Gdyby doszło do zmiany języka debaty publicznej, gdyby stała się ona debatą opartą na najwyższych standardach – nie byłoby w niej miejsca na pensjonarskie wynurzenia pań Jankowskiej czy Staniszkis. Zniknęliby też z publicystyki medialnej „niezależni” dziennikarze, którzy realizują się na poziomie docierania do przeciętnego przedstawiciela INTLIGENCJI (jak mówi jej twórca), bo nie dorastają do przeciętnego Polaka. Nie byłoby miejsca na traktowanie, jako głosu w dyskusji, szmatławców medialnych. Wiele dzisiejszych gwiazd dziennikarskich musiałoby po prostu poszukać sobie innej pracy, lub zająć się w najlepszym przypadku relacjami z kroniki policyjnej czy psich wystaw. Eksperci w rodzaju Krasnodębskiego, Radziszewskiej czy Zybertowicza wpierw gorączkowo musieliby uzupełnić swoją wiedzę o Polsce a następnie nauczyć się innego niż tandetnie propagandowy, prostacki, ton ich wystąpień.
W mediach głos Suskiego , Girzyńskiego, Mularczyka, Kempy, Ziobry, Jurgiela, Kuchcińskiego, Błaszczaka ale i Kluzik-Rostkowskiej, Jakubiak, Kamińskiego, Poncyliusza, Migalskiego – mógłby pojawiać się wyłącznie jako przykład tego, czym debata polityczna nie jest i zarazem, jako świetny dowód uprawiania oszustwa politycznego i kłamstwa.
Nie byłoby miejsca na zafałszowane opowieści o grupkach oszołomów śpiewających „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie” - prezentowane, jako „głos narodu”. A 1500 osób zgromadzonych na dowolnym wiecu z pochodniami czy bez - miałoby wyłącznie należny wymiar folkloru politycznego.
Czy w obecnej sytuacji politycznej Polski to jest możliwe?
Nie. To niemożliwe.
„Właściwe dać rzeczy słowo” - to dzisiaj wydaje się zadaniem wręcz heroicznym. W zalewie tandety, niusów, gonienia za tanią sensacją, pismaków tabloidowych traktowanych jak głos ekspercki, poważnych rozważań nad idiotyzmami, chorobliwego bełkotu megalomanii skrzyżowanej z głupotą – domaganie się "poważnej debaty politycznej", najczęściej ze strony środowisk bełkot ten uprawiających, jest jedynie próbą nobilitowania całej patologiitego, co dziś debatą się nazywa.
Nie ma w tym nic dziwnego – wszak demokracja – to także jej margines intelektualny i moralny. I jego prawo głosu.
Parlament, ludzie znajdujący się w polityce są odbiciem społeczeństwa. Ze wszystkimi jego zaletami i wadami. Z mądrością i głupotą. Świadomością i jej brakiem. Godnością i frustracją. Uczciwością i jej zaprzeczeniem. Rzetelnością, subtelnością, wyrafinowaniem intelektualnym, ale i chamstwem i prymitywizmem.
Rzecz w tym, że media są odbiciem rzeczywistości.
A rzeczywistość jest jaka jest.
Dojrzałość demokracji przejawia się tym, że to, co powinno być marginalne – jest marginalne.
My do tej dojrzałości dopiero dorastamy.
I to nie apele o jakość debaty publicznej uczynią ją poważną, godną, mądrą i rzetelną– ale naturalne procesy kształtowania się myśli, odpowiedzialności i percepcji współczesnego świata. Tylko rozwój społeczny, edukacja pokoleń, świadomość korzyści narodowych, jakie daje uczestnictwo w demokracji – przełożone na nasze decyzje wyborcze - mogą doprowadzić do zmiany jakości debaty publicznej.
Nic innego
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka