Jeden kontekst ujawnionej sprawy senatora Piesiewicza jest bardzo istotny – możliwość szantażu. W każdym momencie swojej służby publicznej, senator Piesiewicz mógł się spodziewać, że w jego pobliżu pojawi się jakiś osobnik i pokaże zachowaną fotkę, nie zniszczony filmik.
Przed ważnym głosowaniem, w trudnym dla "kogoś" (innego) momencie – by właściwie zagłosował, by zabrał głos w programie jednym czy drugim – jako autorytet. Gdyż życiorys dla opinii publicznej senator miał nieskazitelny. I zabierał głos wielokrotnie, także w kwestii lustracji i archiwów IPN.
Dlaczego senator Piesiewicz natychmiast gdy się dowiedział, że jego "spotkania towarzyskie" zostały utrwalone cyfrowo nie zrezygnował z funkcji publicznych?
Dlaczego pozostał senatorem? Dlaczego w dalszym ciągu występował w mediach i zabierał głos w ważnych dysputach?
Gdy zobaczyłem fragment nagrania, natychmiast przypomniałem sobie artykuł Tomasza Pompowskiego w Dzienniku z roku 2006, z okresu dyskusji o konieczności lustracji - „Wielkość i słabość dawnej opozycji”. (polecam lekturę).
Dawniejsi bohaterowie, mający wielkie zasługi dla Polski, mający również ludzkie słabości – patrz artykuł – większe i mniejsze, czasem kompromitujące, powinni w III RP zająć się pracą zawodową, usunąć z życia publicznego i pozostać niejednokrotnie bohaterami.
Dlaczego tego nie uczynili?
I nie wiemy, kto zabierając głos, czyni to z pełnym przekonaniem, gdyż ma takie a nie inne poglądy i przekonania. Nie wiemy, czy nie ulega naciskom, czy nie ulega brutalnie mówiąc szantażowi.
Ile zdjęć i nagrań, ile filmów pozostało z czasów PRL.
A życie seksualne opozycjonistów to tylko jeden aspekt sprawy. Powodów szantażowanie może być wiele.
„W stanie wojennym wielu opozycjonistów było zmuszonych ukrywać się przed ścigającą ich milicją. Często zmieniali mieszkania. Jeden ze znanych działaczy "okradł trzy mieszkania, w których się ukrywał. To maniak muzyki rockowej. Po jego pobycie zniknęły płyty. Oczyścił mieszkania z 500 albumów" - napisał esbek w informacji o rozpracowywanym solidarnościowcu. Dziś pełni wysoką funkcję w jednej z liczących się partii politycznych.
Oto jeszcze jeden fragment artykułu Tomasza Pompowskiego -
"Funkcjonariusze wiernie dokumentowali przede wszystkim to, co opozycjoniści chcieli ukryć przed przyjaciółmi, rodziną czasem władzami. Bezpieka bezwzględnie wykorzystywała naiwność młodych, którzy często sądzili, że nikt ich nie widzi. Inwigilacja trwała w niektórych przypadkach nawet przez całą dobę" - mówi John Keller, autor monografii na temat Stasi. Przed szarymi studentami uniwersytetów rysowała się możliwość odegrania historycznych ról. Nazwy ich organizacji opozycyjnych za Wolną Europą powtarzały media niemal w całym zachodnim świecie. O zamykanych w więzieniach zaczęły się upominać organizacje działające na rzecz poszanowania praw człowieka. Do opozycji popłynęły strugą pieniądze od zachodnich instytucji i osób prywatnych. Pokus przybywało. Wieczorne spotkania działaczy podziemia przeciągające się do późnych godzin nocnych owocowały nowymi związkami damsko-męskimi. Kronikarze ze Służby Bezpieczeństwa skrupulatnie odnotowywali te wszystkie fakty. Nie interesowały ich "wiersze miłosne", jak starają się nas przekonać dziś niektórzy opozycjoniści. W pracy operacyjnej liczyło się zdobycie materiałów kompromitujących. Wszędobylskie kamery i aparaty fotograficzne oficerów trafiały nawet do sypialni "w domach z betonu".
I w tym miejscu należy postawić kropkę, ale na koniec zapytać o sens słów Czesława Kiszczaka o „porządnych ludziach”, których widzi w telewizji.
Czy to nie jest bardziej wyrafinowana forma szantażu?
cytat z jego słów ..
„Przez związki zawodowe szły do Polski pieniądze. Kanały były opanowane przez polski wywiad. Podwładni mnie namawiali, żeby te pieniądze zbierać na Skarb Państwa. Ale po co? Wiedzieliśmy, ile pieniędzy przychodzi, do kogo idą, na co są rozdzielane”
i następnie rzuca poważne oskarżenie:
„Ludzie na dole wydawali po 10, 20 dolarów. To były wtedy duże pieniądze. A część z tej pomocy, jak mi meldowali podwładni, szła do kieszeni. Z tego tytułu podobno niektórzy mają dziś duże majątki.”
Wielkość i słabość dawnej opozycji – dlatego też, pełna lustracja osób publicznych była i jest konieczna. I to jest wniosek z bardzo smutnej sprawy senatora Piesiewicza.
Wbrew słowom reżysera Kutza czy specjalisty od wizerunku Eryka Mistewicza, senator już się nie podniesie. Niezależnie od umiejętności Mistewicza, Tymochowicza czy innego szarlatana "wizerunkowego.
Nie przesądzam skali winy senatora Piesiewicza. Ważne jest, czy są kwity. Na niego właśnie ujawniono. Czy są spreparowane? Nie mnie osądzać.
Inne tematy w dziale Polityka