Na głownej wisi sobie i powiewa wypracowanie, jakim to blamażem jest odbieranie funduszy teatrom a przyznanie ich szkole wyższej.
Rzecz ciekawa potrójnie.
Po pierwsze dlatego, że dotowane teatry słynęły ostatnio dziełami tak wiekopomnymi, jak krakowskie dziady wykonujące "nieboską komedię" w drodze do Damaszku, recytowanie "Golgota Picnic", czy zatrudnianie czeskich sił fachowych i związana z tym publiczna walka z ministrem kultury.
Po drugie dlatego, że dotowana szkoła wyższa jest szkołą głeboko niesłuszną. Bo jest to szkoła zakonna. Chociaż, jeśli w ciągu paru ostatnich lat szukało się w naszym umęczonym kraju programu informacyjnego, trzeba było zaglądać do mediów kościelnych. W tym, do mediów prowadzonych przez zakon, kierujący dotowaną szkołą wyższą.
Ja tam osobiście wolę mieć wykwalifikowanych dziennikarzy, niż "live sex show" na scenie, autora podającego swój improwizowany na żywo tekst pod przykrywką znanego dramatycznego tytułu, albo też inną imitację obrządków dionizyjskich. Ale widać, wśród piszących i moderujących salonowe teksty nie brakuje ludzi, którzy nie wyrośli jeszcze ze zdobyczy rewolucji hippisowskiej.
Po trzecie wreszcie i ostatnie, Salon zalewa ostatnio fala trollingu, pisanego na wyraźne, polityczne zamówienie. Ale Administracja, zamiast próby opanowania sytuacji i choć pozorów przywrócenia porządku, woli nam fundować walkę w kisielu z Coryllusem.
Sorry, taki mamy klimat.