„ Otóż, gdy przyjrzymy się temu wszystkiemu dokładniej wyjdzie na to, że wszyscy ci piewcy otwartości i tolerancji stają się sekciarzami, ortodoksami i fanatykami prawdy, gdy tylko ktoś dotknie czegoś, co ich naprawdę obchodzi. Najczęściej – gdy ktoś dotknie ich nadętego ego...”
O ortodoksach i fanatykach prawdy pisze w znakomitym tekście Tad9. Tak się składa, że kilka dni temu kartkowałem Sandauera (przypominałem sobie parafrazę (plagiat) Miłosza – kto by pomyślał - Miłosz ściągał ) – i natknąłem się na fragment o Tygodniku Powszechnym i ortodoksach z Kużnicy.
„Mieliśmy niedawno okazję podziwiać redaktora Jerzego Turowicza, jak w paschalnym numerze „Tygodnika" odbierał karną defiladę b. kuźniczan; z boku, na trybunie honorowej, stal Stefan Kisielewski i zacierał z diabolicznym uśmiechem rączki: z heretykiem manewr się, co prawda, nie udał, za to udał — z ortodoksami.
Ci ostatni zdążyli bowiem w ciągu lat trzydziestu wyemigrować — jedni do Stanów Zjednoczonych, gdzie międlą dla odmiany o „toposach" i „archetypach", inni — do „Tygodnika Powszechnego", gdzie — międlą również. Co do „młodego krytyka" — zamieszcza on po staremu płatne w złotych polskich artykuły na łamach prasy „rządowej", po staremu też „zdobywa się na maximum szczerości i śmiałości" — ku mniejszemu, co prawda, entuzjazmowi Stefana Kisielewskiego. Ilekroć ten miałby ochotę się nim pozachwycać, wnet rozlegają się w oddali ciężkie kroki groźnego profesora katolicyzmu i grzmiący głos Jerzego Turowicza przygważdża wesołka... itd., itd.
Słowem, skończone z flirtami! Wszystkie lufy „Tygodnika" skierowały się w pierś tak niegdyś „sympatycznego Sandauera". Pomińmy już wytkniętą nieśmiało w felietonie Wiek dojrzały i natychmiast cofniętą lufeczkę Antoniego Słonimskiego: drobiazg ten świadczy jedynie o zatracie umiejętności logicznego rozumowania …”
Któż w salonie wie czymże była łódzka Kuźnica – gdyby zajrzał do Wikipedii przeczyta – „Kuźnica kontynuowała artystyczne tradycje XIX – wiecznego realizmu. Było to pismo opiniotwórcze. Prowadzono w nim dyskusje na temat statusu inteligencji.”
Dobre …
To prawie tak samo, gdy w encyklopedii szachowej wydanej w Polsce w 1987 roku (SIC!) pod hasłem Stalin czytam:
„Stalin Józef (Josif) (1979 – 1953) – właśc.. J.W Dżugaszwili, działacz rosyjskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego, mąż stanu, generalissimus, od śmierci Lenina przywódca rządu i partii ZSRR. W chwilach wypoczynku chętnie grywał w szachy. Z licznych publikacji w prasie i wydawnictwach znana jest wygrana przez Stalina partia szachów z Jeżowem, szefem GPU. Oto jej przebieg … „ (Szachy od Ado Z, strona 1140)
Ale o Kuźnicy to tylko dygresja – karna defilada kużniczan - pisze smacznie Sandauer - zatrzymajmy się przy lufeczce Słonimskiego. Kto wie, że Słonimski to kilkuletni pryncypał Michnika?
Michnik pisze - (Wyznania nawróconego dysydenta s.5 - 43) :
„Pan Antoni wielbił Mickiewicza i Prusa, Żeromskiego i Conrada. I każdorazowo buntował się przeciw możnym tego świata. Łączył w sobie ciągłość tradycji narodowej z duchem nonkonformistycznego sprzeciwu. Był pisarzem zdrowego rozsądku i emocji zdyscyplinowanych. Bał się tego, co w kulturze mroczne i mętne, wymykające się kontroli rozumu i serca. Od tego był już tylko krok do faszyzmu.
Słonimski był jednym z pierwszych, którzy poprawnie rozpoznali jego naturę. Faszyzm był dlań uosobieniem tego, co najbardziej trucicielskie i barbarzyńskie w Europie, a zarazem zrodzone z mętnych myśli i mętnych sentymentów. Dlatego tak uporczywie bronił jasności, racjonalizmu, precyzji myślowej...”
Faszyzm był dlań uosobieniem tego co najbardziej trucicielskie i barbarzyńskie, był jednym z pierwszych którzy poprawnie rozpoznali jego naturę… nie będę cytował wierszy Słonimskiego, w których pisze chociażby "Słów nam potrzeba co budują, Co dźwięczą sierpem, dzwonią młotem" a następnie pisze o zaplutych redaktorach, którzy smażą się w emigracyjnej smole .. a tymczasem Michnik - donosi w ramach swej polityki historycznej - "Każdorazowo buntował się przeciw możnym tego świata" :))
i dalej
„Słonimski znakomicie rozumiał potrzebę autorytetów moralnych: byli to dlań Ossowscy i Maria Dąbrowska. Gdy ich zabrakło, miał poczucie, że to jemu przypadła teraz pałeczka w sztafecie. I zachowywał się w taki sposób, by temu wyzwaniu sprostać. Rozglądał się też za następcami wśród młodych. Kimś bardzo dlań ważnym był Czesław Miłosz. Ogromnie szanował Zbigniewa Herberta. Darzył miłością szczególną Leszka Kołakowskiego i Tadeusza Konwickiego.”
Może znajdę w końcu chwilę czasu by te miłości michnikowe potropić, szczególnie stalinowca Konwickiego, ale zatrzymajmy się przy Miłoszu – ponownie sięgam do Sandaurea, który kpiąc z nawrócenia Słonimskiego - gdy tenże zaczął już karnie defilować w demokratycznym szeregu - pisze:
„Wpadł mi ostatnio w ręce numer 307 „Trybuny Ludu" z 1951 r. Znajduję tam artykuł Odprawa: jest to bardzo ostra inwektywa Antoniego Słonimskiego przeciw pewnemu pisarzowi polskiemu, który — zamiast wracać do kraju — wolał pozostać na Zachodzie. Oszczędzę czytelnikowi przytaczania całości: ma ona cztery strony maszynopisu. Poprzestanę na zacytowaniu niektórych tylko ustępów. Co znajduje się między kropkami, czytelnik łatwo się domyśli: to samo, co przed nimi i po nich.
„Judzisz przeciwko planowej pracy, która ogarnia coraz szersze masy ludu polskiego, godzisz w budowę fabryk, uniwersytetów i szpitali, wrogiem jesteś robotników, inteligentów i chłopów, którzy po raz pierwszy w historii naszego kraju stanęli do walki o obalenie wyzysku i krzywdy ustroju kapitalistycznego [...] Słowo twoje, jeśli tu dociera, przyjaźnie brzmi w szynkach szmuglerskich, w knajpach aferzystów, sprzymierza się z chuligaństwem, usprawiedliwia nierobów i awanturników, czekających na nową wojnę światową jako na jedyną szansę ich bankructwa życiowego, raduje byłych wyzyskiwaczy, ośmiela sabotażystów, rozgrzesza skrytobójców." Itd., itd.
Jak widać z powyższego, Antoni Słonimski się rozwija. Tylko tak dalej!”
Tylko tak dalej – wróćmy więc do Michnika –Słonimski tak bardzo się rozwinął:
„Maria i Stanisław Ossowscy, Marian Falski i Tadeusz Kotarbiński, Maria Dąbrowska i Antoni Słonimski — ten krąg ludzi wyznaczał standardy moralne „warszawskiej inteligencji" i patronował Klubowi Krzywego Koła w latach 1957-1962.”
(dygresja – tenże Falski – od Ali i kota, gdy miał bronić na UW Michnika, gdy poznał jego poglądy, był dość mocno przerażony)
Michnik pisze dalej … „Słonimski znakomicie rozumiał potrzebę autorytetów moralnych: byli to dlań Ossowscy i Maria Dąbrowska. Gdy ich zabrakło, miał poczucie, że to jemu przypadła teraz pałeczka w sztafecie. I zachowywał się w taki sposób, by temu wyzwaniu sprostać. Rozglądał się też za następcami wśród młodych. Kimś bardzo dlań ważnym był Czesław Miłosz.” – kolejna dygresja - Miłosz, czy to nie ten polski pisarz, o którym Słonimski pisał – patrz wyżej judzisz … słowo twoje sprzymierza się .. ośmiela sabotażystów, rozgrzesza skrytobójców … i wróćmy do Michnika -
„ Mówię tu o zjawisku trudnym do uchwycenia — o sekrecie autorytetu moralnego środowiska warszawskiej inteligencji. Autorytetu moralnego nie można ani zadekretować, ani wymusić — powstaje on w dziesiątkach tajemniczych sytuacji międzyludzkich, zawsze trudnych, konfliktowych, skażonych dwuznacznością. Autorytet łączy w sobie materialną bezsilność z moralną mocą, zmysł umiaru z cywilną odwagą, wysoką pozycję w hierarchii zawodowej z mądrością serca. Antoni Słonimski należał do ludzi posiadających taki autorytet. Mimo nader dwuznacznego stosunku do stalinowskich władców.”
Fakt - Słonimski miał nader dwuznaczny stosunek do stalinowskich władców, bardzo dwuznaczny – dzięki Tad za tekst, chociaż straciłem przez niego pół godziny na szperanie po książkach. Piewcy otwartości i tolerancji, byle nie trącać ich ego - wówczas stają się intelektualistami w wersji Johnsona - prywatnie mają wielki kłopot z zasadami głoszonymi publicznie.
Inne tematy w dziale Polityka