej "Sarmackim Katyniem". Zagłada wyrżniętej elity wojska, zapadnięcie się całej wschodniej granicy Rzeczpospolitej, zaatakowanej też przez Moskwę , sprowokowały Szwecję do inwazji zwanej "Potopem", który nieodwracalnie złamał witalne siły państwa. Kresy płonęły zawsze, przy każdej okazji, bo siła oporu ich rdzennej ludności przeciw Lachom nigdy nie słabła, a najlepszym chyba jej śladem w literaturze i losach indywidualnych jest postać Mikołaja Hohoła, znanego wszystkim jako Gogol. Miał wybór, zdecydował się na zostanie Moskalem, choć o silnej ukraińskiej etniczności, ale z pewnością nie chciał, chociaż mógł, zostać polskim szlachcicem. I każdy , kto zna te "stepowe" opowiadania Gogola - wie dlaczego. Stepowe, czyli dzikie, bo choć tylko niektóre z nich tą realną dzikością epatują, to literatura stepu, choć w tym przypadku absolutnie genialna, moim zdaniem lepsza niż szeroko znane dramaty, daje nam odpowiedź ostateczną, bo tu nie mam złudzeń, aby coś się zmieniło. Lach w wielkim stepie zawsze będzie obcym, na dodatek nieprzyjaznym obcym. Nie wolno się o to gniewać, nie wolno mieć o to pretensji. To po prostu fakt. Z Hohoła nie wyrósł Jastrzębiec i nie wyrośnie.

Jakie stąd praktyczne wnioski? Może nie porzucajmy wszelkiej nadziei, bo to jednak nie są bramy Piekła, ale nie miejmy też złudzeń. Tam nikt nie walczy o Lachów i ich komfort, tylko o własne interesy - jakie , tego nie wiem. To co w ramach naszych geopolitycznych możliwości mogliśmy zrobić - zrobiliśmy. To znaczy wstąpiliśmy do NATO. Jeśli wierzymy w moc tego sojuszu, to jest to dla nas gwarancja wystarczająca. Nikt kraju NATO nie zaatakuje. Jeśli nie wierzymy, to pokładajmy nadzieję w mieszkańcach "dzikich pól", przed czym jednak przestrzegam. Natomiast to, czego nam robić nie wolno, to zatracać poczucia kolorów. Biały i czerwony, to nie to samo co żółty i niebieski. Ukraińska świadomość narodowa rodziła się w kontrze do polskiej. Kto nie wierzy, niech poczyta o zjeździe słowiańskim w Pradze, w 1848r. Konsekwencje są oczywiste - Ukraina nigdy nie będzie krajem nam przyjaznym, bo ma inne interesy i inną zasadę organizacji. Raczej też nie będzie wrogim i w tym widzę jakieś szanse. Natomiast stosunki między nami muszą się opierać na takich samych zasadach, jak umowy cywilnoprawne. Autonomia woli stron, równoprawność podmiotów, ekwiwalentność świadczeń. Co inne jest od złego jest.



kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura