Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
68
BLOG

Cień - część II

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 22

Lipiec 2006 roku – chyba najważniejszy miesiąc  w Polsce przed wyborami 2007 roku.

Tak, z pewnością najważniejszy.

Miesiąc zmian w polskiej polityce i w życiu gospodarczym, zmian w kulturze i na rynkach medialnych, dziwnych przejęć, wrogich przejęć, nieuzasadnionych odwołań i jeszcze mniej uzasadnionych nominacji – i to wszystko tak jakoś równocześnie – jakby ktoś stojący w cieniu odgwizdał moment, a słudzy cieni posłusznie wykonali co wykonać mieli. A w tle olbrzymie ruchy finansowe. Rady nadzorcze wielkich spółek. Kontrola mediów. Olbrzymie pieniądze. Teczki!

 

Lipiec 2006 roku

Prezydent Lech Kaczyński z pozornie rozbrajającą głupotą będzie chwalić się za rok: „Kazałem go wyrzucić” – mówiąc o Kazimierzu Marcinkiewiczu, którego  popularność w społeczeństwie dodaje skrzydeł PiS.  Marcinkiewicz nie jest kolegą cieni – jest niebezpieczny, bo zyskuje zbytnią samodzielność i można nad nim utracić kontrolę.

Marcinkiewicz, gładkosłowy, uśmiechnięty, sympatycznie nijaki,  zostaje wyrzucony. Przychodzi Jarosław Kaczyński – ze swoim wrednym głosem, ze swoją nienawiścią do większości Polaków, stale zduszonym bulgotem wściekłości w gardle  i..... w towarzystwie cieni, których rozlokowuje na ministerialnych i wiceministerialnych stołkach, wlokąc za sobą brud koalicji z Lepperem, wspólników biznesowych z czasów uwłaszczania się nomenklatury i lewych interesów PC, i z konkretnym planem-zadaniem pozbycia się tych, którzy dla cieni są niebezpieczni, bo cienie na nich nic nie mają – żadnego haka lub jakość haków jest zbyt słaba.

 

Choćby taki Dorn.

To on zbudował Kaczyńskim partię.

PiS musiał powstać jako czysta nowa partia bez związków ze starymi biznesami Kaczyńskich, w których tkwiło Porozumienie Centrum. Cienie potrzebowały jeszcze trochę czasu by pozacierać ślady pierwszych spółek, porozdrabniać wszystko, pomieszać, sprzedać, poprzelewać pieniądze, przekazać, polikwidować konta, potworzyć nowe nazwy, pozmieniać nazwiska a długi partii Kaczyńskich  wobec państwa umorzyć w ostatniej chwili, tuż przed nominacją nowego rządu – już nienależącego do cieni – w końcu po to się miało ministra skarbu, żeby za pieniądze społeczne zrobić sobie dobrze.

 

A wiecie Wy moi mili, kiedy to Porozumienie Centrum przestało istnieć? Ano istniało ono sobie równolegle z PiS i kręciło swoje lody do lipca 2007 roku.

Tak. Tak.

Przestało istnieć dopiero wtedy, gdy widmo utraty władzy zajrzało cieniom w oczy i trzeba było pozbyć się ostatnich śladów wiodących w przeszłość

 

Ludwik Dorn dał się Kaczyńskim wykiwać jak dziecko.

 

Wysiudany  z biznesów Porozumienia Centrum, w których odnajdujemy niemal wszystkie nazwiska z obecnego BMW Kaczyńskich  ( Gosiewski, Szczypińskia, Czabański, Jasiński, Urbański itp ), zastąpiony jakimiś innymi nazwiskami, jeśli nie potrafił w porę zabezpieczyć swoich interesów, a wszystko na to wskazuje – został dziś z gołą ...

 

I wcale mi nie żal człowieka, który świadomie budował niemoralną potęgę ludzi łakomiących się nie tylko na miliony z uwłaszczenia się na RSW Prasa Książka Ruch, nie tylko drących darmochę z państwa każąc nam, podatnikom zapłacić za PC ten dług , te 700 tysięcy złotych., gdy równocześnie partie Kaczyńskich  otrzymują z naszej kieszeni kilkadziesiąt milionów rocznej subwencji na swoją działalność – ale co szczególnie ohydne, łakomiących się na owe słynne już 300 złotych diety poselskiej i gotowych dla tych 300 złotych kłamać i oszukiwać..

 

Nie żal mi Ludwika Dorna, który podjął się szczególnej roli – przejmując MSWiA -  i której nawet jego stępione obcowaniem z cieniami poczucie moralności w pewnym momencie nie sprostało. Wobec wymagań Jarosława Kaczyńskiego i cieni czekających na rezultaty – Dorn nie miał wyjścia – nie chcąc dopuścić by to jego nazwiskiem opatrzone były wydarzenia, które nieopatrznie przyjął na siebie Janusz Kaczmarek musiał odejść.

 

Dorn upokarzany i poniewierany jak Marcinkiewicz – co sprawia szczególną przyjemność obu Kaczyńskim i wyraźnie widać jak czerpią satysfakcję z poniżania niewątpliwie tyleż lepszych intelektualnie od siebie,  ile mniej cwańszych, mniej pazernych i mniej bezwzględnych  - przystąpił do obrony dobrego imienia własnego i próby ocalenia PiS przed pójściem w niebyt .

 

Nie sądzę by mu się to udało, zwłaszcza, że cienie eskalują swoje groźby wobec Dorna.

Czy.... stać go będzie na powiedzenie prawdy o cieniach....

A on tę prawdę niewątpliwie zna.

Sąd , alimenty, dobre imię.... to jedna, wielka zmyła...To metajęzyk. To szyfr . To rozmowa z cieniami.

 

Chciałam byście wiedzieli, jak korzysta się z ludzi.

 

Ach prawda...artykuł. No tak, ten poruszający, wstrząsający w swojej wymowie artykuł z „Rzeczpospolitej” – jak to się stało, że jeszcze we wrześniu mógł się ukazać?

Widać autorom udało się wyprzedzić tsunami.

Ale o tym  dopiero następnym razem.

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka