Życie mnie cały czas zaskakuje. Nie zdążyłem się nawet usprawiedliwić z bicia czytelników po oczach obrzydliwością (ta notka będzie z konieczności utrzymana w tonacji biblijnej), kiedy pojawiły się nowe zdarzenia, na tyle niecodziene, że warte komentarza. Najpierw były to konsultacje społeczne, prowadzone w stylu "rozmawiała gęś z prosięciem", a ostatnio największa światopoglądowo-wizerunkowa wolta III RP.
"Gazeta"... tak, TA "Gazeta" (chroń oczy!) raczyła była pouczyć katolickiego księdza o jego obowiązkach. Człowiek bywały, czytając te słowa wzruszy, rzecz jasna, ramionami. Po pierwsze, stwierdzi, "Gazeta" (chroń oczy!) z pouczania tak duchownych, jak i laików wyznania rzymsko-katolickiego (ciekawe, dlaczego akurat tego) zrobiła swój znak firmowy, po drugie zaś, rzecz wpisuje się w znacznie starszą tradycję: samemu św. Szczepanowi zarzuty doktrynalne stawiał nie kto inny, a członkowie "synagogi libertynów (i Cyrenejczyków)"; żadni tam gorliwcy, w stylu wychowanków rabbiego Hillela.
Problem w tym, że pouczenia dokonano, umieszczając na łamach pisma dosłowne (a wycięte z kontekstu) cytaty z Nowego Testamentu. W ten sposób postąpiła redakcja, od dwudziestu z górą lat wmawiająca publiczności (w dużym skrócie i uproszczeniu) , że pisma biblijne to nie żywe Słowo Boże, a pomnik kultury i tradycji ludów antycznych, że wszelkie próby ich zastosowania w dniu dzisiejszym wymagają wybiórczego traktowania biblijnego tekstu, oraz, że dosłowne traktowanie tegoż tekstu, to straszliwy w skutkach integryzm, konserwatyzm i obskurantyzm, prowadzący w podskokach i tanecznym krokiem do negacjonizmu i antysemityzmu (to nawet brzmi groźnie, jakby kto orzechy gryzł, albo misami cynowemi trząchał).
Samo pouczenie, mnie, człowiekowi prostemu, kojarzy się z broszurkami rozprowadzanymi przez Świadków Jehowy, nie tylko formą, ale i treścią (oni też nie wiedzą o czym piszą, zaręczam, a są na Salonie tacy, co mogą potwierdzić). Człowiekowi bywałemu może się co najwyżej skojarzyć z monologiem Senatora z mickiewiczowskich "Dziadów". Tym monologiem, który następuje, kiedy Senator usiłuje przesłuchać zakonnego brata: "Mnichu, czy ty słyszałeś o ruskim batogu? (...) Znasz ty teologiją? Słuchaj, teologu, wiesz ty, że wszelka władza od Boga pochodzi; gdy władza każe mówić, milczeć się nie godzi". W tym przypadku władza każe raczej milczeć, ale sens monologu jest zachowany.
Jeśli chodzi o mnie, cóż, ani wypowiedź pouczanego księdza, ani niespodziewany, kaznodziejski występ "Gazety" (polecam opis kazania zawarty przez Marka Twaina w "Przygodach Hucka" - nie, nie ten o Murzynie pomylonym jak Nabuchodonozor) nie mają dla mnie mocy wiążącej. Taką moc ma jedynie nauczanie papieskie, oraz nauczanie biskupa, właściwego dla miejsca. I warto dodać, że i jedno i drugie mówią o posłuszeństwie władzy legalnej, objętej i urzędującej w zgodzie z prawem. Na przykład z Konstytucją.
Bo gdyby ktoś chciał odnieść przytoczone w prasie biblijne cytaty do władzy jako takiej, bez wyjątków, trzeba byłoby odpowiedzieć mu cytatem z Mickiewicza: "Kto władzę cierpi, nie mów, że jej słucha; Bóg czasem daje władzę w ręce złego ducha".
Albo poprosić o odpowiedź zakonnice, w czasie wojny, z narażeniem życia przechowujące - wbrew ówczesnej, niemieckiej władzy, i ustanowionemu przez tę władzę prawu - żydowskie dzieci w swoich klasztorach. Pod fałszywymi nazwiskami.
Niepiśmienny. Pochwytałem koncepta od księdza Bohomolca i tym baki świecę
Large Visitor Globe
Dobra, teraz Was widzę. Całą dwudziestkę :). Kierownik stołówki poleca: Dziewczyny bez zęba na przedzie. Podgaje; Polnische Wirtschaft. Wzorce osobowe na trudne czasy; Spelunka. Poziom przekazu, a skuteczność wobec targetu; Wojny owadów, wojny ludzi. I maja na Ziemiach odzyskanych; Analiza. Poliytkal fikszyn bliskiego zasięgu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka