Zabawne oszustwo, ale jednak oszustwo, Jarosława Kaczyńskiego i jego sztabu wyborczego, dziwaczne sondaże wyborcze oraz wzajemne przechytrzanie się komitetów poszczególnych partii i analizy zawodowych publicystów głupiejących wobec tej dość nietypowej kampanii wyborczej – wskazują, że zarówno same partie nie wiedzą jak i co zrobić, jak i analitycy pogubili się dokumentnie.
Kampania przypomina bardziej konkurs miss z typowaniem publiczności – niż atmosferę przed wyborami. Emocje pozornie rozpalone – ale scena polityczna dość niemrawa.
No to przyjrzyjmy się temu, co na tej scenie widać.
A widać głównie młodość!
Na początek cukierkowe świeżynki prezesa, zwane paprotkami – tworzą wdzięczny obrazek nieistniejącego ugrupowania. Nie ma PiS – partii młodych kandydatek i kandydatów. Ponętne girlaski we wdzięcznych pozach, na odległych miejscach list wyborczych – zachęcają do oddawania głosów na listy – tyle, że to nie one znajdą się w sejmie. One bidulki, po wyborach wrócą do niewdzięcznej roli tła dla starych wyjadaczy partyjnych a miejsca w sejmie zajmą dobrze znane: Kempa, Wróbel, Szydło, Kruk, Szczypińska, Masłowska,.Zuba i Sobecka.
Ale przynajmniej teraz, podczas kampanii, jest jakby bardziej estetycznie i pogodniej, a sam Kaczyński na tle biało-czerwonych flag ponownie udaje „Piaskowego Dziadka”, z zacięciem do roli co najmniej prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Stała grupa wypchniętych na plan pierwszy pisowskich młodzieńców w niezmiennej normie aroganckiej ignorancji.
To idzie młodość…młodość… młodość…
Także w spotach reklamowych PSL. Jak w filmach Hitchcocka, pojawiał się na mgnienie oka sam mistrz suspensu – tu pojawia się Waldemar Pawlak. PSL – idzie krok dalej w aluzyjności do erotyki, rozbawionych, rozszczebiotanych, młodych ludzi. W filmowej rzeczywistości jeszcze Stanisław Żelichowski pokaże młodzieńczy wigor wieku mocno dojrzałego – ale przecież wiemy, że tak naprawdę w ławach poselskich PSL rozsiądą się znowu Kłopotek ze Stefaniukiem, Sawickim i Piechocińskim i dalibóg trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek z tych panów we wdzięcznych podskokach wiódł z lekka roznegliżowane dziewczęta za stodołę.
No i Grzegorz Napieralski – o kampanii SLD praktycznie w ogóle nie da się nic powiedzieć.
Jakby jej w ogóle nie było. Iwiński, Łybacka, Bańkowska, Wendrlich, - może jedyny Kalisz jest zauważalny. Bardziej chyba widać samodzielną kampanię Gadzinowskiego, ale reszta jakby ukryta, schowana, a za urzekającą młodość, utożsamianą z losem tysięcy zwyczajnych młodych mężów i ojców robi solo sam Napieralski. Nawet Piekarska gdzieś boczkiem przemyka.
Jedynie Janusz Palikot w swoim szalonym pędzie do sukcesu i wytrwałej, budzącej podziw pracy własnej i rzeszy uwiedzionych mirażem liberalizmu i lewicowości młodych ludzi – wydaje się być w tym, co robi autentyczny. Infant terrible polskiej polityki dobrze ostrzyżony ( wreszcie!), swobodny, na luzie, obrazoburczy i przekraczający ramy przyzwoitości – prowadzi grę, której wyniku nikt nie jest w stanie przewidzieć. A co ciekawsze, również sens tej gry zdaje się być mało czytelny. To, że nie jest dostatecznie jasny dla obserwatorów – to widać. Ale czy jest znany i odczytywany przez uczestników? Ruch Palikota rozbija status quo zabetonowanej sceny politycznej I jeśli poważnie zastanowić się, jakie będą skutki udziału Palikota w tej kampanii wyborczej – bez względu na uzyskany przez niego wynik - to prędzej, czy później dochodzi się do wniosku, że jest to praca na rzecz… Platformy Obywatelskiej, a konkretnie na rzecz Donalda Tuska.
Ale to temat na odrębne rozważania.
Tymczasem Platforma Obywatelska – jako jedyna partia nie zmienia twarzy, nie kreuje żadnego „nowego wizerunku”, nie kusi erotyką młodości, nie podsuwa wizji ław sejmowych, w których siedzącym tam panienkom brakuje jedynie przypiętych króliczych uszek, a rozpląsanym chłopcom koszy pełnych dorodnych jabłek wiezionych w ich własnych wypasionych brykach.
Może dlatego część analityków mówi o zmęczeniu rządzeniem, przygaszeniu, stonowaniu PO i przywołuje słowa Tuska , Rostowskiego, Sikorskiego – poważne, znaczące i jakby odbiegające od infantylnej, rozchichotanej rzeczywistości medialnej kampanii wyborczej.
Tak naprawdę można odnieść wrażenie, że kampania wyborcza chyba się jeszcze nie zaczęła. Albo wręcz przeciwnie – już się zakończyła. I cokolwiek się jeszcze zdarzy – nie będzie mieć wpływu na wynik.
Ale to, co może się jeszcze zdarzyć, ta nadzieja tkwiąca w zwolennikach walczących partii, że jakimś spektakularnym zagraniem zdołają coś jeszcze ugrać, coś uzyskać, pogrążyć przeciwników i zapewnić sobie lepszą pozycję w przyszłym sejmie i być może szansę na władzę – zdaje się jeszcze całkiem nie umarła.
I o tych złudzeniach, nadziejach i odczytywaniu znaków – w następnym moim tekście.