Świat w Polsce nagle stał się światem dwóch prędkości. Znów byłem w Rąblowie pojeździć na mountainboardzie, i znów zderzenie końskiego wozu z elegancką parą podróżującą swoim coupé.
Gdy o 5.50 rano zebrałem się na wyjazd (po dwóch godzinach snu), nigdzie nie mogłem znaleźć miejsca skąd na Dworcu Centralnym odjeżdża PKS do Puław. Dziwne- w centrum Warszawy nie ma dworca autobusów dalekobieżnych. Są różne lewe zatoczki, odjazdy z parkingu pod Pałacem Kultury, autobusy na krótko się zatrzymujące na przystankach komunikacji miejskiej. Ale wszystko to jest tymczasowe, jakieś jakby nawet nielegalne, o czym świadczy notoryczny brak rozkładów jazdy. Czasem znajdziemy co najwyżej kiosk, jak "dworzec autobusowy" Polskiego Ekspresu na tyłach Złotych Tarasów. Wszystko to zwiedziłem w niedzielny poranek poszukując miejsca skąd odjechać miał mój autobus.
Do Rąblowa, niewielkiej wioski na Lubelszczyźnie, jak podaje wyszukiwarka rozkładów autobusowych www.rozklady.com.pl, nie dojeżdża w niedzielę rano nic. Z pomocą mapy zlokalizowałem pobliską wioskę, i zaplanowałem dotarcie do niej autobusem i busikami, a potem 40- minutową "podróż z buta". Szukając połączenia do Puław i nieznalazłwszy do pod Dworcem Centralnym udałem się tramwajem na dworzec autobusowy "Warszawa Stadion", który tak naprawdę powinien się nazywać "Warszawa Azja". To pandemonium bałaganu, brudu, najgorszej estetyki, kiczu, szmiry. Tak źle nie jest nawet w afrykańskim Kairze. Budki i baraki bazaru wchodzą już na zniszczone perony dworca, zresztą by go w ogóle znaleźć musimy chwilę pobłądzić pomiędzy straganami. Busy odjeżdżają i z owego dworca - klepiska (nota bene międzynarodowego!), i z pobliskich zakurzonych i brudnych klepisk- parkingów. W zasadzie nie wiadomo skąd. Mojego autobusu już nie dogoniłem, innych busów nie znalazłem.

Wkurzony udałem się tramwajem, stojącym po 4 minuty na każdych światłach i przez to niemożebnie powolnym, na antyczny już dworzec kolejowy, "Warszawa Wschodnia". Niesłusznie się chce zburzyć ten dworzec zastępując go jakimś hipermarketem- jest to piedestał zdolności polskich kolejarzy, ich największy w kraju pomnik do dumy. Dwortzec Warszawa Wschodnia to apogerum dorobku komunistycznego i postkomunistycznego kolejnictwa. Rozlatująca się zardzewiała fasada, wyszukana architektura w stylu "kurnik- przystanek autobusowy powiększony 100- krotnie. To jest zabytek klasy zero, jedna z największych atrakcji turystycznych jakie Warszawa przygotowała na Euro 2012. Gdy będą chcieli zburzyć ten wielki barak, my powinniśmy bronić tego Pomnika Polskiego Kolejnictwa Narodowego!

