Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
102
BLOG

Kompleks Palikota

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 47

 

Marek Migalski, europoseł PiS przywołany do płacenia należnych danin na rzecz PiS i zajmowania się tym, czego sobie życzy prezes jego partii – poczuł się skrzywdzony.

Rozżalony informuje nas, że od dziś przestaje zajmować się Januszem Palikotem, ponieważ niewdzięczna publiczność nie tylko nie uznała wyższości intelektualnie – moralnej Migalskiego nad Palikotem, ale wręcz nazwała Migalskiego „palikotem” Palikota.

Istotnie, tylko wybujała ambicja i chęć przypodobania się swoim szefom partyjnym mogła podpowiedzieć Migalskiemu coś tak absurdalnego, jak to, że jest w stanie dorównać przemyślanym, świadomym, celowym, opartym o doskonalą znajomość socjotechniki, wspartym intelektem, happeningom Palikota.

Wyszło płasko, wulgarnie, wręcz chamsko – ale co gorsza , po prostu głupio.

I nadal, także w dzisiejszym wpisie, wychodzi beznadziejnie.

Migalski opisuje bowiem nie Palikota, nawet nie swoje zaprzestanie zajmowania się Palikotem – Migalski opisuje nam swój potężny kompleks Palikota. Opisuje swój ból i poczucie krzywdy, że przegrał z Palikotem. Wspiera się blogerami Salonu 24, którzy na wczorajszym spotkaniu doradzali mu porzucenie tematu Palikota, tak, jakby identycznych rad, ci sami zresztą blogerzy nie udzielali mu publicznie, na jego blogu, niemal od samego początku obecności Migalskiego w Salonie 24.

Nie potrafi ukryć swojej zawiści wobec Palikota, wobec awansu Palikota w strukturze partyjnej. Ale przede wszystkim z powodu zainteresowania Palikotem mediów, które doskonale zdają sobie sprawę z nośności słów Palikota i starają się pozyskać wypowiedzi posła PO na każdy temat.

Migalski w mediach mógł chwilowo zaistnieć dwa razy ostatnio.

I bynajmniej nie z racji pełnionej funkcji europosła – bo tu Migalski nie ma nic do powiedzenia. Nie tylko od siebie, jako europosła, ale w ogóle niewiele wie o pracach Parlamentu Europejskiego, zadowolony, że dostaje tyle pieniędzy, że stać go na wynajęcie mieszkania w Brukseli, by prowadzić „życie singla”, którego nie obserwują baczne oczy kolegów mieszkających w hotelu dla parlamentarzystów. Obecność w Brukseli wydaje się być Migalskiemu znacznie bardziej fascynująca, niż obecność w samym Parlamencie Europejskim. Można to zrozumieć, bowiem ugrupowanie , w którym są europosłowie PiS jest traktowane marginalnie, nie odgrywa żadnej roli politycznej, nie ma znaczenia w głosowaniach, - a tym samym z jego przedstawicielami nikt nie prowadzi rozmów, nie biorą udziału w żadnych negocjacjach, nie są nawet wprowadzani w kulisy i rozmowy kuluarowe i gdyby nie koledzy z PO, którzy czasem dopuszczą do stolika – to pisowcy nawet nie wiedzieliby za bardzo o czym aktualnie w PE się debatuje.

Ale wracajmy do mediów, a w nich Migalskiego.

Pierwszy raz Migalski zawdzięczał obecność w mediach Palikotowi i ogłoszeniu się jego pogromcą.

Jednakże rychło okazało się, co się okazało, a o czym piszę na początku tego tekstu i Migalskim przestano się interesować.

Drugie medialne „wejście smoka” Migalskiego łączyło się i połączyło go już na zawsze ze słowem (przepraszam, ale użyję w pełnym brzmieniu): nasrane. Konkretnie: nasrane w głowach. Konkretnie mają tak, zdaniem Migalskiego, elity broniące Romana Polańskiego.

Zgadzając się w dużej mierze z oceną Migalskiego co do owych elit, a nawet z zasadnością użycia przez niego słowa dosadnego – nie mogę nie odnotować, że krytyka, jaka dopadła po tym wydarzeniu Migalskiego w głównej mierze pochodziła od ludzi z jego środowiska.

W obawie, by nie kojarzyć intelektualnej awangardy pisowskiej ze słowami spod budki z piwem – żądano od Migalskiego usunięcia użytego już słowa z tekstu na jego blogu.

I coś w tym z racji było – bo istotnie, zapamiętano słowo, zapamiętano Migalskiego powiązanego z owym słowem i...znów o Migalskim zrobiło się cicho.

A sam Migalski stara się, jak może – Kurskiego nachodzą telefonami prostytutki – no to Migalski chwali się, że jego też nachodzą telefonicznie nawet o podobnych czy wręcz identycznych imionach „Sary”, które wszakże prostytutkami, zdaniem Migalskiego, nie są.

Zastanawiam się, czy wchodząc w buty Kurskiego, skoro buty Palikota okazały się na Migalskiego za duże i pogubił się między sznurowadłami – Migalski ma świadomość, że i Kurskiemu do pięt nie dorasta?

Bo Kurski, gdyby nie jego skłonność do notorycznego kłamstwa i nierzetelności – mógłby wykorzystać swoją inteligencję, by stać się Palikotem PiS.

Kurski tak – ale nie Migalski.

 

 

 

 

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Polityka