Otwieram Gazetę Wyborczą, a na jedynce krwisty tytuł
Kogo z kim nieprzyzwoicie się prowadza? ? PiS z SLD.
Czytam:
„PiS i SLD pozornie dzieli wszystko. Dla partii braci Kaczyńskich postkomunistyczna lewica to uosobienie zła wcielonego. W ocenie Sojuszu rządy PiS to śmiertelne niebezpieczeństwo. Nieprzekraczalny, wydawałoby się, rów wykopała śmierć Barbary Blidy.”
Czy oni coś tam ćpają na tej Czerskiej?
Kiszczak człowiek honoru – gdzie o tym można było przeczytać? Jaruzelski przyjacielem Michnika – pisano w tym samym organie.
A ile śmierci, ile ofiar winno dzielić opozycję salonową od komuny?
Czytam w artykule giewu dalej::
„A jednak obie partie zmierzają do zawarcia sojuszu. (…) O politycznym sojuszu mówią już głośno.”
I dalej
„….zaś Aleksander Kwaśniewski zauważył, że w PiS jest grupa pragmatycznych 30-latków, którzy "nie przywiązują już takiej wagi do przeszłości i historii"
Zajrzyjmy do „Lewy czerwcowy” – Kaczyński wspomina:
Jaki mieli przygotowany kolejny ruch po rozwiązaniu PZPR? Kapitalistyczna partia dobrobytu?
„Ich idealnym scenariuszem, wiem to na pewno, było rozwiązanie PZPR i stworzenie sojuszu - w skrajnie optymistycznym przypadku nawet jednej partii - z lewicową elitą „Solidarności". W sierpniu '89 pijaniusieńcy Kwaśniewski i Szmajdziński, obecni posłowie SLD, chodzili po „reżimówku" [osiedle koło Wilanowa zamieszkałe przez nomenklaturę - red.] z wódką od mieszkania do mieszkania i przechwalali się, że „już niedługo będziemy z Michnikiem w jednej partii". Było to wtedy, gdy powstawał rząd Mazowieckiego.”
No to chyba super, to dzisiejsze info – ostatni rów zasypany, ostatni sojusz zawarty, historyczny podział na śmietniku historii, jak nie przymierzając UD – UW, jal demokraci pl.
Przecież, jeżeli prawdą jest to info, to Michnik z Urbanem winni przez bity miesiąc nie wyłazić z knajpy. Urban mógłby na koniec spłynąć rynsztokiem Czerskiej. To byłby niezły widoczek, może jakiś fotograf by się trafił.
To jeszcze jeden fragment:
Czy forsując Mazowieckiego na premiera liczył Pan na rozbicie „kawiarni" i podział lewicy?
Przede wszystki liczyłem na powstrzymanie Geremka, byłem bowiem przekonany, że gdy on i jego grupa „dorwą" się razem z czerwonymi do władzy, to piłą się ich od niej nie odetnie. Był tylko jeden wybór: Geremek lub Mazowiecki. (…) Dlatego np. musiałem stoczyć trzygodzinną „bitwę" z OKP o przeprowadzenie Mazowieckiego na premiera.
To przykre, że w tak historycznym dla Polski momencie wybór był między ludźmi wyrosłymi w żywiole kompromisu z PRL.
Bo taką mieliśmy historię, proszę panów, lepszą niż inne demoludy.
Ale można było się obawiać, że Mazowiecki nie zerwie ciągłości z PRL-em?
Ale było to lepsze niż jawny sojusz z PZPR, który forsował Geremek. Oto scena z czasów powstawania rządów Solidarności w sierpniu '89: Kuroń spotyka mnie w dolnej palarni w sejmie (nie chciał iść do restauracji, bo bał się, że będzie atakowany za pokazywanie się ze mną): „słuchaj nie ukrywam, że Bronek powinien to prowadzić [organizowanie rządu - red.], ale jak ty prowadzisz, to niech i tak będzie. Ja bym tylko chciał, żebyśmy się dogadali". W jakiej sprawie? - pytam. „Olek musi być wicepremierem". Przytaknąłem.
Pomyślał Pan, że jak Olek - to Hali?
Tak. Upewniłem się jednak: jaki Olek? l co odpowiedział Kuroń?
„Jak to jaki? Kwaśniewski!". Zatem ten sojusz był tak zaawansowany, że oni już podzielili się tekami.
Może dawali tekę Kwaśniewskiemu, żeby PZPR podzieliła się na reformatorów i beton?
Dawali tym, z którymi się skumplowali. Kuroń przemawiał do mnie tak, jakby myślał, że „Olek" to również mój kumpel.
Dlatego proponuję luzik. Proponuję lekturę. Czego?
Np. jak Friszke plecie duby smalone o Kuroni, Michniku i całej tej lewackiej ferajnie w „Anatomii buntu” wyd. Znak. Niestety Strzembosz i Wieczorkiewicz nie żyją, zmiażdżyliby te mity i legendy salonowe.
Proponuję dla zdrowia psychicznego i dla równowagi "Kryptonim Gracze" – zacne wydawnictwo IPN. I coś na deser – „Twórczość obca nam klasowo”, wiele anegdot, zebranych przy stoliku kawiarni PIWu. Łącznie lekko licząc prawie trzy tysiące stron dobrego formatu.
„Jak wynika z materiałów agenturalnych, grupa pisarzy odwiedzających kawiarnię PIW-u2 gromadząca się przy stoliku Antoniego Słonimskiego to: Jan Józef Lipski, Paweł Hertz, Witold Wirpsza, Adam Ważyk, Jerzy S. Sito, Andrzej Dobosz, Roman Karst, St[anisław] Dygat, Mieczysław Jastrun, Jerzy Andrzejewski, J[an] Kott. Spotkania odbywają się codziennie przed południem, wieczorami często pisarze ci odwiedzają SPATiF. Oprócz spotkań warszawskich widują się oni w Domu ZLP w Oborach k. Konstancina, gdzie spędzają weekendy.
Grupie tej „kibicuje" w sposób aktywny Stefan Staszewski.
Pisarze ci przy swoim stoliku kawiarnianym stanowią dość hermetyczne grono i niechętnie tolerują nowe twarze. Ten zamknięty, ekskluzywny charakter uwidocznił się jeszcze bardziej od czasu Listu 34.
Z przypadkowych, mniej regularnych gości PIW-u do towarzystwa są dopuszczani ludzie żywiący podobne przekonania, jak np. Leopold Tyrmand czy Melchior Wańkowicz, rzadziej odwiedzający tę kawiarnię. Bywająca w PI W-ie młodzież literacka odnosi się do grupy raczej niechętnie, z pewną dozą ironii. Poglądy wyrażane przez grupę nie wychodzą poza jej skład, wiadomo tylko, że pisarze ci stanowią ośrodek opozycji wobec obecnego stanu rzeczy w sprawach literatury.
Rozmowy krążą wokół plotek i wiadomości przynoszonych do kawiarnianego stolika. Oczywiście w ciągu ostatnich tygodni generalnym tematem była sprawa …”
ps. sorki za format i inne drobiazgi, ale notatka powstałą w kwadrans, propza życia, biegnę na ostatnie sanki :)) sorki ponowne
Inne tematy w dziale Polityka