Pociągu do Puław miało już nie być, bo przybyłem kilka minut po czasie odjazdu. Ale na peronie stały dwa inne składy, a mojego ani widu. Wg oczekujących pasażerów jeszcze nie go nie było. Powoli i spokojnie udałem się nabyć bilet (po południowej stronie są kasy bez takich wielkich kolejek) i zszokowany ceną biletu (30 zł za 120 km- ceny jak w Wielkiej Brytanii, a może o jakieś 20 % niższe...) wróciłem na peron. Do Puław nie chciałem jechać koleją bo bilety są już dość drogie, a w Puławach dworzec autobusowy jest kilka kilometrów od kolejowego. W Polsce od lat nie buduje się centrów przesiadkowych takich jakie są normą w wielu innych krajach. Zwykle nie ma nawet punktów umożliwiających przesiadki między oboma rodzajami transportu. Trochę i przez to zdycha kolej, docierająca do mniejszej liczby miejscowości.
W pociągu próbowałem spać- w wagonach było kompletnie pusto. Za oknem pampa. Polska jest, w porównaniu z Europą Zachodnią, tragicznie nisko zaludnionym krajem. Pustka, pustka, pustka. Nawet przy torach nie ma osad- widocznie nigdy nie było tu intensywnego ruchu kolejowego i tak często rozmieszczonych stacji umożliwiających urbanizację. Pamiętam z podóży pociągiem po Europie że tego typu widoki kilometrów pustych połaci były niezmiernie rzadkie. Tam przy torach ciągnęły się miasta za miastami, szczególnie w tzw. Wielkim Bananie Europy. Tu- ledwie co 20- 30 km większa miejscowość, taka jak w tamtych krajach co kilka km.
W Puławach wysiadło kilku pasażerów, wsiedli oni do czekających na nich przed dworcem samochodów. Zapytałem się kierowcy autobusu miejskiego stojącego przed dworcem, czy jedzie do dworca autobusowego. Powiedział że nie i odjechał. Gdy zreflektowałem się ze na kolejny autobus mogę sporo się naczekać, zamachałem za nim ręką aby jednak stanął i mnie zabrał. Kierowca się zatrzymał i powiedział że jednak jedzie koło dworca, ale wcześniej zapomniał, bo właśnie zmienił numer linii i ma już inną trasę. Dziwne jak nie wiem co. Do autobusu na kolejnych przystankach willowych przedmieść wsiadali sami starzy ludzie, czułem się jak w "Emeritenbus" w wyludniających się z młodych miastach niemieckich. Zadbane ulice, wszędzie nowe chodniki, zupełnie jak na zachodzie Europy. Na jednym z przystanków wsiadła bardzo bardzo elegancko ubrana pani.
Natomiast w busie PKS-u do Celejowa w niedzielny poranek podróżowało ledwie kilka osób. Jechałem przez miejscowości w których każdy próbował zarobić biznesem szkółkarskim- szkółki drzew i krzewów dosłownie sąsiadowały ze sobą. Kierowca zakończył kurs na rozstajach dróg w Celejowie- nawet nie było tu przystanku. Pokazał mi drogę do Rąblowa. Piękne okolice pełne pagórków. Po drodze miejscowi rowerzyści pokazali mi źródełko wypływające spod skarpy wprost do rzeki- aż dziwne że miało taką wydajność, jak z kilkucalowej rury! Minęło mnie też eleganckie małżeństwo w kabriolecie- potem spotkałem ich przy basenach w Rąblowie- pili kawę w kawiarnii.
Pojeździłem kilka godzin na stoku. Przyjechało na to wspólne jeżdżenie nawet trochę osób, choć miało być więcej. Ja na początku zaliczałem glebę za glebą (moja deksa miała luźne elastomery), dopiero później wychodziło mi lepiej. Plastikowa zbroja się bardzo przydała, kask też raz spełnił swoje zadanie. Straszne- dojazd w jedną stronę koleją kosztował tyle co całodniowe jeżdżenie na stoku. Szybko się musiałem zmywać, bo jedyny niedzielny PKS z Rąblowa odjeżdżał chwilkę po 16-tej. I jeszcze przepuściłem go- był nieco wcześniej! Na stopa kilka minut później zabrał mnie jakiś starszy pan koło 50-tki. Opowiadał że na wsi żyje się bardzo ciężko- z rolnictwa nie można się już utrzymać, a 500 zł renty czy emerytury mało komu już wystarcza na przeżycie.
-Jak to!- żachnąłem się. -Utrzymywać się z rolnictwa? No Panie.... Niech Pan patrzy ile górek naokoło! Po co ludzie z Warszawy mają jeździć do Zakopanego, skoro tu bliżej? Ale nie przyjadą, bo jest za mało wyciągów i kolejki do nich na godzinę czekania-. Pan narzekał że nie ma kapitału. -To weź Pan kredyt- mówiłem.
Z Celejowa podróżowałem już PKS-em. Pod Puławami zaczyna się bardziej zurbanizowana okolica. W pięknych dolinach schodzących do Wisły pobudowano gospody- jest tu zupełnie jak w górach, a od Bochotnicy do Puław ciągną się domy. Polska powoli się urbanizuje- nawet wokół 50-tysięcznych Puław rozwija się aglomeracja w stronę Kazimierza Dolnego, do którego kursują miejskie autobusy.
Jadąc tą ruchliwą nadwiślańską trasą rozmyślałem nad przyczynami niedorozwoju Polski. Wg mnie poprawnie rozwinięte urbanistycznie są jedynie Ziemie Odzyskane, Śląsk i Wielkopolska, cała "Polska Właściwa" to kraj pampy. Porównywałem w myślach dolinę Wisły pod Kazimierzem z Doliną Renu. W Niemczech nad takimi wielkimi rzekami rozpięte są aglomeracje, złożone z różnych miast połączonych bardzo często kursującymi pociągami. Do Kazimierza nie ma nawet linii kolejowej, choć są autobusy. Kolej Nadwiślańska dochodzi jedynie do Puław i odbija na Lublin. Patrzyłem w jej rozkład na dworcu- niemal sam kolor czerwony (pospieszne, drogie i w zasadzie "nie dla szarych ludzi"), ostało ledwie kilka pociągów osobowych dziennie. Z Puław nie ma niemal pociągów osobowych do Lublina, mimo że to 50 km, a więc teoretycznie jakieś 30 minut podróży. Jak na tak wielkie miasto, ruch na dworcu niewielki, sam dworzec to przystanek.
Puławy- to miasto nosiło od 1842 roku nazwę "Nowa Alexandria". Złoty Wiek to miasto przeżyło za sprawą "familii" jak określano Czartoryskich, mających tu swoją magnacką siedzibę. Po 1784 roku osiedlili się tutaj Adam i Izabela Czartortyscy, którzy stworzyli tu ośrodek życia kulturalnego konkurujący z Warszawą.
Przebudowę rezydencji rozpoczęto w 1796 roku- księżna Izabela wykorzystała talent swego architekta Chrystiana Piotra Aignera i przebudowała nie tylko rezydencję, ale i pobliski park, wznosząc tu pierwsze polskie muzeum- działającą od 1801 roku Świątynię Syblilli. Na jej tympanonie widnieje napis: "Przeszłość Przyszłości". Jest ona zbudowana na wzór antycznej świątyni Westy w Tivoli pod Rzymem. Z jej tarasu rozciąga się wspaniały widok na dolinę Wisły. Nieopodal jest sztuczna grota, do której księżna Izabela najęła ongiś etatowego pustelnika, mającego podkreślać romantyczny charakter jej parku, dziś raczej podupadłego.

