Monolith Films / Materiały prasowe
Monolith Films / Materiały prasowe
RafałRokicki RafałRokicki
498
BLOG

„Dżentelmeni”. Guy Ritchie wraca z przytupem

RafałRokicki RafałRokicki Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Wielbiciele talentu Guya Ritchiego musieli długo czekać na powrót swojego ulubieńca. Minęło sporo czasu od jego ostatniego filmu z gatunku, na którym odcisnął swoje piętno, czyli komedii gangsterskiej. Reżyser na jakiś czas poszedł w „holiłudy”, a tam wiodło mu się bardzo różnie. Wreszcie postanowił zebrać grupę dżentelmenów i wrócić na ulice Londynu, do swojego naturalnego środowiska i do dobrego, sprawdzonego stylu. To była zdecydowanie trafna decyzja. To powrót z przytupem.

Nie będę nawet próbował streścić fabuły filmu, bo musiałbym na to poświęcić cały ten tekst, a i tak bez gwarancji, że zrobiłbym to rzetelnie. Ten film jest jak uczciwa, wojskowa grochówka — gęsty od postaci, wydarzeń i informacji. Jego wielowątkowość i tempo powodują, że nie ma czasu na nudę, a momentami trudno się w tym wszystkim połapać. Tutaj nic nie jest takie, jakim wydaje się na początku. Scenariusz to jest jeden wielki rollercoaster, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Już sam sposób prowadzenia opowieści jest rewelacyjny i kluczowy dla odbioru filmu. W zasadzie to nie jest narracja, a zabawa nią. Jeśli dodać do tego świetnie skonstruowaną, wielopoziomową intrygę, angielski humor sytuacyjny i błyskotliwe, a tam, gdzie trzeba, siarczyste dialogi, to mamy obraz całości. Nawet sceny brutalne, których trudno uniknąć w kinie gangsterskim, są pokazane z dystansem, bez chęci epatowania nimi widza. A cały ten tort polany jest idealnie dobranym soundtrackiem.

Ale na dobrym torcie nie może zabraknąć soczystej wisienki… i nie zabrakło. Bez wątpienia jest nią gra aktorska. Z przepysznie i barwnie napisanych postaci obsada wyciągnęła wszystko, co było do wyciągnięcia i jeszcze dołożyła od siebie. Matthew McConaughey i Charlie Hunnam są w swoich rolach wręcz doskonali, ale to nie wystarczyło, by byli najlepsi, bo dwóch innych panów pozamiatało na planie. Hugh Grant, który tą rolą na dobre strząsnął z siebie kurz, jakim pokryły go komedie romantyczne i Colin Farrell, który jeśli w tym filmie nie strzelił życiówki, to na pewno o nią się otarł.

Okiem dyletanta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura