Harcownik Harcownik
661
BLOG

Matka Renata z Krakowa - przypowieść o obyczajach.

Harcownik Harcownik Polityka Obserwuj notkę 2

 

Była sobie pewna matka Renata z Krakowa, która miała dwoje nieznośnych bachorów. Nieznośnych dla otoczenia, albowiem dla matki Renaty byli najwiekszymi pieszczochami i oczkami w głowie. Jeden to mały Stefek, na którego koledzy z podwórka wołali Muchozol, bo lubił wyrywać muchom skrzydełka. Drugi to Rudzik przezywany przez kolegów Donaldem. Mały Donald tylko by się bawił, całymi dniami ganiał za piłką. Zabawę miał we krwi, podobnie jak kłamstwo. Zawsze oszukiwał wszystkich, nawet kolegów. Matka Rudka nie wstydziła się jednak za swoich synów. Wręcz przeciwnie zawsze i przy każdej okazji stawiała ich za wzór cnót wszelakich. Nawet nigdy nie przyszło jej do głowy tłumaczyć się za obrzydliwe i cyniczne kłamstwa małego Rudzika, to nie leżało w jej stylu. Zawsze podkreślała, że to dobrze, że chłopak ma wielką wyobraźnię, a poza tym to jeszcze dziecko. Wszystkim, którzy zwracali jej uwagę mówiła: Odczepcie się, bo na pewno nie jesteście lepsi. W duchu dodając: Pewno same k..wy i złodzieje, jakby tak dobrze poszukać. Stefek był odważniejszym dzieckiem i bardzo agresywnym, chyba odziedziczył to po matce. Podejrzewano u niego ADHD, ale matka Renata nigdy, wręcz przenigdy nie zgodziłaby się na badania mimo, że wielu obiektywnych lekarzy jej to zalecało. Stefek lubił brylować w towarzystwie, ale gdy poruszano poważne tematy był zawstydzająco nudny, wtedy wyjątkowo się uspokajał, milczał i był wręcz nieobecny duchem. Takie chwile spokoju zdarzały się Stefkowi  jednak bardzo rzadko.  Matka Renata z sentymentu za czasami, kiedy była młoda mówiła na Stefka pieszczotliwie mój mały gomółka. Być może z tego powodu, że gdy Stefek, miał napad szału to z ust toczył pianę. Gdy się wkurzył biegał po okolicy i krzyczał: obrzydliwość, prowokacja, nikczemność - to ulubione słowa Stefka, wyniesione zapewne z rodzinnego domu.

Kiedyś pewnego razu Matka Renata szła ze sklepu z bachorami. Nagle, ni z tego, ni z owego mały Stefek rzucił się z łapami na inną dziewczynkę, która akurat stanęła na jego drodze. Podobno za blisko podeszła, czy też próbowała zagadnąć Stefka - cholera wie jak to było. W każdym bądź razie wtedy doszło do małego incydentu. Rudzik zasłonił z przerażenia oczy rączkami i najchętniej skoczyłby do szafy (zawsze reagował w ten sposób na sytuacje stresowe), ale teraz niestety znajdował się na ulicy. Rudzik zasłonił więc tylko oczy i powiedział w kierunku Stefka: Afee brzydalu. Był wyraźnie niezadowolony z zachowania swojego braciszka … albo jak zwykle udawał, gdy patrzyli na niego obcy ludzie. Matkę Renatę bardzo to zdenerwowało, krzyknęła wręcz na Rudzika: Rudzielcu natychmiast przeproś Stefka, bo inaczej zostawię cię na ulicy! Zobaczysz przyleci wielki zły Kaczor i cię zje. To zawsze działało. Mały Rudzik mało nie popuścił w spodenki ze strachu, ale zrobił skrupulatnie to, co matka Renata kazała, bo bardzo bał się Kaczora. Koledzy z klasy zawsze darli łacha z Rudzika Donalda krzycząc uważaj Rudzik twój kaczor już się zbliża, już puka do twych drzwi. Rudzk wtedy znikał w szafie na całe godziny a nawet dni i długo trzeba było, go przekonywać, że kaczor, co prawda był, ale już sobie poszedł. Rudzik, przez kaczora nie spał dobrze a nawet raz przez sen i najprawdopodobniej musowo w gorączce mamrotał coś o małym pistoleciku, z który Kaczor zawsze nosi przy sobie. Był święcie przekonany, że dla Kaczora zabić to jak splunąć. Lekarze mówili, że strach przed ośmieszeniem Rudzik kompensował sobie konfabulacją, dlatego kłamał jak najęty. Pewnego razu naopowiadał takich głupot i narobił takiego sztrymu, że całe osiedle było wręcz oburzone. Wybuchł niezły skandal. Jedynie matka Renata udawała, że nic się nie stało i powtarzała stanowczo swojemu dziecku: Siedź cicho, olej to i nic się nie odzywaj! My jesteśmy nowocześni, mamy zawsze rację i nikomu nie musimy się tłumaczyć a zwłaszcza temu osiedlowemu bydłu.

Bydło to było ulubione określenie wrzeszczącego dziadka Bronka. Dziadek Bronek był podobno kiedyś profesorem, ale na starość wszystko mu się już pomieszało i pokićkało. Zupełnie nie pamiętał, kto za okupacji strzelał i do kogo strzelano. Opowiadał wtedy, że bardziej bał się Polaków, niż Niemców. Całkowicie zdziecinniał, więc nie dziwota, że z bachorami matki Renaty miał wspaniały kontakt. Nadawali na tym samym poziomie, Dziadek Bronek nieustannie opowiadał o swoich wojennych i powojennych wyczynach, na przykład o tym jak z polskiego obozu śmierci uciekł kominem. Ale to już historia na zupełnie inną opowieść.

Harcownik
O mnie Harcownik

Grafika z akcji #GermanDeathCamps. fot. Tomasz Przechlewski / CC 2.0 Akcja SEAWOLF - konkretny wymiar pamięci.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka