Słoneczny, ciepły i złociście jesienny.
Przed oknami krzewy i drzewa jeszcze nieogołocone z liści żółcą się na tle czerwieni dzikiego wina oplatającego ogrodzenie sąsiedniej posesji i wspinającego się przebojem na mur domu. W przyszłym roku oplotą mój ogromny balkon. Czekam na to, wyobrażając sobie ten „letni pokój” zatopiony w bujnej zieleni i moich gości rozsiadłych wygodnie w jej cieniu.
I tak pozwalając myślom leniwie się toczyć i wędrować swobodnie od skojarzenia do skojarzenia, nieuchronnie poprzez dzikie wino docieram do dzieciństwa i moich bliskich i w ślad za nimi na miejsce ich wiecznego spoczynku.
Ten cmentarz jest tak piękny, tak zapierający dech bujnością zieleni osłaniającą przed nadmiarem słońca i światła ukryte w jej gąszczu i przyzwoicie doszorowane lastrikowe groby kojarzące się z teraźniejszością i życiem doczesnym bardziej niż z odchodzeniem w przeszłość; I zwyczajne, budzące nostalgiczne, odległe reminiscencje z kart literatury ziemne mogiły z przekrzywionymi krzyżami, które jakieś litościwe ręce obdarły z zarastających je latem chaszczy; I przepiękne architektonicznie, zdobne w rzeźby, z kamieni o szlachetnych barwach grobowce, złoconymi literami prawo własności do tego domu obwieszczające. A wszystko to płonące, jarzące się migoczące milionami ogników i tonące w morzu kolorowych wybujałych specjalnie na ten dzień chryzantem.
Ten cmentarz żyje.
Żyje rozgwarem głosów, krzątaniną ludzi, zapełniających ścieżki, ich doczesnością, strofowaniem dzieci, donoszeniem wody by podlać kwiaty , zapalaniem zniczy, czasem złością, że coś jest nie tak, sprawdzaniem kto z rodziny już był, a kogo jeszcze nie było, rozmowami, spotkaniami znajomych, umawianiem się, modlitwą, której brak skupienia, przetarciem ławeczki by przysiąść, poczuciem spełnionego obowiązku i zadowoleniem z własnej, udanej zapobiegliwości i godnego wyglądu.
A przed cmentarzem w rozjechanych poboczach drogi, na pokrzywionych chodnikach, wzdłuż ulic, w trawie zmasakrowanych kołami mini skwerków – wszędzie, gdzie spojrzeć - samochody. Upchane, dociśnięte i odzierające korę z drzew, sfatygowane i zmęczone od nadmiaru pasażerów, bagażu i przejechanych kilometrów, upstrzone opadającymi liśćmi, płatkami chryzantem, które chwilę temu wydobyto z ich wnętrz, z zapchanymi klamotami tylnymi szybami pod smętnie kiwającymi się nad nimi pieskami z weluru.
Bliżej bram rozstawione byle jak kramy, a właściwie sklecone byle jak stoły, brudnawe z zakutanymi mimo ciepła sprzedawcami. Ułamane skrzynki, kartony, stosy zniczy w pudłach, wiadra z ciętymi kwiatami, sterty pustych doniczek byle jak rzuconych w najbliższy kąt, pełno śmieci i rozwiewanych wiatrem, szurgających pod nogami papierów - i jedynie kwiaty, jak zawsze czystą szlachetnością kolorów radujące oczy.
Nie cierpię tego jarmarku, tego oglądania strojów Kowalskiej „no, no nawet na futro ją stać” lub „popatrz pani, w tym płaszczu to ja ją tu już chyba piąty raz widzę” i komentarzy na temat stanu zdrowia Nowaka, bo „oj coś mi sę zdaje, że nie pociągnie długo...patrz pani, jakie ma wory pod oczami”, „A młoda Iksińska to chyba w ciąży jest, ciekawe z kim?”, " Spójrz Pan przyszli razem, a mówią, że sie rozwodzą, bo on kogoś ma.."
Nie znoszę przeciskania się między samochodami, i taszczącymi towary jarmarczne ludźmi, tej atmosfery spoconej gorliwości i pospiesznego odwalania obowiązku z uważnym patrzeniem co ludzie powiedzą.
I nawet cudowny widok rozjarzonych blaskiem znajomych, starych drzew pochylonych nad morzem płomyków – nie jest w stanie wprawić mnie w nastrój zadumy i refleksji.
W Dzień Zaduszny nie bywam na cmentarzu.
I tak sobie myślę, że gdy przyjdzie czas, gdy nade mną szumieć będą stare, ogromne drzewa, rzucając błogosławiony cień – zaproszę moich gości by wygodnie rozsiedli się na ławeczkach tego bożego balkonu, w każdy inny dzień, ale nie w Dzień Zaduszny. By mogli snuć wspomnienia, refleksje, by zadumali się na kruchością ludzkiego życia, pięknem miejsca i jego sprzyjającym długiej, spokojnej modlitwie, nastrojem.
A w Dzień Zaduszny zostańcie w cieple zaciszy domowych i patrząc w płomień płonącej w lichtarzu świecy, powędrujcie myślą nieśpieszną ku twarzom i sylwetkom, uśmiechom i słowom bliskim, takim, jakie w waszej pamięci pozostały na zawsze.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura