Do napisania tej notki zmusiła mnie dyskusja, jaka toczy się wokół aukcji mającej odbyć się w niemieckim domu aukcyjnym Ulrich Felzmann Briefmarket Auktionen w Duesseldorfie.
Najłatwiej wydaje się pieniądze publiczne.
Minister już wydał odpowiednie upoważnienia do zakupu.
Cena wywoławcza wynosi 190 000 Euro.
Moim zdaniem cena wywoławcza jest zbyt wygórowana, dlatego przed zakupem warto się potargować. W niektórych krajach brak targów może być potraktowany za obrazę wobec sprzedającego. W tym przypadku targowanie jest utrudnione, bo mamy do czynienia z aukcją.
Niemniej jednak można, zamiast ogłaszać wszem i wobec, że są już przydzielone odpowiednie środki na zakup kolekcji, można starać się wpłynąć na sprzedającego i na pośredniczący dom aukcyjny.
Wszystko oczywiście w granicach prawa.
Może to spowodować obniżenie bardzo wysokiej ceny wywoławczej, a może nawet spowoduje odzyskanie dla państwa polskiego części listów.
Po pierwsze można wskazywać na wady przedmiotu sprzedaży. W tym przypadku możemy mieć do czynienia z wadami prawnymi. Podnoszone są wątpliwości, czy sprzedający jest właścicielem, a tym samym czy ma prawo sprzedawać kolekcję jako całość lub jej pojedyncze egzemplarze.
Skoro żyją jeszcze adresaci niektórych listów, to zapewne żyję jeszcze jakiś nadawca listu. Nadawca listu jest jego właścicielem do momentu doręczenia listu adresatowi.
Państwo powinno wykluczyć możliwość zakupu listów od pasera. To byłoby niemoralne i psułoby obyczaje. W prawie polskim istnieją odpowiednie przepisy, które regulują kwestię dotyczącą znalezienia rzeczy porzuconych. Odpowiednie przepisy regulują także kwestie dotyczące rzeczy skradzionych.
Nie przesądzam jak jest w tym przypadku. Wymaga to jednak ustalenia. Bowiem posiadacz listów nie może sprzedać rzeczy, której nie jest właścicielem. Nabyć własność może przy spełnieniu określonych warunków będąc przy tym w dobrej wierze.
Wiele osób boleśnie na własnej skórze przekonało się jak to jest, gdy kupuje się np. samochód od osoby nieuprawnionej. Byli w dobrej wierze, a jednak nie nabyli własności samochodu.
Prawo niemieckie w tych kwestiach jest podobno bardziej rygorystyczne niż prawo polskie.
A aukcja podlega przepisom prawa niemieckiego. Sprzedaż rzeczy przepisom prawa państwa, w którym rzecz się znajduje.
Możliwe, że sprzedający jest właścicielem, pozostają jednak dalsze wątpliwości.
Innym problemem jest kwestia dotycząca tajemnicy korespondencji. Skoro żyją adresaci to niezależnie od tego ile czasu upłynęło, treść listu objęta jest tajemnicą korespondencji.
Wątpię by nadawcy wyrazili zgodę na upublicznienie treści. Byłoby to zbyt karkołomne założenie.
Następna kwestia to, kiedy przedmioty te opuściły Polskę. W świetle przepisów ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, rzeczy te (razem, jak i każde z osobna) mogą być uznane za zabytek. Wywóz takich przedmiotów po 1999 roku bez zezwolenia stanowi przestępstwo i jest to podstawa do domagania się ich zwrotu. Możliwa jest restytucja zabytków wywiezionych niezgodnie z prawem z terytorium Polski. Takie rzeczy mogą ulec nawet przepadkowi.
Zamiast chwalić się wyasygnowaniem odpowiedniej kwoty, może lepiej jest wykorzystać wszystkie środki do ustalenia, czy jest podstawa do płacenia i jaki jest status prawny oferowanych przedmiotów.
Może się okazać, że po zakupieniu kolekcji, odnajdzie się jakiś nadawca, który będzie miał prawo domagać się zwrotu swojego listu.
Kto będzie wtedy odpowiadał za niewłaściwe wydatkowanie pieniędzy publicznych?
Inne tematy w dziale Polityka