Polskie media przerażają- narzucają bowiem agendę która wydaje się unikać prawdziwych przyczyn polskich problemów. Czy media w Polsce są przekupywane przez polityków? Czy dopiero media społecznościowe mogą być niemile krytyczne wobec obecnej władzy?
Miałem wrażenie że sprawa dopalaczy pokazała kto tak naprawdę kontroluje władzę w Polsce. Nagle w mediach zaroiło się od doniesień o nagłym wysypie ofiar dopalaczy, z których co najmniej jedną śmierć zdementowała policja. Polityk z konkurencyjnej partii zarzucił że akcja medialna była zaplanowana aby „nakryć” jego wydarzenie w mediach.
Kontrola opinii publicznej to kontrola władzy. Polska zaś jest pogrążona głęboko w berluskonizmie, współczesnej farsie demokracji, w której prawdziwi władcy to digitariat, bardzo wąska elita, wręcz niewielka grupa osób kontrolujących media. Media cytujące same siebie, kopiujące jedne od drugich, przez co fałszywe informacje są wielokrotnie powielane.
Do tego polska forma kapitalizmu jest gospodarką opartą na niewiedzy, jest „gospodarką asfaltu” zamiast kompetencji. Wszystko to tworzy wybuchową mieszankę kraju masowej niekompetencji. Niekompetencją jest katastrofa „busa” pod Nowym Miastem nad Pilicą, porażającą niekompetencją była organizacja feralnego lotu prezydenckiego Tupolewa 10 kwietnia 2010.
Polskie media to media wczesnej fazy kapitalizmu. Niestety, nie korzystam z nich poza jakimiś wyjątkami. Nawet w tych wyjątkach dostrzegam przykłady kupowania tekstów, tekstów sponsorowanych przez różne grupy gospodarcze. Media w Polsce to także arena walk grup gospodarczych interesów. Grupy i środowiska bezstronne lub reprezentujące interesy np. konsumentów są zepchnięte często na całkowity margines.
Inne partie poza „Wielką Czwórką” praktycznie są nieobecne w mediach. To każe mi jeszcze bardziej prawdopodobnym oceniać fakt „handlowania” uwagą mediów. Zresztą tak naprawdę trudno być obecnym w mediach skoro dotacje z budżetu państwa dostają tylko cztery listy wyborcze które przekroczyły bardzo wysoki próg uprawniający do dofinansowania ich działalności politycznej z pieniędzy podatników.
Reszta może po prostu i zwyczajnie nie mieć środków finansowych na działanie polityczne. Zaś zajmowanie się polityką amatorsko, od wielkiego dzwonu- to już nie te czasy gdy „obywatele” mogli zmieniać. Polityka jest zawodem, jest chyba najbardziej zamkniętą korporacją zawodową kraju.
Jak widzę nadzieje na polskie przemiany demokratyczne? Demokratyzacja kraju poprzez zmianę zasad finansowania polityki, po czym w perspektywie dwudziestu lat wzrost znaczenia ruchów politycznych elit intelektualnych kraju na scenie politycznej. Zwiększą one nakłady na naukę, po czym nasze dzieci być może będą kształcić się w polskich uczelniach na światowym poziomie.
Najbliższe 3- 4 dekady to wegetacja kraju w peryferii europejskiej cywilizacji. Wegetacja Polski z której trwa masowa migracja zawodowa młodych pokoleń do sąsiednich krajów. Od 2020 roku Polska będzie krajem schyłkowym, jednym z europejskich PIGS, z racji nożyc demograficznych i ubytku demograficznego wywołanego migracjami.
Polska AD 2030 będzie wówczas krajem spauperyzowanych emerytów, jeszcze większych slumsów w centrach miast. Historyczne centra upadną w wyniku niekontrolowanego urban sprawl, rozlewającej się urbanizacji wywołanej terenochłonnością motoryzacji masowej. Istotne będzie tylko kilka centrów wielkomiejskich do których przeniosła się z prowincji młoda elita intelektualna, młoda klasa kreatywna. Peryferie będą obumierać i wyludniać się. Polska będzie ścigać się w rozwoju z krajami Ameryki Łacińskiej, co już ma miejsce obecnie. Już teraz została prześcignięta przez kraje azjatyckie.
Już dziś wizyta w miastach nadgranicznych pokazuje że po polskiej stronie trwa slumsyfikacja budynków komunalnych. Całe dzielnice zamieniają się w getta. Gettem i slumsem jest pełne socjalnych kamienic śródmieście Bydgoszczy, na zachód od ul. Gdańskiej. Późnymi wieczorami boją się tam chodzić nawet „karki”, nie znające miejscowych. Egzystuje podziemna kultura, przyjeżdżają didżeje i muzycy oferując tą samą muzykę której słuchają młode pokolenia Brytyjczyków.
Przybywający z rzadka do polskich gett artyści wydają się temperować pełną agresji i brutalności kulturę młodych pokoleń wychowanych na polskich gettach. Wydają się podziwiani, ich utwory, szerzej nieznane, są znane publiczności. Tańczą naćpane twardymi narkotykami „karki”, ktoś poszukuje sztucznych narkotyków. Deadly Hunta nawija, sobotnia impreza na polskim getcie.
Można obserwować kuriozum: oto oparta na amfetaminie kultura polskich gett styka się z kulturą marihuany. Mówiący coś od sensu dresiarze przed klubem chcą być może i mili, ale rozmawiają jak po zażyciu twardych narkotyków. Bardzo natarczywie każą nam, ich rozmówcom, wskazać miejsce namalowania obrazu, graffiti, na murze przez ich kolegę jakieś lata temu, tymczasem miejsce to, jak sami mówią, zostało zamalowane.
Nie wiadomo, czy to diss- rodzaj współczesnej rozbudowanej kpiny. Czy też należy się martwić że oto naćpany dres sklepie (pobije) nas za to że nie wiemy gdzie jego kumpel coś kiedyś namalował. Natrętnego rozmówcę zabierają koledzy. „Dawaj komórkę, kasę i spodni” to rodzaj getcianego wyrazu uznania dla naszych spodni, oto miejscowi tak żartują. Polskie getta nie są groźne jeśli umiemy się odnaleźć w tej kulturze.
Ogromne obszary polskiej rzeczywistości są nieopisane, także dlatego że mało kto z piszących ma z nimi kontakt i się tam wybiera. Przerażająca część polskiego społeczeństwa żyje nieopisana. Getta straszą w położonej po przeciwnej stronie Wisły części śródmieścia. Jakiś rok temu chaotycznie rozrastające się slumsowisko mieszczące bazar swoimi mackami bud weszło nawet na perony przyległego dworca. Dziś tego slumsowiska już nie ma, ale są kolejne getta. W całym kraju. To one mogą być nowym tyglem który nieoczekiwanie zaskoczy nas w przyszłości.
Inne tematy w dziale Polityka