Kilkanaście a może kilkadziesiąt metrów obok znajduje się Domek Gotycki, dzieło tego samego architekta, ukończony w 1809 roku. W tej ozdobionej fragmentami zamków, pałaców, dworów mieściła się galeria sztuki światowej, z takimi perełkami jak "Dama z łasiczką" Leonarda da Vinci, "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta i "Portret młodzieńca" Rafaela. Obrazy te dziś zabrano do Krakowa., choć zdaje się że bardziej pasowałyby to tej niewielkiej neogotyckiej budowli i bardziej rozwinęłyby tu turystykę.

Puławy okazały się, co stwierdziłem w drodze na dworzec kolejowy, być bardzo zadbanym miastem. Byłem wręcz pozytywnie zszokowany. Niestety, kuleje komunikacja miejska, być może odżyłoby i miasto i kolej gdyby zrobiono jakiś węzeł przesiadkowy koło dworca i połączono go z komunikacją autobusową regionu. Miasto mogłoby być satelitą pobliskiego Lublina, taką częścią aglomeracji, jak to jest w Europie. Jest przecież spore, ba, jest największym miastem pomiędzy Lublinem i Warszawą. Sądzę że jeszcze się rozwinie, choć widząc samych starszych ludzi w autobusach, nie byłem tego pewien.
Miastu ponadto bardzo brakuje centrum miasta, takiego placu, ryneczku, a może deptaku. Po prostu nie ma czegoś takiego w Puławach- są same ulice z ruchem samochodowym oraz spora galeria handlowa w centrum. Miasto jest tak ładne i otoczone lasami, że powinno się rozwijać do roli kurortu. Myślę że ma wielkie na to szanse, jeśli się wypromuje i zrobi coś ze swoim centrum, a raczej jego brakiem.


Inne tematy w dziale Kultura