Kiedyś wydawało mi się że w Polsce będzie popyt na konsulting i troszkę w tej branży popracowałem. Patrzę sobie na polskie samorządy mając pewne skrzywienie zawodowe. Ostatnio myślę: co za nierząd. Prezydenci miast czy marszałkowie lekką ręką wydają 100 mln na to, 100 mln na tamto, choćby owe decyzje opierały się na uprzedzeniach, niewiedzy, a całość możnaby innymi technologiami i metodami wykonać 2-3 razy taniej. Czasem takim samorządom z rzadka jeszcze doradzam. Jak widzę na jakim picu i blefie całe to podejmowanie decyzji się opiera, i to nawet w tych samorządach uznanych za najlepsze, to ciarki przebiegają mi po plecach.
W Polsce nie ma w ogóle kultury dyskusji, nie mówiąc już o szacunku dla wiedzy. Public hearing, wysłuchanie publiczne- idea będąca podstawą brytyjskiej demokracji parlamentarnej, w Polsce jest niemal niestosowana. Nawet jeśli ktoś z rzadka ogłosi wysłuchanie publiczne, to w ciągu owych 30 dni na zgłaszanie uwag ktoś nawet interesujący się daną rzeczą może nie znaleźć chwili czasu.
Zresztą, zwykle nawet osoby z branży nie wiedzą nad czym pracuje parlament, bo informacja o tych pracach jest żadna. W temacie siedzą jedynie lobbyści za których czas płacą firmy zainteresowane zmianami prawa pod ich interes. A bez wniosku lobbystów nikt public hearing nie ogłosi- jest to dobra wola polityków, której zwykle ci nie mają, zwłaszcza gdy ustawa jest szyta pod czyjś interes.
Szczególnie z perspektywy konsultingu widać że nauka w Polsce kompletnie nie istnieje. Kończy się na jakimś poziomie ogólności typowym może dla studenta z dobrej zachodniej uczelni, i potem nie ma już nic. Zresztą nawet dorobek tej nauki którą już mamy, poza jakimiś wyjątkami i sektorami nie jest wdrożony w polską rzeczywistość. Po cóż więc więcej nauki? Może to w naszej biedzie strata pieniędzy?
Czasem mam wrażenie że sytuacja taka jak w Wielkiej Brytanii, gdzie nad różnymi problemami samorządów i rządów regionalnych pracują tabuny świetnie opłacanych ekspertów, profesjonalistów i naukowców-teoretyków, jest wywołana tym że w Wielkiej Brytanii jednak jest demokracja, nawet jeśli wybór okrojony jest do trzech partii (konserwatywno-liberalnej, liberalno-demokratycznej i socjaldemokratycznej), a reszta partii rządzi co najwyżej w regionach.
W Polsce w mojej branży sukcesy odnosi konsultant, który może nie jest fachowcem, nie ma wielkiej wiedzy, ale za to jest politykiem obecnej partii rządzącej. Lata temu wiele gospodarczych rzeczy w samorządach udało mi się przeforsować i z narodowcami (LPR-em), i konserwatystami z PiS-u. Konsultingiem już się nie zajmuję, pieniędzy wielkich z tego nie miałem, zresztą dopiero zbierałem doświadczenie, oburzając się na kolejne rozrzucanie milionów i miliardów.
Gdy zaczynałem swą przygodę w tej branży, państwowe firmy przez swoje nieefektywne technologie wywalały rocznie miliard- dwa w błoto. Dziś się to powoli zmienia. Ale wciąż, w porównaniu z takimi samymi branżami w innych krajach jesteśmy nigdzie, nawet Czesi uciekli dekadę do przodu. Polska jest tam gdzie Czechy czy Niemcy były 20 lat temu, u nas postęp jest taki jak w Rumunii. A obecny rząd jeszcze to wszystko spowolnił.
Media to same brukowce- na teksty na poziomie nie ma miejsca chyba nigdzie, ludzie ci wciąż mielą jakąś antyczną wiedzę i nieaktualne już poglądy. Zresztą wyraźnie widać w gazetach uwikłanie, jakieś zachowanie stojące w sprzeczności z interesem społeczeństwa. Z reguły gazety grają swoją grę. Czasem jakaś prywatna telewizja zainteresuje się problemem, ale rzadko. Telewizja państwowa jest upolityczniona, ma to w d…
Czasem mi trochę smutno że nie mogłem znaleźć w Polsce tej samej pracy w branży w jakiej robiłem w Wielkiej Brytanii, ale bywa. Ludzie chyba nawet nie wyobrażają sobie jak bardzo jesteśmy zapóźnionym krajem pod względem intelektualnym. Polska dostaje unijne środki, ale w jakiejś połowie je niedbale rozpieprzy, oszczędzając na doradcach, konsultantach, działającej a nie "fasadowej" nauce.
Kiedyś mnie ruszało jak rozpieprzano dziesiątki milionów na rzeczy zbyteczne bądź duplikujące inne, dziś już sie przyzwyczajam. W Anglii dyskutowano, spierano się, w Polsce decyzje spływają z "jaśnie oświeconej góry", zwykle bardzo wrażliwej na krytykę.
Polacy nawet zresztą nie mają taktu by dyskutować bez obrażania się nawzajem i bez odbierania krytyki do siebie jako osoby, a nie do konkretnego zachowania. Nasze emocje są silniejsze niż nasze umysły? Tu- w dyskusji, mamy jako naród wielki problem.
Inne tematy w dziale Polityka