Pytanie zasadnicze dla każdego, kto mieszka w bloku. W szczególności w starym bloku, często budowanym w pośpiechu, z wąską klatką schodową, bez specjalnych miejsc na rowery, gdzie piwnice mają drzwi z desek przez które wszystko widać i kradzież z nich czegokolwiek to jakiś 3-4 minuty?
No pozostaje dom. Tyle, że w domu oprócz dzieci i psa są malutkie dwa pokoiki, zabudowane przedpokoje i w ogóle malizna. Stoi sobie rower, radykalnie wprowadzony pod dach i jako kolejny członek rodziny zajmuje spory kawałek przedpokoju, a rower drugi zajmuje kilkadziesiąt centymetrów kwadratowych jednego z pokoi. Rower dziecka na razie mieści się pod wózkiem, roweru żony jeszcze formalnie nie ma. Najgorzej jest gdy pada. Krzyk o bałagan, o zalewanie mieszkania, żądanie wyniesienia się z nim gdziekolwiek jest na porządku dziennym. Radykalizm rowerowy, miłość i przywiązanie do dwóch kółek jest tutaj radykalny :) Co będzie jak dojdzie do tego jeszcze rower żony? Strach pomyśleć... Choć ostatnio w jednym ciekawym sklepie rowerowym widziałem pewne rozwiązanie. Jest to dość oryginalny hak na rowery. Montujemy go ściany. Rower można powiesić pod sufitem w poziomie i w pionie. W zasadzie można obok zawiesić drugi i trzeci (jeśli mamy więcej haków). W czym problem? Oczywiście w cenie haka, ale rozwiązanie na rower w domu w zasadzie idealne. Holendrzy mają jednak rowerowe łby na karku. A do tego te haki mają fajny design i kolorystykę...
