BERND VON JUTRCZENKA /PAP/EPA
BERND VON JUTRCZENKA /PAP/EPA
Radosław Marciniak Radosław Marciniak
991
BLOG

Mistrzowie politycznego obciachu

Radosław Marciniak Radosław Marciniak Polityka Obserwuj notkę 9

Polscy politycy stali się mistrzami autokompromitacji. Stali się, albo zawsze byli, co jakiś czas mniej lub bardziej pokazując jacy są prawdziwie „obciachowi”. Wbrew pozorom i temu początkowi, nie będzie to tekst poświęcony urzędującemu Prezydentowi.

Jemu dostaje się za to nader często i choć mam przeświadczenie, że nie jest to niezasłużone, to nie do końca kręci mnie przykładanie nogi i kopanie leżącego. Bo mówiąc szczerze – wbrew zaklinaniu rzeczywistości przez dużą część najpotężniejszych mediów – Prezydent to człowiek zrodzony w politycznym „bulu” i brak mi „nadzieji” na poprawę tego stanu rzeczy. Prezydent „chodź tu Szogunie” Komorowski jest po prostu mistrzem wpadek i politycznego obciachu, i pastwienie się nad nim, gdy uczyniło to już tak wiele osób, nie sprawia nikomu już żadnej przyjemności. Jedynym uczuciem jest zażenowanie, że ktoś taki, jako wybraniec narodu, daje swoją wątpliwą postawą świadectwo o narodzie, który jednak zakreślił kiedyś krzyżyk przy nazwisku kandydata.

Ale do prezydentów chyba zawsze mieliśmy „lekkiego” pecha. Pierwszy wybrany przez Zgromadzenie Narodowe zasłynął tym, że wyprowadził przeciwko (swojemu?) narodowi wojsko na ulice i to nawet niejednokrotnie. Dziś spoczywa w pokoju pilnowany przez kamery monitoringu, gdyby wdzięczny naród zechciał odwzajemnić te serdeczne uczucia. Wprawdzie ten rodzaj obciachu ma inną fachową nazwę – zdrada, aczkolwiek żeby w tak jasny sposób to ocenić, należałoby w pełni znać system wartości i obiekty lojalności Wojciecha Jaruzelskiego – wszak te ostatnie nie musiały być one ulokowane gdzieś w dorzeczu Wisły, a nieco dalej na wschód.

Kolejny Prezydent RP to Mount Everest obciachu. Jemu też, jedna z „gazet”, poświęciła swego czasu dość popularną, i co ważniejsze dla tego tekstu, stałą rubrykę, pod znamiennym tytułem: „Pan Prezydent powiedział”. Choć w ostatnim zdaniu zawahałem się przy słowie gazeta, to musze chyba oddać Jerzemu Urbanowi i jego szmatławemu „Nie” sprawiedliwość, była to chyba jedna z nielicznych rzeczy, która mu wyszła – oprócz włosów rzecz jasna. Wałęsa oprócz słynnych powiedzonek, które weszły już wręcz do kanonu kultury i słowników, był także mistrzem nienagannych manier i odnajdowania się w każdej sytuacji, kiedyś choćby w postaci podawania nogi zamiast ręki, ostatnio lansując się na lewo i prawo, a to owłosionym torsem znad wywalonego „bebzola”, a to waląc innego rodzaju obciachowe „samo**bki”, używając młodzieżowego, nieco kolokwialnego slangu, jakże dopasowanego do poziomu tychże autoprezentacji. Ale Wałęsa to przede wszystkim absolutny czempion bufonady i pompowania własnego ego. Wrodzona skromność to do dziś jego największa zaleta.

Kwaśniewski zaczął mocno, wykorzystując w kampanii wyborczej Disco Polo – synonim obciachu od zawsze, na zawsze. Później było już tylko z górki. Słynny „niedowład goleni prawej”, próby zwiedzania bagażnika limuzyny, to dla mnie osobiście nawet nie obciach, a, ze względu na specyficzne okoliczności, zwyczajne chamstwo. Co innego choroba filipińska na wykładzie na Ukrainie, czy też bełkotanie na prezentacji – konferencji Europy Plus (zwanej również Europą Promil, nie tylko ze względu na swe wysokie poparcie społeczne). Tam Kwaśniewski był już eksprezydentem i tam był przemęczony wyłącznie na swój własny rachunek.

O zmarłych powinno się mówić, albo dobrze, albo wcale. Jednak pozwolę sobie złamać tę zasadę, by nikt nie zarzucił mi faworyzowanie jakiegokolwiek obozu politycznego. ŚP Prezydent Lech Kaczyński, też pod względem przysparzania sobie, i nam przy okazji, obciachu nie był zupełnie bez winy. Słynna już reklamówka Galerii Centrum przy wejściu do samolotu, to wpadka obciążająca nie tylko Prezydencką parę, ale i dbające o nich i ich wizerunek otoczenie. Kilka wpadek w stylu „Borubara, Irasiad, czy Perejro” wynikających często z problemów z odpowiednią dykcję, niezdarne trzymanie szalików Polski na meczach i zawodach sportowych (w tym to już wszyscy nasi politycy brylują) wprawdzie nie są grzechami śmiertelnymi, ale jasno pokazują, jak mało jest wciąż w Polsce dbałości, roztropności i zwykłej codziennej pracy w trosce o odpowiedni wizerunek polityka, urzędnika, a zwłaszcza głowy państwa. Z rzeczy kwalifikujących się do grzechów cięższych jest zdecydowanie „ta małpa w czerwonym” wypowiedziane na jednej z konferencji prasowych, o chyba niekoniecznie lubianej przez Lecha Kaczyńskiego dziennikarce.

O rubasznym Wujku Bronku, chwilowo bezwąsym, pierwszym łowczym Rzeczypospolitej, można by, jak już wspomniałem, napisać i pracę magisterską, ale w niego akurat bić jest dziś najłatwiej i chętnych też jakby najwięcej, nie będę się pchać. Nie lepsza od niego jest Pani Premier – chciałoby się rzec nie mają w Radomiu szczęścia do Bab. Jej słynna lambada, czy też makarena na berlińskim dywanie, łapanie jej za rękę przez Kanclerz Merkel, by nasza Ewa nie rozbiła się o płot i wiedziała w ogóle, w którą stronę ma iść, to Obciach przez wielkie „O”. Po chorobie Filipińskiej Prezydenta Kwaśniewskiego, poprzeczka została zawieszona naprawdę wysoko, ale mam wrażenie, że Premier Kopacz nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Gdy rzesze Polaków wydają z siebie co najmniej pomruki niezadowolenia z sytuacji w kraju, gdy mamy do czynienia z trudną sytuacją i wewnętrzną i zewnętrzną, wciąż nie do końca stabilną sytuacją gospodarczą w Polsce, Europie i na świecie, gdy świat dyskutuje o sankcjach, stabilności cen surowców i kursów walut, problemach Państwa Islamskiego i głodzie na świecie, i wreszcie, gdy mamy do czynienia z kampanią wyborczą, co w przeciwieństwie do poprzednich czynników już dobitnie powinno stawiać polityków na baczność, Pani Premier nie jedzie dyskutować z rolnikami, czy górnikami, nie zwołuje szczytu Państw Europy Środkowo-Wschodniej w sprawie Ukrainy, tylko o zgrozo! zabiera głos w sprawie wypowiedzi jednego z przedstawiciela świata mody w sprawie wychowywania dzieci przez pary homo. Chciałoby się rzec wyczucie czasu i tematu perfekcyjne! Nie dziwi jednak to wielkie zainteresowanie poprawnością polityczną duetu Dolce & Gabbana, wszak Pani Premier musi wiedzieć w co będzie, a w co nie będzie się mogła ubrać, gdy znowu w zaprzyjaźnionej gazecie w ramach ocieplania wizerunku i lekcji z photoshopa dla redakcyjnych grafików, stanie się wieszakiem na markowe ubrania, reklamując ten, czy też może jakiś bardziej postępowy, europejski dom mody.

Photoshop to w okresie kampanii wyborczej kolejny ważny powód do poczucia zażenowania. Nie mniej, pomimo wielu, wielkich wpadek w tym temacie, wciąż jest to ukochany program graficzny naszych polityków. Znam ludzi, którzy do dziś dzień mają wycinek z pewnej, najwyraźniej nie do końca sprzyjającej Prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej gazety, na którym to ukazano tzw. prawdę czasu i prawdę ekranu (a konkretniej wyborczego plakatu). Różnica była naprawdę porażająca.

Ale Premier Kopacz to nie jedyna osoba na stanowisku premiera, która stała się synonimem słowa żenada. Obciachowy wśród premierów i wice, był z natury Andrzej Lepper, mówiąc chociażby o gwałceniu prostytutki. Obciachowy był i dalej jest Roman Giertych, choć jego zmiana politycznego frontu, sprawiła, że mainstream przestał to zauważać. Giertych był do tego stopnia obciachowy, że trudno się było z niego nie śmiać nawet, gdy mówił coś z sensem. Obciachowy jest wreszcie i Jarosław Kaczyński, były i kto wie, być może przyszły premier. Brak żony i dzieci, jest tu bardzo widoczny. Nie tylko sprawia, że sam jego wizerunek i być może natura jest bardziej agresywna, ale też nie ma naturalnego czynnika hamującego, np.: zażenowanej żony w domu lub dzieci mówiących – no Tata, teraz to przesadziłeś. Jarosław Kaczyński ilekroć się odzywa wzbudza w części społeczeństwa naturalny odruch odrzucenia i nie chodzi o to co mówi, tylko jak to robi. Jego fatalna dykcja i brak umiejętności modulowania głosu, tak, aby nie brzmiał on w tak dziwnie nieprzyjemny sposób, jest dla mnie jednym z jego znaków rozpoznawczych. Ilekroć słyszę J. Kaczyńskiego w radio lub telewizji, za każdym razem zastanawiam się, czemu nikt nie wyciągnął wniosków z kilku kampanii wyborczych i z pracy obozu PiSowskich oponentów. Dlaczego PiS nie spojrzy na Donalda Tuska i jego bądź, co bądź doskonale przygotowaną kreację, zaplanowany, wyważony sposób bycia i mówienia, który wprawdzie, ze względu na ich różne cechy charakteru, bliższy jest Tuskowi, niż Kaczyńskiemu, ale ponoć i małpę można wielu rzeczy nauczyć. Na tym i Kaczyński i PiS traci mnóstwo politycznego poparcia ludzi tzw. środka, którzy zgadzają się w wielu kwestiach z PiSem, ale nie potrafią przemóc się by na nich głosować, odrzuca ich wizerunek tej partii, co tylko w części jest wynikiem nieprzychylności głównych mediów, a w dużej mierze polityczną klasą i wizerunkiem samych przedstawicieli tego ugrupowania. Najlepszym dowodem na tą tezę jest sympatia dla Andrzeja Dudy, który, gdy nie przeszkadza mu Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i spółka, potrafi naprawdę pociągnąć za sobą tłumy i zbudować wokół swojej osoby i skądinąd tej samej partii, której przewodniczy Kaczyński, dużo szersze poparcie.

Dla mnie, to niedbanie o swój wizerunek i nie wyciąganie najprostszych wniosków jest równie obciachowe, jak brak podstawowej wiedzy na temat protokołu dyplomatycznego prezentowany przez premier Kopacz, która, o zgrozo po raz kolejny, i wbrew wszelkim przesłankom i pozorom, nie została wyciągnięta z kapelusza, czy znaleziona na ulicy, ale była wcześniej Ministrem Zdrowia, Marszałkiem Sejmu i powinna mieć elementarną wiedze o chodzeniu po dywanach, przyjmowaniu wizyt, byciu przyjmowanym, a także o tym co Jej jako politykowi piastującemu publiczną funkcję wypada, a co nie! Pozostając w gronie premierów, to Love Story premiera Marcinkiewicza i miłosne wiersze Isabel, również wpisują się do kanonu blamaży, wtop, obciachu.

Oddzielną kategorią obciachowców są Ci, którzy powinni czuć się zażenowani swoją działalnością, a czasem totalnym brakiem aktywności, a tymczasem są mistrzami w paleniu głupa i udawaniu, że nie ma tematu. Numerem jeden na mojej liście jest Donald Tusk zwłaszcza w kontekście Amber Gold i innych afer, które bez mrugnięcia okiem i jakiegokolwiek poczucia wstydu zamieciono po chamsku pod dywan. Ale na podium w tej kategorii jest spory ścisk: bohaterowie afery podsłuchowej, Radek Sikorski, za całokształt twórczości, kilometrówkę, dowożenie pizzy przez BOR i książkowe wręcz grubiaństwo i elementarny brak szacunku do obywateli. Dalej Sławomir Nowak ze swoim zegarkiem, Michał Kamiński ze swoim zegarkiem i wielu, wielu innych. Można by rzec, że ciężko się tu któremuś z nich wyraźnie oderwać od peletonu – kandydatów do podium jest od groma.

Pozostając przy Michale Kamińskim, to on razem i z Romanem Giertychem i Januszem Palikotem i Joanną Kluzik-Rostkowską i całym PSLem, ośmieszają się swoją małą stabilnością poglądów politycznych. Te polityczne chorągiewki, często radykalnie zmieniające poglądy polityczne w zależności od zmieniających się preferencji wyborczych, wiatrów i zapewne sposobu ustawienia koryta, to dla mnie bodaj najgorszy powód do wstydu i politycznej hańby. Oczywiście istnieje powiedzenie, że tylko krowa nie zmienia poglądów, ale ich zmiana z dnia na dzień o 180 stopni u wytrawnych, zdawałoby się, obytych, znających realia, doświadczonych polityków to zwykła ściema i brak jakichkolwiek politycznych zasad, dla mnie dyskwalifikujący takich ludzi zupełnie, stawiający ich wiarygodność niżej, niż wiarygodność posła Godsona, jako modelu tradycyjnego polskiego rolnika z PSLu.

Oprócz wszystkich wymienionych w niesławie pogrążyli się także Ci, którzy przebierali się w sukienki i wciągali tajemniczy proszek – prawdopodobnie silne lekarstwo, Ci którzy podskakiwali wesoło na korytarzach sejmowych licząc przy tym radośnie, Ci, którzy uwielbiali zwłaszcza niemieckie lotniska i linie lotnicze. Są wreszcie Ci, którzy swój kapitał polityczny zbijają na czymś co powinno być ich prywatną sprawą – na tym z kim sypiają i na tym, czy dali sobie, parafrazując gag ze starej polskiej komedii, już wszystko obciąć, czy nie. Na szczęście ich czas chyba już mija i wydaje się, że ich udział w wielkiej polityce zakończy się na tym i tak nieco przydługim epizodzie.

Jak widać mistrzów politycznego obciachu jest w tym kraju wielu, choć i tak nie wszyscy faworyci zostali tu wyróżnieni. Dziwi mnie to, że wciąż jest ich aż tylu. Dziwi mnie, że politycy, pomimo pozornego doświadczenia, nie do końca zdają sobie sprawę, że poglądy i programy to jedno, ale sympatia wyborców rodzi się także poprzez mowę ciała, gesty, sposób mówienia i ogólny wygląd, zachowanie - to także jest część ich profesjonalnego wizerunku! Pod tym względem polityka przypomina trochę wybory miss. Nie zawsze najmądrzejsza i najszlachetniejsza wygrywa.

Dziwi mnie to zwłaszcza w kontekście tych, którzy od ponad dwudziestu lat są ważnymi elementami tej polskiej politycznej układanki, i którzy są tak oporni na wiedzę, naukę i na chęć bycia normalnym, nie obciachowym, nie powodującym ogólnego zażenowania, człowiekiem. Tylko z drugiej strony, skoro oni pomimo to wciąż są w tej wielkiej polityce i ktoś na nich wciąż głosuje, to czy można się dziwić, że są tacy oporni na zmiany? Kto zatem jest tu prawdziwym mistrzem blamażu i żenady? Oni ze swoją małością, wszystkimi swoimi słabościami? Czy może my - wyborcy, którzy nie potrafimy skutecznie dać im raz na zawsze czerwonej kartki, przykładając wreszcie wagę do tego kim są i jacy są Ci nasi wybrańcy narodu? Czyż nie pozwalając sobą rządzić przez takich małych, miałkich ludzi, sami nie stajemy się arcymistrzami obciachu?

 

Radosław Marciniak

radoslawmarcinak@op.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka