Pośród sporów o sens akcji z krzyżem pod Pałacem Prezydenckim i rangi, jaką w swoich działaniach nadal jej PiS – umyka jeden poboczny, ale ważny aspekt.
Składanie kwiatów przez Jarosława Kaczyńskiego w tym miejscu w asyście wyznaczonych przez siebie, aktualnie „najważniejszych”* ludzi w partii. Zespół Macierewicza z listą osób od samej góry w państwie, które winny stawić się przed obliczem posłów PiS. I jego pompatyczne wleczenie ze sobą ludzi na kolejne miesięcznice pod Pałacem. Pospieszalski, Wildstein i paru innych pismaków ze swoim podkreślaniem: „Pan Premier Kaczyński” i „pan” Komorowski lub tylko Komorowski. Nawet prof. Michał Kleiber, „niewinnie” sugerujący, że decyzję o krzyżu powinni podjąć wspólnie: prezydent Komorowski, premier Tusk, przedstawiciele Episkopatu i Jarosław Kaczyński.
Oto na naszych oczach zawalił się mit.
Nie tylko nie zbudowano mitu Lecha Kaczyńskiego, ale runęły i rozbiły się doszczętnie starannie kreowane autorytet, wielkość, znaczenie polityczne Jarosława Kaczyńskiego.
Wszystkie ostatnio podejmowane działania w PiS i kręgach zbliżonych do Kaczyńskiego, także te wspomniane przeze mnie, miały służyć utrzymaniu tej nieuzasadnionej niczym wielkości, temu sztucznemu autorytetowi. Miały wciągnąć w bezpośredni konflikt Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska, zmusić ich do zajęcia osobistego stanowiska. Miały zrównać prezesa-premiera z najwyższymi osobami w państwie. Miały ustawić go na równi z nimi i w ten sposób pokazać Polakom, jaki jest wciąż ważny i jak się nim liczą najważniejsze osoby w Polsce.
I nie wyszło.
Tym razem nie popełniono błędu, który zdarzał się zbyt często w przeszłości i doprowadził do tego, że dwom ludziom o średnim poziomie intelektu, kiepskich charakterach, postępującym nieetycznie, poprzez prezentowanie swoich nieprawdziwych wizerunków i wielkości politycznej, udało się oszukać Polaków i dorwać do władzy.
Kreowanie podczas kampanii wyborczej, przy wykorzystaniu pisowsko-eseldowskich telewizji i polskiego radia, Grzegorza Napieralskiego na znaczącą postać polskiej polityki, daleko idąca pomoc udzielona szefowi SLD przez J. Kaczyńskiego w nadziei na odebranie głosów konkurentowi z PO, prymitywne podlizywanie się starym PZPRowcom – nie tylko nie dały zamierzonego efektu, ale doprowadziły do zrównania Kaczyńskiego z Napieralskim. Ustawiły ich bowiem na obu skrzydłach rządzącej Platformy Obywatelskiej, zmarginalizowanych, pozbawionych rzeczywistego wpływu na polską politykę – dwóch szefów partii tworzących opozycję. Niekonstruktywne, pochłonięte wyłącznie własnymi partykularnymi interesikami, oderwane od spraw kraju „zlepperowane” przystawki.
Nie udało się wciągnąć w prymitywną, „bazarową” rozgrywkę ani prezydenta Komorowskiego ani premiera Tuska. Nawet prezydent Warszawy pozostała ponad zasięgiem Kaczyńskiego.
Musiał przełknąć gorzką pigułkę upokorzenia, gdy stał się partnerem wyłącznie dla urzędników niższego szczebla.
Gdy szeregowemu posłowi Jarosławowi Kaczyńskiemu wskazano jego miejsce w szeregu.
* Najważniejszym w PiS zostaje się w dowolnym momencie i w równie dowolnym być przestaje. Według aktualnego wskazania prezesa. Przyjrzyjcie się kto na którym krześle podczas obrad sejmu zasiada, w zależności od bliskości fotela prezesa – te honory prezes przydziela osobiście. Mają one ewidentny charakter aktualizowanej nagrody i kary.