Sprawa odpowiedzialności Lecha Kaczyńskiego za nepotyczne i noszące znamiona korupcji ułaskawienie wspólnika swojego zięcia - to sprawa pierwszoplanowa polskiej polityki.
Wyrażane przekonania o niewinności prezydenta, jego dobrej woli, nieświadomości tego, co podpisuje – w gruncie rzeczy są oskarżeniem Lecha Kaczyńskiego, jako prezydenta kompletnie nie nadającego się do pełnienia swojego urzędu, który cudem nie sprowadził na Polskę nieszczęścia, składając swój podpis na podsuwanych mu dokumentach. Prezydenta – marionetki pociąganej za sznurki przez bliżej nieokreślonych ludzi, którzy za pośrednictwem pracowników Kancelarii Prezydenta RP podejmowali działania decyzyjne przynależne zgodnie z Konstytucją wyłącznie Głowie Państwa.
Przyjrzyjmy się temu, co ujawniono w sprawie i czego nie wiemy:
Wiemy, że 24 lutego 2009 roku Andrzej Duda, prezydencki minister wystosował pismo do Prokuratora Generalnego z prośbą o akta sprawy Adama S.
Nie wiemy DLACZEGO Andrzej Duda takie pismo wystosował.
Nie wiemy KTO w imieniu Adama S. składał wniosek o ułaskawienie do Prezydenta RP – a należy przyjąć, że taki wniosek musiał wpłynąć i musiał być podstawą wystąpienia Andrzeja Dudy.
Jeśli na wniosku był podpis prezydenckiego kuma, ojca jego zięcia, obrońcy Adama S. – to nazwisko Dubieniecki – musiało zostać zauważone. Jeśli zostało zauważone, musiało rzutować na przebieg sprawy, powodując albo powiadomienie Lecha Kaczyńskiego o tym wniosku – i wtedy mielibyśmy do czynienia ze świadomymi decyzjami prezydenta; lub też zostało przed Lechem Kaczyńskim ukryte i wówczas mamy do czynienia z nieświadomością prezydenta w kwestii, co podpisuje.
Oczywiście może tez być tak, że wniosek o ułaskawienie popisał zupełnie ktoś inny. Jednak to właśnie musi zostać wyjaśnione i ujawnione.
Ponieważ powinniśmy wiedzieć, czy za samym wnioskiem nie stała na przykład taka decyzja: „stary, załatwimy ci ułaskawienie, to pestka”. I czy nie było też tak: "napisz ty pismo o ułaskawienie, bo ja nie chcę, wiesz, nazwisko”. Tym powinna zając się prokuratura.
Nie da się zwalić winy wyłącznie na Piotra Kownackiego, wyrzuconego z Kancelarii Prezydenta RP w związku ze sprawą wycieku informacji w innej sprawie, ponieważ niezwykłe honory, jakie spotkały Andrzeja Dudę ze strony Jarosława Kaczyńskiego i desygnowanie go na kandydata PiS na urząd Prezydenta Krakowa w zeszłorocznych wyborach – dowodzą niezwykle wysokich notowań Dudy u Kaczyńskiego, które nie znajdują żadnego odzwierciedlenia w dokonaniach samego Dudy. Przypomnijmy, że Duda jest tak awansowany w czasie, gdy Jarosław Kaczyński w swojej kampanii wyborczej wspiera się zarówno swoją bratanicą, jak i jej drugim mężem, Marcinem Dubienieckim, używając go nawet do prowadzenia w jego imieniu sekretnych rozmów z Józefem Oleksym.- a małżeństwo Dubienieckich mieszka w tym czasie na koszt podatnika w Pałacu Prezydenckim i mieszka tam do ostatniej chwili – do ogłoszenia wyników wyborow prezydenckich i przegranej w nich Jarosława Kaczyńskiego.
Zasłaniający się dzisiaj niepamięcią Andrzej Duda zapewne niewiele będzie nadal pamiętać – ale są dokumenty i sporządzający je ludzie, pracownicy kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
8 maja 2009 roku Piotr Kownacki zwraca się pisemnie do Prokuratora Generalnego prosząc o oficjalną opinię w sprawie ułaskawienia. Prosi też o niezasięganie opinii sądu, który skazał Adama S. Jest to prośba uprawniona, ale dla dobra prawidłowości decyzji raczej się z tego nie korzysta. W tym jednak przypadku korzysta się. Dlaczego?
12 maja Prokurator Generalny wszczyna oficjalne postępowanie w tej sprawie.
To wiemy.
Ale wiemy też, że w tym właśnie czasie zostaje zawarta spółka Marcina Dubienieckiego ze skazanym za jeden z najobrzydliwszych czynów, oszukiwanie i wykorzystywanie niepełnosprawnych i funduszu PFRON oraz urzędu skarbowego - Adamem S.
Nie wiemy zatem, czy o założeniu tej spółki decyduje pewność drugiego męża Marty Kaczyńskiej, że ułaskawienie jest pewne, skoro nie chce zaczekać do czasu rozstrzygnięcia sprawy, czyli, jak wiadomo, jeszcze raptem trzy tygodnie.
Nie wiemy, czy Piotr Kownacki chciał się przysłużyć zięciowi i córce prezydenta i sam bez wiedzy Lecha Kaczyńskiego sterował sprawą ułaskawienia wspólnika prezydenckiego zięcia.
22 maja Prokurator Generalny wydaje w kwestii ułaskawienia Adama S. opinię NEGATYWNĄ.
Nie wiemy, czy opinia ta została zaprezentowana Lechowi Kaczyńskiemu i mimo niej podpisał akt ułaskawienia. Czy też nie miał o tej opinii wiedzy.
Wiedzę ma niewątpliwie Piotr Kownacki i być może inni pracownicy ówczesnej kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
To także powinno stać się przedmiotem dochodzenia prokuratorskiego, bowiem w grę może wchodzić oszukanie Prezydenta RP.
9 czerwca 2009 roku Prezydent RP Lech Kaczyński podpisuje ułaskawienie Adama s. wspólnika swojego zięcia.
I tu wracamy do postawionego na początku pytania: Podpisał wiedząc co podpisuje – czy nie wiedział.
Na marginesie całej sprawy jest fakt, że mamy do czynienia z rodziną prawników. Lech Kaczyński był szefem NIK. Był też Ministrem Sprawiedliwości i Prokuratorem Generalnym – powinien zatem znać procedury i wiedzieć, jak dokonywać sprawdzenia wnioskow. Jego córka też jest prawnikiem, zapewne interesy męża nie są dla nie obce – więc powinna wiedzieć o fakcie, że jeden ze wspólników jest skazany i trwa procedura jego ewentualnego ułaskawienia przez jej ojca. Na pewno wie o tym prawnik Marcin Dubieniecki I jego ojciec Marek Dubieniecki także prawnik.
Trudno sobie wyobrazić, by rodzina utrzymywała Lecha Kaczyńskiego poza informacjami w tej sprawie. Szczególnie, że jako prawnicy wszyscy zdawali sobie sprawę z konsekwencji.
Pytanie kolejne, czy w kwestii owego ułaskawienia działano w zmowie i w porozumieniu z udziałem lub bez udziału Lecha Kaczyńskiego?
Istnieje daleko posunięte prawdopodobieństwo, że gdyby nie śmierć Lecha Kaczyńskiego – o całej sprawie nikt nigdy by się nie dowiedział.
A stwierdzenie tego faktu otwiera dalsze pytania: ile jest jeszcze takich spraw, z udziałem świadomym, bądź nieświadomym Lecha Kaczyńskiego, które świadczą przeciwko niemu i wskazują na to, że pod osłoną Urzędu Prezydenta RP mogły się dokonywać najzwyklejsze szwindle?
Wniosek jest oczywisty: Należy dokonać drobiazgowej analizy całej prezydentury Lecha Kaczyńskiego ze szczególnym uwzględnieniem spraw, na których składał on swój podpis.
I to jak najszybciej.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka