Nie mam wątpliwości, że zamysł posłużenia się w walce politycznej tajną policją powstał w głowie braci Kaczyńskich dawno temu.
Być może od początku ich działalności w tym, co dziś nazywamy niejako zbiorczo i na wyrost, opozycją niepodległościową, a co nie zawsze nią było. Aktywny udział braci Kaczyńskich w lewicowym, propagującym „socjalizm z ludzką twarzą” KOR u boku Kuronia, Michnika, Macierewicza , zaowocował udziałem obu braci Kaczyńskich w rozmowach Okrągłego Stołu, które jak wiadomo były jedynie realizacją planu dla Polski, wypracowanego wspólnie w cyklu spotkań opozycji z Kiszczakiem, powszechnie znanych, jako rozmowy w Magdalence – w czym brał udział Lech Kaczyński.
Trzynaście lat u boku Lech Wałęsy, kontrolowanie ludzi z najbliższego otoczenia Wałęsy, budowanie własnych wpływów i własnego układu, własnych struktur i własnych biznesów – stawiało braci Kaczyńskich na coraz mocniejszej pozycji.
Lech służył Jarosławowi do „dawania twarzy” - zawsze wypychany na stanowiska, które dawały to, co w polityce najcenniejsze: informację i wiedzę o ludziach. Nie tylko o przeciwnikach politycznych, ale przede wszystkim o tych, których można uczynić posłusznymi sobie narzędziami.
Budowanie tego tajnego imperium stawało się w miarę upływu lat coraz prostsze, bo jeśli nawet Lech Kaczyński robi dziś wrażenie człowieka niezbyt zorientowanego co się wokół niego dzieje, to Jarosław zawsze dbał o to, by otoczyć brata właściwymi ludźmi, którzy wiedzieli w jaki sposób pozyskiwać tę wiedzę, na jakiej Jarosławowi Kaczyńskiemu zależało. Wszystkie funkcje Lecha Kaczyńskiego pełnione przez minione 20 lat takiej wiedzy Jarosławowi dostarczały.
Stała obecność u boku Jarosława Kaczyńskiego postaci niewątpliwie mających związki z tajnymi służbami PRL oraz wymiarem sprawiedliwości PRL Wojciecha Jasińskiego, Andrzeja Kryże, Zbigniewa Wassermanna oraz mającego spore doświadczenie w organizowaniu struktur o charakterze paramilitarnym Antoniego Macierewicza , stanowiła doskonała podbudowę techniczną, pozwalającą na uzyskanie dużego stopnia tego specyficznego profesjonalizmu, jaki niezbędny jest do stworzenia tajnej policji, podporządkowanej wyłącznie J. Kaczyńskiemu.
Sądzę dziś, na podstawie wiedzy, jaka przyniosły minione lata, że zamysł powołania czegoś na wzór SB był realizowany i przybierał różne formy w zależności od rozwoju sytuacji politycznej w Polsce.
Zajmowanie określonych przyczółków, wprowadzanie swoich ludzi wszędzie tam, gdzie były archiwa mogące stanowić kopalnie wiedzy, obsadzanie prokuratur, policji , sądów, ale także spółek Skarbu Państwa i urzędów administracji publicznej przez ludzi desygnowanych przez Kaczyńskich – dziś można bez trudu zauważyć, gdy przegląda się życiorysy ich najbardziej zaufanych współpracowników.
Jednakże w pełni mógł się wykrystalizować, przybierając oficjalną postać, dopiero gdy jeden z braci został prezydentem, a drugi wygrał wybory parlamentarne i mógł tworzyć rząd – a i to dopiero wtedy, gdy pełnię władzy zapewniło Jarosławowi Kaczyńskiemu objęcie funkcji premiera.
Powołanie CBA, jego działalność, struktura, ludzie ściągnięci do pracy – wykazują niezbicie podobieństwa z tym czym była PRLowska Służba Bezpieczeństwa.
Nazwa, mająca na celu zyskanie przychylności Polaków, borykających się z powszechnym w Polsce zjawiskiem korupcji, miała uśpić czujność.
Rzeczywiste ściganie rzeczywistych przestępstw miało zapewnić wiarygodność i uznanie społeczne, zarazem odsunąć podejrzenia co do istoty i charakteru CBA. Rozległa struktura, pokrywająca siecią całą Polskę i dublująca inne instytucje prawa nie wydawała się zrazu Polakom niczym dziwnym, bowiem działał tu mechanizm akceptacji walki z korupcją. O ludziach zatrudnionych w CBA nie wiedziano zgoła nic. Mariusz Kamiński powołany na szefa CBA prezentowany był, jako idealista , człowiek krystalicznie uczciwy, mający piękną kartę opozycyjną.
O jego całkowitym podporządkowaniu braciom Kaczyńskim – wiemy dopiero dziś, chociaż natury owego podporządkowania nie znamy.
Identycznie, jak tworzono SB, tworzono CBA powołując do pracy różnych ludzi – w tym także szumowiny, przestępców, którzy zatracie ich haniebnej przeszłości i stworzenie doskonałych warunków życia umieli docenić, stając się bezwzględnie posłusznymi narzędziami w rękach swoich mocodawców. Zapewne funkcjonował także aparat tajnych współpracowników, pozyskiwanych do współpracy tymi samymi metodami, jakie znamy z przeszłości. Świadczyć o tym mogą szantaże CBA użyte w „aferze gruntowej” a także dość obszernie opisane, ale zapewne nie do końca poznane „sukcesy” agenta Tomka.
Faktem niezbitym jest to, że w CBA znaleźli pracę ludzie ze specyficznego naboru dokonanego przez Mariusza Kamińskiego, co automatycznie niszczy jego starannie budowany obraz uczciwego idealisty. Nabór ten opisuje, zapewne tylko w części, jaką mógł poznać, ale dostatecznie wstrząsającej w swojej wymowie Leszek Szymowski* w tekście „Szeryfowie Kamińskiego”
Podobnie jak SB – CBA powołana została przede wszystkim do walki politycznej, której ośrodek dyspozycyjny , na skutek nieprzewidzianych okoliczności upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego w 2007 roku znalazł się poza oficjalnymi strukturami państwa.
Skutki tej właśnie działalności obserwujemy dzisiaj. Pewnie też tylko fragmentarycznie, na tyle tylko, na ile zostały one ujawnione, wobec konieczności ich wykorzystania przez Jarosława Kaczyńskiego w tej swoistej a zarazem groteskowej probie zamachu stanu, jaką było to, co nazwano znacznie na wyrost „aferą hazardową” i „aferą stoczniową”.
Próba, jak wiadmo, nie udała się, a nitki powiązań aferalnych coraz bardziej w widoczny sposób łączą CBA z Pałacem Prezydenckim, jak chociażby sprawa pojawiającego się przy okazji handlu bronią z prezydentem Gruzji Sakaaszwilim, człowieka prezydenta Kaczyńskiego, Roberta Draby – która to sprawa, nota bene, przypomina czubek góry lodowej.
Jednak otwarte pozostaje pytanie: dlaczego właśnie teraz wybuchły obie afery. Dlaczego właśnie teraz – a nie tuż przed wyborami prezydenckimi w przyszłym roku, kiedy to siła ich rażenia mogłaby być znacznie większa, zważywszy na emocje przedwyborcze?
Sadzę, że Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę, że „ nie dowiezie” CBA do wyborów, bowiem prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie „afery gruntowej” czyli nieudanej, pełnej popełnionych przestępstw i nadużyć uprawnień, prowokacji CBA – zdecydowała się na postawienie zarzutów Mariuszowi Kamińskiemu.
Jarosław Kaczyński zrozumiał, że tak, jak wcześniejsze zabranie przez kontrwywiad wojskowy archiwum, uprzednio przewiezionego nocą, bezprawnie, przez ludzi Kaczyńskich do Pałacu Prezydenckiego pod pozorem prac komisji weryfikacyjnej – tak i przejęcie CBA przez formalnie nadrzędny nad CBA urząd premiera – pozbawiają go wpływu na zawartość dokumentacyjną i dalszą działalność Biura.
Postanowił wykorzystać to co miał, mimo że miał niewiele.
Kiedy dziś, z potrzeby zrobienia wrażenia „silnego faceta” i utrzymania przy sobie resztek swojego elektoratu Jarosław Kaczyński opowiada o powołaniu kolejnych tajnych ciał, jakichś niby-rządów, dla których pracować mają niby-eksperci a to wszystko ma być tajne, bez nazwisk, ukryte przed opinią publiczną – mamy przed sobą faceta przegranego i usiłującego rozpaczliwie znaleźć sposób przed kompromitacją ostateczną.
Widzimy też tę skłonność do tajności, tę nieumiejętność, czy raczej niechęć do działania przy otwartej kurtynie, niezrozumienie mechanizmów demokracji, potrzebę knucia w ukryciu, mafijne pojmowanie zależności i związków między ludźmi, nastawienie na walkę z odrzucającym go społeczeństwem, wyraźną, demonstrowaną wrogość wobec nieakceptujących go Polaków.
Kiedy jednak widzimy także, jak Jarosław Kaczyński ucieka przed dziennikarzami** korytarzami sejmowymi, jak się odgryza i odszczekuje indagowany o sprawę śmierci polskiego żołnierza, jak spłoszony i kipiący zlością boi się stanąć przed kamerą i odpowiedzieć na jedno proste pytanie – wiemy, że nie kieruje nim tylko niechęć do dziennikarzy. Wiemy, że za sprawą tej śmierci kryje się prawdopodobny brak osłony agenturalnej – smutny koniec poczynań w archiwum WSI komisji Macierewicza. A Jarosław Kaczyński wie, że nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie i nie wywinie się zwyczajowym u niego kłamstwem czy insynuacją.
Ileż to razy historia dostarczała nam opisów takich właśnie „zawiedujuszczych” tajnymi policjami, którzy w identyczny sposób starali się jeśli nie utrzymać na gruzach swojego tajnego imperium – to przynajmniej ocalić własną skórę.
Nie wiem, czy Jarosław Kaczyński ma świadomość własnej klęski, czy też jego mentalność, mentalność uczelnianego karierowicza z PRL, nie pozwala mu tej klęski dostrzec.
Czy mania wielkości, zarozumialstwo, pycha i poczucie bezkarnej władzy – przysłaniają mu obraz rzeczywistości.
Jakkolwiek jest - Jarosław Kaczyński stał się postacią tragikomiczną, groteskową, chorym z urojenia, co opisałam w tekście pod takim właśnie tytułem***.
* http://wiadomosci.onet.pl/1581393,2677,1,szeryfowie_kaminskiego,kioskart.html
** http://wiadomosci.onet.pl/2067114,448,j_kaczynski_ucieka_przed_teraz_my_za_co_mamy_przeprosic,item.html
*** http://renata.rudecka-kalinowska.salon24.pl/133770,chory-z-urojenia
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka