"Dziennik zaczął iść za emocjami czytelników, którzy powiedzieli sobie, lepszy będzie poczytalny Tusk, od neurotycznego Kaczyńskiego." - napisał redaktor Wróbel
Szanowny Panie Redaktorze
Rekontrowałem krótko –
"Dziennik zaczął iść za emocjami czytelników, którzy powiedzieli sobie, lepszy będzie poczytalny Tusk, od neurotycznego Kaczyńskiego."
ale pan palnął
nieprawdopodobne"
- tytułem oddałem stan emocji po przeczytaniu Pańskiego wpisu - „szok”
- zacytowałem pańskie słowa – jedno zdanie które mnie z(a)szokowało - "Dziennik zaczął iść za emocjami czytelników, którzy powiedzieli sobie, lepszy będzie poczytalny Tusk, od neurotycznego Kaczyńskiego."
- zwróciłem się do Pana – komentarz bez uzasadnienia - „ale pan palnął”
- i powiedziałem do siebie – „nieprawdopodobne”
Spodziewałem się, że odniesie się Pan do licznych, przeważnie krytycznych komentarzy – ale zapanowała cisza. Rozwinę więc swoją „myśl” zawartą w zdaniu „ ale pan palnął”
Napisał Pan: Dziennik zaczął iść za emocjami czytelników. Nie napisał Pan, że Dziennik zaczął iść za poglądami czytelników. Wyznam, że wolałbym, aby dziennikarze mieli po prostu poglądy, a nie by schlebiali poglądom czytelników i za nimi szli. Ale pal licho.
Nie napisał Pan, że Dziennik spełnia oczekiwania czytelników. Intelektualne, kulturalne, hobbistyczne, pojmowania i widzenia świata. Nie napisał Pan także, że redakcja spełnia oczekiwania właścicieli gazety. A może je odgaduje? Łapie w lot? Gdy zamykano Odrodzenie i gdy zamykano jednocześnie Kuźnicę Roman Werfel wykrzyknął słynne zdanie - „ja wam rzucam myśl, a wy go łapcie”. Ale tego Pan również nie napisał, żadnych myśli nie łapiecie w redakcji – łapiecie emocje. Napisał pan, że Dziennik idzie za „emocjami czytelników”. Czy Dziennik jest tabloidem? Jak jest tabloid po polsku?
I rozpoznał Pan (redakcja?) te emocje czytelników. I zdefiniował - „lepszy będzie poczytalny Tusk, od neurotycznego Kaczyńskiego”.
Tym zdaniem pan przyznał, że Dziennik stanął po stronie Tuska w jego wojnie z Kaczyńskim. OK. – odnotowałem fakt. Ale jednocześnie Tusk jawi się Panu jako osoba poczytalna. A czytelnicy Dziennika? Badali poczytalność Tuska i wydali diagnozę – poczytalny?
Pisze pan, że czytelnicy Dziennika jednocześnie z poczytalnością Tuska uznali, że Kaczyński jest neurotyczny. Odważne.
Wytyczyć linię redakcyjną pisma. Zadanie w przypadku Dziennika banalnie proste. Długoletnią działalność polityczną przekreślić – Kaczyński zaczynał od Biura interwencji KOR Romaszewskiej, trzydzieści lat temu z okładem i wieloletnią działalność Tuska – wypłynął na szersze wody „licząc głosy” podczas nocnej zmiany - (cóż tam całe życie i życiorys, cóż tam czyny) i sprowadzić do zbadania ich osobowości i wydać werdykt. Pierwszy poczytalny, drugi neurotyczny.
Dygresja – Kaczyński jest głównym aktorem, on wybiera kierunki, określa cele, a jak jest z Tuskiem według Pana redaktora? Ktoś go inspiruje? Ma swoje polityczne muzy?
Ten neurotyczny Kaczyński doprowadził do tego, że Mazowiecki został premierem, a następnie dzięki niemu premierem został Olszewski. Wałęsa do dzisiaj nie podziękował, że prezydentem został również dzięki JarKaczowi jak mówi się w Fakcie. Kaczyński spowodował, że w Polsce nie mamy systemu jednopartyjnego – monopartia Michnika i Kwaśniewskiego, przekreślił Geremka plany, by OPK wspólnie z PZPR tworzyły rząd. W Gazecie Wyborczej można było dwadzieścia lat temu przeczytać o Kaczyńskich „Obaj już w latach 70. byli wybitnymi działaczami opozycji. (…) Cechy osobiste: poczucie humoru, inteligencja, upór, skromność i flegmatyczny spokój”. A według czytelników Dziennika - "neurotyczny Kaczyński". Flegmatyczna neurotyczna osobowość.
A życie Tuska, który z przejęciem patrząc w kierunku Wachowskiego mówił „Panowie policzmy głosy” i wkraczał na salony polityczne zredukować do jednego – uznania jego poczytalności ?
Napisałem „ale pan palnął” gdy właśnie takie myśli mi się nasunęły – po przeczytaniu tego jednego zdania – i poznaniu tej przesłanki, że linia Dziennika jest właśnie taka - emocje czytelników.
Pisze pan dalej –
„Tyle że tworzenie gazety jest o niebo bardziej wciągające, niż polityka. Na polu wojny o czytelnika (wojny trudnej, jak się państwo dobrze orientują) bywamy kolektywem. " - w tym momencie wpisuję tytuł notki "Jan Wróbel na polu wojny o czytelnika"
Serio pan to pisze? Myślałem, że dziennikarz – publicysta, felietonista, eseista rzuca myśl, a czytelnicy ją łapią, a tymczasem intelektualista pańskiego formatu – piszę to bez najmniejszej złośliwości - a więc intelektualista pańskiego formatu chce się zredukować do pracownika gazety (nie używam określenia - funkcjonariusza), który „tworzy gazetę” ? Zaczynam wierzyć, że pan nie palnął, a rzeczywiście chce tworzyć gazetę – kierując się emocjami czytelników? A skąd Panie redaktorze biorą się emocje? Kto je wywołuje i kontroluje? Czy nie Nasi Okupanci? Ci którzy przejęli pałeczkę od Żółkiewskiego, Kotta, wspomnianego Werfla od łapania myśli? Koło się zamyka? Kiedyś się mówiło o „inżynierach dusz”. Jak Pan myśli, jaką cenę płacą czytelnicy Dziennika, w tej wojnie o siebie ? Czy zdają sobie z tego sprawę, że jest to sprzedaż wiązana?
Czy podtrzymuje Pan, że tworząc gazetę idzie się za emocjami czytelników, uprzednio rozpoznając osobowości głównych aktorów sceny politycznej?
Czy chociaż na chwilę ten wpis ma szansę zaistnieć na stronie głownej Niezależnego Forum Publicystów ?
Inne tematy w dziale Polityka